Nawet slicki nie pomogły ... :(
-
DST
80.00km
-
Czas
03:20
-
VAVG
24.00km/h
-
VMAX
57.30km/h
-
Temperatura
8.0°C
-
HRmax
179( 90%)
-
HRavg
148( 75%)
-
Kalorie 3400kcal
-
Podjazdy
900m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na trening pojechaliśmy w czwórkę: Ariel, Mateusz, Jurek i ja.
Umówiliśmy się na 11:00, a mi udało się o 10:20 wyjechać więc na miejsce spotkania pojechałem przez Pakoszów i Podgórzyn takim żwawszym tempem (średnia ponad 29 km/h).
Z Jeleniej Góry ruszyliśmy (już razem) na trasę zaproponowaną przez chłopaków. Ja chciałem więcej górek, ale jak się później okazało, dzisiaj chłopaki byli dla mnie zbyt mocni.
Na etapie Łomnicy, Gruszkowa i Strużnicy było ok, w Kowarach już momentami zostawałem lekko w tyle, ale na podjeździe pod Orlinek w Karpaczu to już był nokaut z ich strony na mnie.
Później zjazd do Podgórzyna (przez Borowice) i padła propozycja kolejnego podjazdu przez Przesiekę na Zachełmie.
Tu chłopakom podziękowałem bo czas mi się kończył i się rozstaliśmy. Podjazd wcześniej już mnie skurcze łydek łapały. Pomimo rezygnacji z dalszej trasy to i tak ledwo dowlokłem się do domu. Dobrze się złożyło, że czas mnie gonił bo by mnie dzisiaj na podjeździe pod Zachełmie "zabili". Coś tam jeszcze słyszałem, że Ariel o jakiś Michałowicach wspominał (teraz po czasie z wpisu Mateusza wyszło, że faktycznie pojechali). Eeeeeee ... . Fakt, że dzisiaj po tym niby "nic nie wartym wczorajszym treningu" czułem ciężkie nogi, ale złej baletnicy to i przeszkadza rąbek u spódnicy, więc przyjmijmy, że miałem słabszy dzień, aczkolwiek zastany stan rzeczy mocno mnie zmartwił ... bo co jeśli nie był to mój słabszy dzień ?
Reasumując:
genialny trening, wyeksploatowałem siebie na 100% i marzę o kolejnym wspólnym wypadzie w niedzielę. PROSZĘ ... sponiewierajcie mnie znów !!
P.S.1
Dzisiaj rano osiągnąłem wagę 92,0 kg (5 dni z rzędu walczyłem z wynikiem 92,x kg) co było moim (powiedzmy sobie szczerze) marzeniem i wyznaczając cele w końcówce minionego sezonu (na nowy) raczej traktowałem to jako raczej bardzo mało prawdopodobne.
Nigdy nie miałem przyjemności jeździć z taką wagą. Zbliżając się do tej wagi wyznaczyłem kolejny ostateczny cel: 90 kg i wówczas uczczę to butelką whisky. Na takie okazje jak ta to kupiłem w grudniu 9 butelek (jedną spożytkowałem w Sylwestra) więc jeszcze 8 jest. Dzisiaj jest taka okazja się napić (plan: 3 szklaneczki, no może 4 ). Otóż po treningu wylądowałem na 89,5 kg (wiadomo coś zjem, wypiję i waga podskoczy), chociaż dzielnie się trzymam bo poza zupką i herbatą jakoś dalej funkcjonuję, a na 20:00 jadę jeszcze na basen więc jutro tak czy siak wagowo powinno być co najmniej genialnie.
Czy 90 kg to ostateczność wagowa ? - nie wiem ... może jeszcze 2 kg ? Zresztą czemu miałbym nie jeździć z wagą Bartka ?
P.S.2
Bartek nie wiem jak Ci to napisać ale jak już podzieliliśmy zwycięstwa w maratonach (który maraton, kto dojedzie przed kim) to teraz nie wykluczone, że trzeba będzie coś oddać Arielowi.
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie:
Navime.pl + mapka:
Kategoria Treningi
komentarze
Poza tym ostatnio jechałeś z nami bardzo mocno i pod Michałowice ledwo dawałem radę za Wami. Dopiero na Zachełmiu doszedłem do siebie. Dwa wspólne treningi to za mało, żeby coś powiedzieć, ale myślę, że całe trio (Ty, Bartek i ja) możemy liczyć na 2-3 sektor. Bartek pewnie o pierwszym myśli... ;-)
Tak poza tym dzisiaj dzięki Tobie przypomniało mi się jak ja za nimi jeździłem na górskim rowerze i często włączałem młynek, bo już noga nie podawała. Na kolarzówce musisz jechać siłowo, a na górskim ciężko się opanować, żeby nie zrzucić na jedynkę z przodu. Jak kupowałem kolarzówkę to powtarzali mi, żebym nie kupował korby z 3 rzędami. Dwa mają być i koniec. A i tak nie mam kasety takiej jak oni. Jak człowiek przesiada się z szosówki na górski, to pierwsze wrażenie jest takie, że przełożeń brakuje.