Wrzesień, 2014
Dystans całkowity: | 348.50 km (w terenie 126.00 km; 36.15%) |
Czas w ruchu: | 16:34 |
Średnia prędkość: | 21.04 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.10 km/h |
Suma podjazdów: | 5980 m |
Maks. tętno maksymalne: | 185 (93 %) |
Maks. tętno średnie: | 174 (88 %) |
Suma kalorii: | 20500 kcal |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 34.85 km i 1h 39m |
Więcej statystyk |
Termy # 16
-
Aktywność Pływanie
Całkowicie bez jakiejkolwiek historii. Brak sił na pływanie, brak sił żeby wytrzymać dłużej niż kilka minut w saunie, jedynie w jacuzzi dawałem radę. Raczej do soboty całkowita przerwa od roweru.
Kategoria Treningi
Zmęczony
-
DST
20.00km
-
Teren
6.00km
-
Czas
01:04
-
VAVG
18.75km/h
-
VMAX
55.30km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
HRmax
174( 88%)
-
HRavg
137( 69%)
-
Kalorie 1100kcal
-
Podjazdy
350m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po wczorajszej jeździe i dzisiejszym dniu w pracy okazało się, że z siłami jest słabiutko. Dlatego też podjąłem decyzję o skróceniu czasu treningu. Ostro mnie też wkurzały muszki lepiące się do twarzy ... .
Mapka:
Kategoria Treningi
3 x Chojnik bez podpórki.
-
DST
31.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
01:58
-
VAVG
15.76km/h
-
VMAX
61.90km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
HRmax
184( 93%)
-
HRavg
149( 75%)
-
Kalorie 2150kcal
-
Podjazdy
920m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po pracy jednak na szybko wskoczyłem na rower. To był pierwszy trening od maratonu w Polanicy. W zasadzie też jakiś tam test roweru. Wymieniłem gumki z tyłu i nieco inaczej zamontowałem siodełko bo mi mocowanie pękło na ostatnim maratonie. Od Polanicy strasznie mnie boli krzyż codziennie rano nie jestem w stanie założyć skarpetek czy zawiązać butów. W ciągu dnia jak się trochę poruszam to jest lepiej, ale następnego dnia znów to samo. Kaszana. Dzisiaj zrobiłem pętelkę przez Zachełmie i w Sobieszowie skusił mnie Zamek Chojnik. Najpierw raz, potem drugi (bo ludzie patrzyli na mnie jakbym był z innej planety) i jeszcze spróbowałem trzeci. To był pierwszy raz w życiu kiedy na podjeździe ludzie mi bili brawo. Nie ma co ... podbudowało mnie to na duchu.
Mapka:
Kategoria Treningi
Maraton - Polanica Zdrój
-
DST
48.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
02:52
-
VAVG
16.74km/h
-
VMAX
56.90km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
HRmax
176( 89%)
-
HRavg
166( 84%)
-
Kalorie 4400kcal
-
Podjazdy
1230m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Maraton w Polanicy był poprzedzony moim przeziębieniem. Nie jeździłem przez blisko tydzień, dopiero w czwartek poczułem się lepiej i zrobiłem trening. W piątek znów ból gardła, podmianka opon i przy okazji zauważyłem, że gumki hamulcowe mam zjechane prawie do zera. Nie miałem już czasu ani chęci jeszcze się z nimi mordować. Myślę sobie: jest ciepło i sucho więc jakoś jeszcze dam radę. Rano się budzę wychodzę przed blok, a tu kałuże na pół jezdni ... nieźle - co będzie w lesie ?
Dojazd do Polanicy bez przygód, na miejscu spotykam Bartka i jego klubową ekipę. Stoją obok nas. Standardowo jedzonko i później śmichy i hihy. Ja cały czas się martwię bo gardło boli, ale też ciągle myślę o tych gumkach - będzie źle. Na rozgrzewce staram się nie hamować żeby ich jak najwięcej zaoszczędzić. O 10:40 zmierzam do swojego pierwszego sektora. Nie chcę być ani z przodu ani na końcu (bo czas mierzony jest netto więc fajnie by było gdyby strata na starcie wynosiła kilka sekund). Mp3-ka standardowo mi padła ... na minutę przed startem. Uhhhhhhhh. Chowam ją szybko do plecaka i w tym momencie słyszę: 7,6,5,4,3,2,1 ... poszli. Jadę swoje ... po 200 metrach wyprzedza mnie Bartek, po 500 metrach odwracam się za siebie ... nie ma nikogo - jestem ostatni. Po kolejnych 200 metrach już tracę 50 m do ostatniego zawodnika z sektora 1 i za sobą na dłuższej prostej widzę "ścigantów" z sektora 2. Kurde ... głupia sytuacja - pierwszy sektor pojechał, drugi jeszcze mnie nie doszedł, a ludzie na poboczu się jakoś dziwnie na mnie patrzą. Przez 5-10 minut czułem się strasznie głupio zanim wylądowałem gdzieś na pograniczu środka sektora 2 i czołówki sektora 3. No nic ... jadę. Na 8-mym km dochodzi mnie Ariel. Po chwili odjeżdża ... na 10-tym km pierwszy techniczny zjazd gdzie go dochodzę, wyprzedzam i znów podjazd. Tutaj Ariel mnie ponownie dogania, wyprzedza i wkrótce znika na horyzoncie. Trudno ... jadę ... zresztą jaki mam wybór ? Na płaskich odcinkach jadę na kole najszybciej jadących zawodników i tak jakoś leci. Jeszcze wcześniej na 13-stym km bufet ... ha ... miał być na 13-stym był na 15-stym km. Zatrzymuję się żeby sobie wziąć kilka bananów i ruszam. Błoto ... utknąłem w tym syfie. Zatrzymałem się w samym środku olbrzymiej kałuży i moje buty zanotowały całkowite zanurzenie. Uhhhhh ... osłabiło mnie to doszczętnie. Odeszła mi ochota do wszystkiego - totalna bryja, syf, gumki "wyjechane", a tu trzeba brnąć w tym syfie dalej. Jak wyjechałem na utwardzone szutry to fajnie szło ... . Tzn. w miarę fajnie bo napęd już nie dawał rady - wszystko chrupało, trzeszczało, przerzutki przeskakiwały same. Tutaj może skomentuję swoje przygotowania do startu: po błotnistym Wałbrzychu miałem zmienić linki i pancerze. Stwierdziłem, że może jednak po Bielawie. Po Bielawie obiecałem to zrobić po pierwszym etapie BA. Po nim pojechałem drugi, trzeci i czwarty. Nie zmieniłem nic ... . Następnie zaliczyłem błotnistą Szklarską Porębę i Poznań. I oczywiście dzisiaj na błotnistą Polanicę pojechałem na sprzęcie w identycznej konfiguracji jak 3-4 miesiące temu. Rewelka. Przeciętny zawodnik w tym czasie podmieniłby sprzęt ze 3 razy ... ale nie ja. No więc jadę ... chrupie i strzela.
W zasadzie do 40-tego km nic ciekawego się nie wydarzyło. Na tym etapie już powoli zaczynały mnie łapać skurcze. Na 5 km przed metą zaczął się horror. Od tego miejsca były z 3-4 pionowe ścianki do podprowadzania roweru. Odcinki zjazdowe mocno techniczne i błotniste. Ręce dostawały strasznie w "dupę" na tych kamieniach. Wegetowałem i odliczałem metry do mety. Na ok. 3 km przed metą dogania mnie i wyprzedza Adam (startujący z sektora 4). Jakoś mi to nie przeszkadza bo już myślę aby tylko dojechać do końca. To że wszyscy znajomi mnie objechali też mi raczej nie przeszkadza. Nie walczę o żaden sektor ... jako tako nie ścigam się z nimi (aczkolwiek miło by było gdybym z nich wszystkich nie dojechał ostatni - nie udało się), jedyne co dla mnie ważne to pkt. do generalki. Ani Bartek, ani Ariel, ani Adam nie mają na to wpływu więc akurat staje mi się to mocno obojętne. Podejrzewałem jedynie, że może jednak Ariel nie odjechał daleko, ale nie widziałem go ani razu od momentu jak zostałem w tyle. Sumarycznie jakoś przetrwałem te ostatnie 5 km, ale były po prostu straszne. Na mecie od razu widzę Ariela. Pytam go o czas i się okazuje, że wyprzedził mnie o 2:36. Trochę jestem zdziwiony bo ruszył na trasę ok. minuty po mnie, czyli na tej końcówce miał przewagi 1,5 minuty. Nie wiem dlaczego na żadnym z tych ostatnich pionowych podejść nie widziałem go na horyzoncie. Wtedy bym się w sobie jakoś zebrał i go może doszedł, ale też Ariel już by mi nie dał odrobić tej minuty więc zwycięstwo z nim nie było możliwe.
Finalnie maraton ukończyłem z czasem: 2:52:49.
Do Adama straciłem 5:25 i do Bartka - 6:43. Bartek zaliczył jakiegoś dzwona i chyba ograniczył się do dojechania do mety.
Mój wynik pozwolił na zajęcie 197/438 miejsca w OPEN (45% stawki) i 86/171 miejsca w M3 (50% stawki). Przed startem chciałem zdobyć ok. 350 pkt, a zdobyłem 354 pkt. Rok temu w Polanicy wywalczyłem 347 pkt czyli jest troszkę lepiej.
Trochę pechowo, bo kategorię na Mega wygrał Dariusz Poroś i do niego był porównywany mój czas. Gdyby nie pojechał on na Mega to kolejny zawodnik z M3 przyjechał ponad 6 minut później, a to dałoby bardzo fajny wynik pkt. ... ale niestety.
Ariel, Adam i Bartek jeżdżą w M2 więc gdyby nie Darek to punktowo zrównałbym się z Bartkeim ... ale nie ma co gdybać ... . Jest ok ... swój dzisiejszy wynik wziąłbym w ciemno uwzględniając swoją formę.
Aktualnie w generalce jestem na 30-stej pozycji. Awans w górę jest już raczej niemożliwy, ale nastąpi spadek. W Świeradowie spróbuję zastąpić najgorszy wynik (312 pkt) takim na poziomie 350-360 pkt. Poprawienie najlepszego miejsca w generalce (55) jest już niewyjęte.
Zdjęcia:
Fotka autorstwa Eli Cirockiej:
A tutaj powyższa fotka w pełnej rozdzielczości ... warto było ryzykować życiem
Fotka autorstwa Daniel O:
P.S.
W drodze powrotnej jeszcze zajrzeliśmy na chwile pokibicować w Jeleniej Górze w Grand Prix MTB Maja Włoszczowska XCC. Jedna fotka:
Porównanie naszych przejazdów tu.
Mapka:
Kategoria Maratony 2014
"Rozgrzewka"
-
DST
6.00km
-
Czas
00:29
-
VAVG
12.41km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
HRmax
152( 77%)
-
HRavg
111( 56%)
-
Kalorie 450kcal
-
Podjazdy
140m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Taki pic na wodę ... jak zawsze - żeby chwilkę pokręcić, ale się nie zmęczyć.
Oszczędzałem też hamulce bo dzisiaj moje przygotowania do startu to była parodia.
Kategoria Treningi
Krócej niż planowałem.
-
DST
41.00km
-
Czas
01:38
-
VAVG
25.10km/h
-
VMAX
62.10km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
170( 86%)
-
HRavg
148( 75%)
-
Kalorie 1900kcal
-
Podjazdy
560m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Planowałem jeszcze z godzinkę dłużej, ale mi się znudziło.
Spostrzegłem też, że jestem w całkiem fajnej dyspozycji więc uznałem, że nie ma sensu "zarzynać się" na 1 dzień przed maratonem. Tak więc skończyłem wcześniej.
Jutro mnie jeszcze czeka dość długa wycieczka piesza ("sprzątanie świata") więc w sobotę na maratonie i tak będą pobolewały mięśnie.
Jutro wieczorkiem będę też jeszcze podmieniał oponki na Rocket Ron'a i Nobby Nic'a.
Mapka:
Kategoria Treningi
Trening z samego rana bo tak zaplanowałem.
-
DST
51.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
02:29
-
VAVG
20.54km/h
-
VMAX
58.60km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
HRmax
175( 88%)
-
HRavg
133( 67%)
-
Kalorie 2650kcal
-
Podjazdy
1080m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyjazd o 7:30. Było trochę mgliście:
Ale w górnych partiach gór całkiem inaczej. Oczywiście widok na niziny to wszędzie mgła:
Finalnie pod koniec treningu jeszcze mnie skusił zamek Chojnik. Na Chojniku widać, że świeci słońce, jest ciepło ... :
ale widok w dół już nieco inny:
Ogólnie formy życiowej to nie miałem. Tętno byle jakie, ale nie było też totalnego dramatu patrząc na przewyższenie jakie udało mi się ukręcić..
Mapka:
Kategoria Treningi
Nie poszło ... bo zaczęło siąpić.
-
DST
20.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
00:55
-
VAVG
21.82km/h
-
VMAX
46.40km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
HRmax
171( 86%)
-
HRavg
143( 72%)
-
Kalorie 1100kcal
-
Podjazdy
400m
-
Sprzęt Nowy
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie planowałem usyfić roweru więc jak zaczęło mocniej siąpić to skończyłem swoją dzisiejszy trening. No i wyszło tyle ile wyszło ... . Widząc zbliżający się koniec jazdy zrobiłem kilka krótkich podjazdów z elementami zjazdowymi w "terenie".
Mapka:
Kategoria Treningi
Termy # 15
-
Aktywność Pływanie
Pływanie (20 basenów = 500 m), sauny (fińska, parowa), jacuzzi. Dzisiaj jakoś bez chęci do życia więc tak bardziej wegetatywnie.
Kategoria inne
Maraton - Poznań
-
DST
64.50km
-
Teren
35.00km
-
Czas
02:15
-
VAVG
28.67km/h
-
VMAX
53.50km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
HRmax
185( 93%)
-
HRavg
174( 88%)
-
Kalorie 3200kcal
-
Podjazdy
400m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Uffff ... wróciłem. Ciężka sprawa tak pyknąć autem (jako pasażer) w jeden dzień ok. 700 km i zaliczyć start. A w drodze powrotnej jeszcze 5 piwek.
Ale od początku. Dojechaliśmy na miejsce chwilę przed 9:00. Tradycyjnie odbiór "pakietu startowego", jedzonko, powoli przygotowanie do startu. O 10:00 udałem się na "niby rozgrzewkę". O 10:25 już stałem przed wejściem do sektora, aby być z przodu. O 10:30 już byłem w drugim szeregu sektora 3, a kilka minut później dołączył do mnie
Bartek. Do 11:00 były "śmichy i hihy" na różne tematy i było ok.
Przypomnę, że w związku z różnymi zbiegami okoliczności (zatrucie w Wałbrzychu i nie dojechanie do mety w Szklarskiej Porębie) aktualna sytuacja wymusiła na mnie ten nieszczęsny daleki wyjazd do Poznania w celu "dozbierania" startów do generalki. Od tego dzisiejszego startu też uzależniałem swoją przyszłość maratonową w kolejnym sezonie.
Początek po ciężkiej zimie wypadł fajnie, a później wszystko się rozpieprzyło (jak zawsze w okresie wakacyjnym). W efekcie tego jest moja aktualna dyspozycja na poziomie wegetacji, aczkolwiek zdarzają się przebłyski dobrej formy.
Oczekiwania względem Poznania to było wywalczenia sektora 2 na pozostałe dwa starty w tym sezonie i co najważniejsze na pierwszy start w przyszłym sezonie. Taki wynik mocno by mnie podbudował i dodał motywacji do pracy w okresie zimowym. Żona jak usłyszała o wizji sektora 2 to mnie wyśmiała ... no ale nic - pojechałem.
Pomyślałem sobie jeszcze: "w ostateczności sektor 3 nie będzie dramatem w obliczu tego, że po kolejnych dwóch startach (bez Poznania) to popłynąłbym do sektora 4, a może i 5)".
Chwilę po 11:00 wystartowaliśmy. Bartek od razu wyskoczył do przodu, a ja jakoś tam kręciłem na kole innych. Na początku konkretnie mnie przytkało i trochę odpuściłem. Od startu było 7 km asfaltu i "w peletonie" się jechało bardzo fajnie. Czołówka mocno pracowała, a reszta spokojnie "na kole".
Bartek coś tam próbował pociągnąć, ale szybko się wyleczył z tego pomysłu. Po 5-ciu km porwany peleton sektora 3 ponownie się scalił i zrównałem się z Bartkiem. Myślę sobie jest ok ... 5 km poszło i jestem koło Bartka więc jest super. Z drugiej strony wszyscy byli koło Bartka więc dotychczasowy przejazd niewiele wnosił, bo ani ja nie miałem jakieś straty do czołówki, ale też nie miałem żadnej przewagi nad resztą. Teoretycznie był pewien znaczący zysk: strata do potencjalnego zwycięzcy (a sektory 1 i 2 jechały też w grupach z różnicą 30-45 sekund czyli tak jak to wynikało z ich startu) też była żadna, a to jest wyznacznikiem uzyskiwanych pkt i co najważniejsza wyznacznikiem tak istotnego dla mnie i innych sektora.
Ale jedziemy ... rozpoczął się 8-my km. i pierwszy zjazd do lasu. Skręcam, widzę stromy podjazd, zrzucam łańcuch z przodu i jednocześnie na lżejsze przełożenie z tyłu i co ? - łańcuch spada z największej zębatki kasety i się zakleszcza między nią, a szprychami.
Zatrzymuję się, zbiegam na pobocze i walczę. Koło nie chce się obrócić, ani w przód ani w tył, łapię łańcuch i próbuję go wyrwać. Wreszcie się udaje, ale cały sektor 3 mi odjeżdża, a sektora 4 jeszcze nie widać. Kurde, zostałem sam. Dramat - w Szklarskiej nie przekroczyłem mety aby nie stracić sektora 3, ustawiłem się w Poznaniu przy taśmie żeby nie stracić kontaktu z czołówką szybko jadącego sektora, a tu już na pierwszym podjeździe wszystko się spitoliło. Wskakuję na rower i podejmuję decyzję aby gonić końcówkę sektora 3. Mam do nich straty jakieś 30 sekund. Nie wiem czy to było mądre bo wydawało się, że te ostatnie osoby są blisko, ale cisnąłem za nimi sam na tętnie 180 i dojście kogokolwiek przede mną wydłużyło się mierząc w dystansie na kolejne kilometry. Jak już kogoś doszedłem to musiałem trochę odpocząć na kole i co dalej ? - kolejny awans musiał spowodować przyspieszenie. I znów byłem to ja. Wyskakiwałem zza pleców i w trupa cisnąłem (nawet nikt nie próbował jechać za mną).
Jak doganiałem kolejny pociąg to byłem tak zajechany, że chyba tylko jakimiś nadprzyrodzonymi mocami ledwo utrzymywałem koło ostatniego jadącego zawodnika.
Wtedy też modliłem się, żeby nie zrobili zmiany bo by mi odjechali. Tak cisnąłem przez blisko 25 km od startu i doprowadziłem się do stanu, że już marzeniem było utrzymać tempo grupki w której jechałem. Fajnie wyszło, bo było nas momentami ok. 10-15 osób. Szybko też zauważyłem, że lepiej jechać w pierwszej połówce bo zdarzało się, że jadąc na np. 12-tej pozycji, osoba jadąca na 5-tej nie utrzymała koła i sprawa się komplikowała. Wówczas wyskakiwałem i znów w trupa goniłem tych co odjechali żeby nie spadać "w hierarchii". W takich większych grupach "łykaliśmy" pojedyńczych kolarzy, którzy albo się do nas przyłączali albo odpadali. Mniej więcej od 35 km już byłem wykończony ... moja jazda sprowadzała się do utrzymywania tempa grupy, często powodując, że zaczynałem do nich tracić 3-5-7 metrów. Wtedy liczyłem na jakiś ostrzejszy zakręt, jakiś kawałek zjazdu żeby spróbować coś zaoszczędzić na dohamowaniu grupy, a wiadomo, że czym więcej osób jedzie tym mniej płynnie pokonują tego typu trasę. Na duchu mnie podtrzymywało tempo jazdy - przez większość trasy średnia prawie 30 km/h. Super ... czym bliżej mety tym bardziej byłem zdesperowany żeby jeszcze coś z siebie wykrzesać i że już tak blisko meta, że muszę dać radę. Na trasie poza przygodą z początku, straciłem jeszcze (w okolicach 30 km) ok. 30-45 sekund na karambolu zawodników jadących przede mną. Wtedy wylądowałem na prowadzeniu w grupce (raczej fajnie, bo już też wtedy prawie "podpierałem boki") i przez kolejny km, tempo w moim wykonaniu raczej nie było porywające. Jak mnie wyprzedziły dwie osoby i nadały tempo to znów trzeba było walczyć o życie. Ogólnie to kontakt z moją grupą w której jechałem straciłem na schodach na ok. 6-7 km przed metą. Zbieganie po nich wyszło mi gorzej, wszyscy odjechali, a ja zostałem z jednym zawodnikiem, który jechał dobrym, aczkolwiek spokojnym tempem. Wtedy też czułem powoli nadchodzące skurcze (od ok. 5 km wcześniej) więc się nie wydurniałem i jechałem za nim. Kusiło, aby go wyprzedzić, ale dobrze zrobiłem, że odpuściłem. Jedynie 1 km przed metą pojechałem w trupa, ale gość i tak był mocniejszy na finiszu. Tak dojechaliśmy do mety ... ja z czasem: 2:15:27.
Od razu namierzyłem Bartka i pytam jaki miał czas. Dokładnie to wyprzedził mnie o 3:42 - Ha !!!
Jest nieźle ... przychodzi SMS z wynikiem i wymiękłem.
- miejsce OPEN:
99/422 (23% stawki). Nigdy nie byłem w setce !! - to jest rekord życiowy !!
- miejsce w M3:
30/138 (21% stawki) - kolejny rekord życiowy
- pkt do generalki -
433 (dotychczasowy rekord życiowy 403 pkt, a z tego sezonu najlepszy wynik to 384 pkt). Po prostu nokaut !!
A na koniec najlepsze ... policzyłem sobie sektor ... celem i marzeniem byłby 2, a wyszedł ? ... tak ... wyszedł
sektor 1 !!!!
Dość szczęśliwie bo czas gorszy o 1 minutę już dałby sektor 2.
Suma sumarum ... to najlepszy wynik sportowy w życiu i to jest też sytuacja która spowoduje, że zima będzie mocno przepracowana, bo sektor 1 za rok we Wrocławiu (prawdopodobnie bo Wrocław jest od zawsze) do czegoś zobowiązuje, prawda ?
Chyba też dzisiaj trafiłem z doskonałą formą. Tętno średnie 174 bpm to też wartość jaką nie uzyskałem na żadnym tegorocznym starcie.
Porównanie przejazdu mojego i Bartka tu.
Kilka fotek:
Fotka autorstwa Eli Cirockiej:
Fotka autorstwa tbtomes:
Fotka autorstwa Kasi Rokosz:
Fotka autorstwa tbtomes:
Fotka autorstwa robinnn:
Fotka autorstwa Eli Cirockiej:
Mapka:
Kategoria Maratony 2014