birdas prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:590.00 km (w terenie 204.00 km; 34.58%)
Czas w ruchu:48:40
Średnia prędkość:12.12 km/h
Maksymalna prędkość:63.16 km/h
Suma podjazdów:9720 m
Maks. tętno maksymalne:182 (91 %)
Maks. tętno średnie:165 (83 %)
Suma kalorii:32400 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:42.14 km i 3h 28m
Więcej statystyk

Pokręciłem troszkę.

  • DST 55.00km
  • Teren 11.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 24.44km/h
  • VMAX 55.13km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 172( 86%)
  • HRavg 140( 70%)
  • Kalorie 2850kcal
  • Podjazdy 770m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 czerwca 2013 | dodano: 30.06.2013

Tak sobie dzisiaj coś pokręciłem żeby nie generować zbyt dużych przerw. Na jutro planuję "coś mocniejszego" - nie wykluczone, że na fullu, którego o 8:00 będę składał do kupy.
Przejazdem przez "zakręt śmierci" zrobiłem 2 fotki z widokiem na Szklarską Porębę i góry:



Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:


Kategoria Treningi

Telefony, telefony ...

  • DST 50.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 23.08km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Kalorie 2700kcal
  • Podjazdy 750m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 28 czerwca 2013 | dodano: 28.06.2013

Dzisiaj trochę trening mi się nie udał. Musiałem wziąć telefon z kilku względów i okazało się, że non-stop ktoś dzwonił. Co przejechałem kilka km, telefon. Znowu kilka km, telefon ... i tak w kółko. Suma sumarum ustawienia garmina miałem takie, że jak się zatrzymywałem to nadal liczył czas jazdy, a co za tym idzie średnia prędkość ... POSZŁA. Na starcie też opaski do garmina zapomniałem więc dokładnego wyniku kcal też nie będzie (pojechałem po nią więc pierwsze 20 minut jazdy było bez niej). Jedynie dystans ma sens. W wyniku przestojów reszta parametrów na "oko".

Ogólna mapka + profil:


Kategoria Treningi

Po dłuższej przerwie.

  • DST 40.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 26.67km/h
  • VMAX 46.87km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 168( 84%)
  • HRavg 144( 72%)
  • Kalorie 1650kcal
  • Podjazdy 400m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 27 czerwca 2013 | dodano: 27.06.2013

Tak na szybkiego pod domem. Nic ciekawego, aby troszkę pokręcić bo już od ostatniej jazdy minęło 5 dni. W między czasie zaktualizowałem galerię zdjęć z Wrocławia, jak ktoś nie widział to zapraszam.

Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:


Kategoria Treningi

Szlakiem Wygasłych Wulkanów - edycja IV

  • Aktywność Bieganie
Niedziela, 23 czerwca 2013 | dodano: 23.06.2013

Dzisiaj z rodziną pojechaliśmy do Złotoryi pokibicować osobom startującym w czwartej edycji biegu "szlakiem wygasłych wulkanów". W nawiązaniu do maratonów MTB (które w większości związek z "MTB" mają jedynie w nazwie) to myślę, że niektóre fragmenty z trasy biegowej można by "zaadoptować" na nasze potrzeby. W takim wczorajszym Wrocławiu co było ciekawego ? - tylko komary i trochę błota ? Sekcji technicznych zdecydowanie brakuje ... ojjjj ... brakuje ;) Uczmy się od innych jak można wykorzystać potencjał niezbyt ciekawego terenu.
Poniższe zdjęcia jedynie ze startu/mety:




















Może na początek nie idźmy w takie skrajności, ale we Wrocławiu można było nie odpuszczać końcówki bo było duże błoto, albo chociaż nie udeptywać nieco podrośniętej trawy na polach.

Dostałem też zgodę od żony (pewnie trochę na odczepnego i z dodatkową informacją, że ze mną nie pojedzie), aby w jednym z "maratonów MTB" wystartować w przebraniu - jak ktoś miałby pomysł w jakim to pisać. ;) Wstępnie jest pomysł aby przebrać się za anioła, ale nie wiem czy na sekcjach zjazdowych nie zwieje mi skrzydeł lub nie zahaczę nimi o gałęzie/krzaki. :/


Kategoria Z życia wzięte ...

Maraton - Wrocław

  • DST 53.50km
  • Teren 53.50km
  • Czas 02:21
  • VAVG 22.77km/h
  • VMAX 41.36km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 180( 90%)
  • HRavg 164( 82%)
  • Kalorie 2850kcal
  • Podjazdy 290m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 czerwca 2013 | dodano: 22.06.2013

Po tygodniu upałów akurat w dniu startu okazało się, że we Wrocławiu leje deszcz. Patrzę za okno (jest 7:00) - jest w porządku, a tam leje. Przewidziałem taką ewentualność wcześniej i spakowałem oponki NN 2.25 DD na wypadek dużych opadów i błota. W rowerze miałem Race Kingi 2.20. Wyjechałem rodzinnie (2 x szkrab + żona) o 7:20 z Jeleniej Góry i po drodze faktycznie były przelotne opady deszczu, ale 20 km od Wrocławia ulewa.
Pomyślałem sobie: no nic - najwyżej zmienię oponki, ale jeszcze na miejscu zobaczę jak na zmianę pogody zareagują inni. Jak zareagowali ? - nijak. Nikt nie zmieniał opon, ale też podejrzewam, że 95% osób ich po prostu nie miała.
Na miejscu startu zdjęcia szkrabów:


Podobnie było z Bartkiem - też opon na zmianę nie miał. Nasze spotkanie przed startem (okazało się, że w odległości 50 m od siebie ulokowaliśmy autka):

Z lenistwa postanowiłem opon nie zmieniać, tym bardziej, że Bartek miał jedną z opon taką samą, a drugą też nieznacznie lepszą. A co ... inni jadą na semi slickach bo nie mają wyboru to i ja sobie wyobrażę, że innych opon nie mam. Zresztą te moje to jeszcze nie był całkowity dramat - niektórzy mieli oponki o szerokości 1.90. Pomyślałem sobie: pojadę na tym co mam - będzie sprawiedliwie.
Po zjedzeniu posiłku:

udaliśmy się z Bartkiem na rozgrzewkę i jednak w lesie trochę błocka było. Opony ewidentnie się uślizgiwały, a jak pokazał maraton było kilkanaście miejsc w których utknąłem w błocie lub musiałem podeprzeć się nogą lub nie wyrobiłem zakrętu z uwagi na ryzyko upadku. Po fakcie chyba jednak zrobiłem dobrze nie zmieniając opon bo nie nie było aż takiego dramatu i nie sądzę, aby opony z dużym bieżnikiem zrobiłyby jakąś różnicę. Na pewno w miejscach błotnych spisywałyby się lepiej, ale było też dużo miejsc idealnie suchych i tu byłoby ciężej.
Z rozgrzewki i sprawdzianu warunków na trasie warte jest odnotowanie to o czym pisali zawodnicy na forum: duże ilości komarów (czytaj: plaga komarów). Jak się jechało to tego się nie odczuwało (aczkolwiek na mecie wylądowałem z pogryzionymi rękoma miejsce przy miejscu), ale jak zatrzymaliśmy się z Bartkiem na chwilę w lesie to natychmiast na ciele siadał komar przy komarze.
No nic - powrót na strat i o 11:00 start sektora I i kolejnych z przerwami ok. minuty. Bartek jechał z sektora II, ja z IV. Trasa ogólnie byle jaka - zresztą jakiej można oczekiwać po Wrocławiu patrząc na to z punktu widzenia geograficznego ? Większość poprowadzona była szerokimi szutrami leśnymi lub łąkami. To co zapamiętałem z trasy to: komary, błoto, wystające na trasę gałęzie i krzaki, którymi ciągle dostawałem po twarzy oraz rozmoknięte łąki. Totalnie negatywnym aspektem jest podanie przez organizatora parametrów trasy: na MEGA wyszło 53,5 km i niecałe 290 m przewyższenia. KATASTROFA !!! Miało być 58 km i 600 m w pionie. W dzisiejszych czasach to jest dla mnie nie do pomyślenia, żeby to było dla kogoś takie trudne aby przejechać trasę z licznikiem i podać prawdziwe dane. U Golonki tydzień temu w Karpaczu dystans się zgadzał z dokładnością do 100 metrów. Tutaj błąd blisko 5 km i 100% w przewyższeniu. Śmiech ... .
Podsumowanie:
- przebieg jazdy oceniam dobrze. Gdyby nie dwukrotna sytuacja kiedy to ja musiałem nadawać tempo jazdy naszej grupki na odsłoniętym terenie pod wiatr (nikt inny nie był zainteresowany) to byłoby super. Trochę mi to siły nadwątliło ale z drugiej strony 3/4 trasy to ja komuś siedziałem na kole.
- czas 2:21:08 to dało miejsce w OPEN: 177/592 (30% stawki jadących zawodników) i to jest rekord życiowy ! W kategorii wiekowej: 71/225 (31% stawki jadących zawodników) - to jest również rekord życiowy.
- "wywalczyłem" 403 pkt, czyli kolejny rekord życiowy (poprzedni 384 pkt - Wrocław 2011).
- współczynnik sektorowy za start we Wrocławiu dał mi sektor 2 - HA !! - kolejny rekord życiowy - do tej pory trójka to był max.
- kolejny start bez defektu. :)

Po prostu wszystko super gdyby nie jedna kwestia - kolega Bartek i jego odpowiedź na moje pytanie o jego czas (na mecie). SZOK !! - 12:23 (12 minut, 23 sekundy dojechał przede mną). Aż mi się nogi ugięły. To jest nokaut. Bartek raz jeszcze przepraszam, że pomyliłem się w ocenie Twoich wyników w Zdzieszowicach i Wieluniu, Ty dzisiaj po prostu jeździsz w całkiem innej lidze niż ja. Obaj względem poprzednich lat zrobiliśmy niesamowity postęp, ale Ty dzisiaj jeździsz na kosmicznym poziomie. No dowód o czym piszę to dodam, że policzyłem Twój współczynnik sektorowy na kolejny maraton - co wyszło ? - sektor 1 !! I tyle w tym temacie.
W jakimś kolejnym maratonie będę walczył o zmniejszenie różnicy ... może w czymś "górskim" pójdzie mi lepiej :/ SZCZERE GRATULACJE !!

Fotki z maratonu (część autorstwa Tomektb, Elżbiety Cirockiej, Robert Dakowski, bikelife, Renata Głuszak, Przemysław Papież):






















Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:


Kategoria Maratony 2013

Rozgrzewka

  • DST 6.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 00:20
  • VAVG 18.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Kalorie 300kcal
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 czerwca 2013 | dodano: 22.06.2013

Rozgrzewka przed maratonem we Wrocławiu.


Kategoria Treningi

Symulacja maratonu we Wrocławiu

  • DST 57.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 24.43km/h
  • VMAX 58.07km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • HRmax 168( 84%)
  • HRavg 146( 73%)
  • Kalorie 2800kcal
  • Podjazdy 700m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 20 czerwca 2013 | dodano: 20.06.2013

W natłoku pracy (egzaminy zawodowe) dopiero dzisiaj dałem radę wsiąść na rower. Pojechałem traskę o podobnym (globalnym) profilu jak ta co będzie pojutrze na maratonie we Wrocławiu - czyli jak podaje "orgazmator" 60 km i 600 m przewyższenia (ja pojechałem 57 km i 700 m przewyższenia).
Niewiele brakowało i już po 5 km bym zrezygnował. Nie miałem sił. Myślałem, że w lesie będzie ok., ale tam jest gorzej niż na otwartych asfaltowych przestrzeniach. Nie ma podmuchu wiatru i wszystko się w lasach "gotuje". Jak przetrwałem moment kryzysu to już jakoś poszło. Dobrze, że wziąłem bukłak picia bo bym nie dojechał do domu. Myślę, że głównym problemem braku sił nie była tyle temperatura ile codzienna praca od rana do nocy. Prawdopodobnie i w sobotę będzie podobnie :(
Po sobotnim maratonie W Karpaczu trochę doskwierają jeszcze spuchnięte kostki, szczególnie na szutrowych lekko kamienistych zjazdach. Płyn z torebek stawowych jeszcze się nie zresorbował i jest takie nieprzyjemne uczucie jego przelewania się pod skórą. :/

P.S.
Zrobiłem galerię zdjęć z maratonu w Karpaczu.

Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:


Kategoria Treningi

Maraton - Karpacz

  • DST 50.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 04:24
  • VAVG 11.36km/h
  • VMAX 48.80km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 177( 89%)
  • HRavg 163( 82%)
  • Kalorie 4250kcal
  • Podjazdy 1900m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 czerwca 2013 | dodano: 15.06.2013

Karpacz ... od czego by tu zacząć. Może od filmików jakie ukazały się na forum organizatora demonstrujące 3 zjazdy. Żeby była jasność o czym rozmawiamy to je podlinkuję:




Z dużymi obawami na to co mnie czeka wybrałem się na maraton na "sztywniaku", z hamulcami v-brake i w dodatku ledwo działającymi. Sprzęt mocno niepoważny i przygotowanie roweru również, ale w planach było przejechanie maratonu treningowo. Nawet pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się pojechać z muzyką w słuchawkach.
No ale nic - pojechałem do Karpacza wcześniej bo obawiałem się kolejek po numer (nie było nikogo) i korzystając z chwili czasu namierzyłem dawnego kompana maratonów u Grabka (sprzed lat) - Jacka z którym zamieniłem kilka zdań przed startem (serdecznie pozdrawiam i dzięki za łatwe oddanie zwycięstwa ;) ).
Spotkałem więcej znajomych, pogadaliśmy i jakoś czas zleciał do 11:00 i się zaczęło. Obiecałem sobie, że nie pojadę mocno początku aby nie powtórzyć sytuacji z Głuszycy. I tak też zacząłem - spokojnie jak na treningu, chociaż w wielu momentach "łapałem się" na mimowolnym przyśpieszaniu. Pierwsze km to podjazd do Karpacza Górnego i tam zaczął się pierwszy zjazd. Już pierwsze jego 100 m przypomniały mi, że poziom trudności imprez u Golonki to inna półka niż edycje w których jeżdżę na co dzień. Prawie wyglebiłem, a nie było żadnego wykrzyknika. U Grabka byłyby co najmniej ze dwa. No nic ... zwiększyłem czujność i jechałem dalej. Na zjazdach nie oszczędzałem ani siebie ani roweru. Pamiętałem, że jeden z trudnych zjazdów jest na 18 km, a tu jestem na 10-11 km a zjazdy mocno wymagające. Nagle się skończyły i rozpoczął się pierwszy podjazd "z buta". Wszyscy szli i tu adrenalina dała znać o sobie, kiedy jako jedyny szybkimi susami poboczem przeskakiwałem pojedyńcze osoby idące w sznureczku jedna za drugą. Później kolejny zjazd i dotarłem do 18 km gdzie się zaczęło. Bardzo często pojawiały się "!" lub "!!" lub "!!!". Musiałem też szybko się przestawić na nowy sposób informowania zawodników o zagrożeniach. W edycjach Bikemaratonów (Grabek) zdarza się, że widząc "!!" człowiek zwalnia, przejeżdża 100 m. i się zastanawia gdzie to zagrożenie. Tutaj inaczej. Na każdym zjeździe bez "!" trzeba było uważać, przy "!" trzeba było naprawdę uważać, przy "!!" dobrze było wziąć pod uwagę zejście z rowera, a przy "!!!" zejście z rowera było pewne na 100%. No i tak sobie zjeżdżałem w dół w płynącym strumyku i spływającym błocie (identycznym jak w Głuszycy). No i nagle pierwsza gleba - w zasadzie lot przez kierownicę na kamienie. 30 metrów za mną słyszałem wołanie:
- nic się nie stało ?
- Nie, ale uważaj - odpowiedziałem.
I jak tylko to powiedziałem to kolega zaliczył też lot przez kierownicę.
Efekt lotu był następujący: obtarte udo, zarysowany łokieć i mocno uderzona kostka, które przez kolejne 20 minut mocno bolała. A teraz już po fakcie to jest spuchnięta. Lot zabolał i w tym momencie zdarzyła się pierwsza smutna rzecz polegająca na tym, że przez kolejną godzinę kołatało mi w głowie: "kurcze co z moim smartfonem w plecaku na którym wylądowałem na kamieniach". Później mi przeszło, ale mówiąc szczerze trochę chęci do dalszej jazdy mi to odebrało. Przestałem świrować na zjazdach i już myślami zmierzałem do następnego hardcoru z filmu powyżej - czyli ok. 34 km. Dystans między 18 km a 34 km wcale też do łatwych nie należał. Podjazdy z buta, zjazdy z buta ... i tu mnie też na jednym z nich naszła refleksja: "po co robić takie maratony kiedy są zjazdy, których chyba nikt nie zjeżdża ?". Nie wiem, może się mylę, ale ten odcinek w którym momentami nachylenie było 50% (taka informacja została podana na forum organizatora) był chyba nie do zjechania, a przynajmniej nie dla 95% zawodników.
Mimo, że temat mocno świeży to już na forum pojawiła się wypowiedź:
---
Kto dzisiaj nie latał przez kierę temu chwała ja 2 razy za pierwszym straciłem kawałek przedniego zęba Stąd refleksję mam taką po ukończeniu giga ze nie lubię maratonów na których szybciej się wspina niż zjeżdża pytanie poza konkursem czy org trasy bawią się w enduro i allmoutain ?
---
I tak niestety było. Pierwszy raz w życiu wolałem podjeżdżać niż zjeżdżać. Zjazdy były dla mnie zbyt trudne i to co dla mnie ważne zbyt duże niosły za sobą ryzyko totalnego połamania się i nie chodzi o zdartą rękę czy nogę tylko co najmniej połamania się.
Ale dobra ... 34 km. Jadę sobie wyczulony na to co mnie zaraz będzie czekało i co ? - uderzenie kołem w jakiś głaz i kolejny lot przez kierownicę. Tym razem już znacznie gorzej. Trzy osoby się zatrzymały na ratunek i widząc, że wstałem i powiedziałem: "jest ok - jedziemy dalej" - nie mogły wyjść z podziwu, że chcę jechać dalej podczas gdy pewnie zakładały "oooo kolega już raczej nigdzie nie pojedzie". W praktyce wyszło tak: znów pozdzierane nogi, nad stłuczoną kostką do "żywego mięsa" obcierka i teraz się właśnie z opuchlizny tworzy krwiak, buty trafią do szewca bo "lecąc" o coś zahaczyłem i wyrwało mi cały rzep i mocowanie. To samo uderzenie w buta zerwało ze mnie kawałek skarpetki. Rower przestał chcieć jechać bo zaciśnięta klamka tak się wygięła, że hamulec na stałe był zaciśnięty. Jakoś go odblokowałem, ale po powrocie do domu dopiero kilku kilogramowy młot i walenie w nią z góry dało radę ją odprostować. Oczywiście znów wylądowałem na plecaku i znów mi się przypomniał telefon. W tym momencie już całkowicie odeszła mi chęć do dalszej jazdy. Hamulce prawie przestały działać, zjazdy zjeżdżałem na zaciśniętych klamkach do oporu i nie dało rady rowera zatrzymać. Jak tylko widziałem "!!" to z automatu schodziłem z rowera. Tak dojechałem do mety ... poobijany, ale jednak szczęśliwy z wyniku. Uzyskałem czas:
4:24:05. Strata do zwycięzcy olbrzymia ale popatrzę na to z perspektywy pozytywów:
- OPEN miejsce 158 (na 314) - to daje 50% stawki jadących zawodników, a obsada była bardzo mocna i poziom trudności nieporównywalny z maratonami Grabkowymi.
- w kategorii M3 miejsce 64 (na 123) - to daje 52% stawki jadących zawodników.
Chciałem powalczyć o 50% w jednym i drugim, i w zasadzie można uznać to za duży sukces.
- Kolejny pozytyw jest taki, że z niektórymi osobami chciałem powalczyć o zwycięstwo. W poprzednich latach przegrywałem od kilku minut, aż nawet do blisko godziny. Efekt praktyczny z dzisiaj ? - najlepszą z tych osób wyprzedziłem o prawie 27 minut, a najsłabszą o ponad 46 minut. Co prawda to zawodnicy M4, M5, M6, ale w poprzednich latach byli lepsi. Od następnego razu porównania będę robił do rówieśników.
- kolejny sukces: mój eksperyment się powiódł w 100%. Wniosek: w maratonach typowo górskich muszę po starcie jechać spokojnie, a brak skurczy (chociaż dzisiaj pod koniec już mnie zaczynało podszczypywać) wynagrodzi końcowy wynik z nawiązką.
- kolejny (drugi) z rzędu maraton bez "kapcia" - zaczynam przecierać oczy ze zdumienia ;)
- ostatni z pozytywów to chyba taki, że powinienen mieć super fotki. W wielu miejscach ryzykowałem zdrowie (widząc, że stoi fotograf) aby mieć fajną fotę więc za kilka dni z pewnością wiele z nich uda mi się pozyskać.
Z negatywów to jednak moim zdaniem:
- zbyt trudna, hardcorowa trasa, aczkolwiek wspomnienie zostanie na całe życie więc może warto chodź raz coś takiego przeżyć, tym bardziej, że udało się "przeżyć" w pełnym tego słowa znaczeniu.
- rower znów zasyfiony i z pewnością wyjdą koszty w jego regeneracji. Np. klocki hamulcowe na obrzeżach się zwinęły i można było je paznokciem obskrobać.
- obite i zarysowane nogi. Mam nadzieję, że odniesione urazy nie wpłyną na aspekt możliwości startu we Wrocławiu już za tydzień. Na razie nie jest źle, ale jutro te wszystkie stłuczenia dadzą znać o sobie.

Co teraz ? - mam na głowie egzaminy zawodowe w szkole więc nie wykluczone, że jedyny trening przed Wrocławiem zrobię za 5 dni w czwartek.

Fotki z maratonu (część autorstwa Jacek "yoxik", Zenek, bikelife):






















Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:


Kategoria Maratony 2013

Rozgrzewka

  • DST 7.00km
  • Czas 00:20
  • VAVG 21.00km/h
  • Podjazdy 100m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 czerwca 2013 | dodano: 15.06.2013

Rozgrzewka przed maratonem w Karpaczu.


Kategoria Treningi

Ostatni trening przed Karpaczem i to co mnie czeka.

  • DST 63.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:47
  • VAVG 22.63km/h
  • VMAX 60.32km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 168( 84%)
  • HRavg 143( 72%)
  • Kalorie 2960kcal
  • Podjazdy 1170m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 12 czerwca 2013 | dodano: 12.06.2013

Po dzisiejszym treningu już wiem, że w sobotę wystartuję spokojnie tempem treningowym i jeśli uda mi się przejechać całą trasę w takim rytmie (bez skurczy) to będzie to sukces. Kto pod wpływem adrenaliny wystartuje mocno i mu się przytrafi skurcz w połowie maratonu to będzie cud jak w ogóle dotrze do mety.
Pojechałem dzisiaj trening aby sprawdzić podjazd od mostu nad potokiem "Myja". Na sobotnim maratonie to jest ok. 34 km i wówczas będziemy mieli za sobą ok. 1300-1400 m. przewyższenia. Ja dzisiaj w tym punkcie miałem ok. 28 km i 800 m przewyższenia. Podjazd ciężki (dla mnie) - większość będę jechał na "młynku". Celem na sobotę będzie tak pojechać aby w tym miejscu nie zejść z roweru. Zawodnicy, którzy nie dadzą rady to na tym podjeździe (względem osób jadących) bardzo dużo stracą. W wielu miejscach nachylenie sięga 16% i niestety ale jest mnóstwo betonowych przepustów, które wybijają z rytmu.
Podjazd ten wygląda tak:
- kierunek z którego przyjedziemy:

i dalej:

Kolejny zakręt i:

... i wreszcie miejsce z pięknym widokiem:

Piękny widok jest poprzedzony pokonaniem tego:

koniec podjazdu na moście nad potokiem "Myja":

i zjazd w dół.
Z drogi Chomontowej pojechałem do Karpacza Górnego i zrobiłem jeszcze jedno zdjęcie:

Powyższe fotki z tego asfaltowego podjazdu to chyba jedyne miejsca trasy, gdzie będzie taka nawierzchnia. Reszta to nawet nie będą szutry. Podjazdami się nie martwię bo je sobie podejdę, ale zjazdy mają być mocno karkołomne ... ale zobaczymy.
Trzymajcie kciuki za sobotę a na koniec 2 cytaty odnośnie trasy przez osoby, które ją ułożyły:
---
Właśnie wróciłem z małego objazdu trasy. Trasa zaczyna "pylić". Warunki będą przekozackie. To będzie impreza sezonu...
---
i
---
Dzisiaj z Michałem oznakowaliśmy i przygotowaliśmy jeden z najbardziej charakterystycznych i wymagających zjazdów tegorocznej edycji Mtbmarathon Karpacz. Odcinek, który ma szansę stać się największym "highlight-em" tej edycji Karpacza lub nawet całej serii. Zjazd zółtym szklakiem od drogi chomontowej do Borowic, to wąska ścieżka, miejscami o sporym nastromieniu, wijąca się między drzewami, czasami wręcz na szerokość niewiele większą od kierownicy. Nafaszerowana poprzecznymi korzeniami, które momentami prowadzą do całkiem sporych uskoków i w kilku miejscach trzeba naprawdę zagryźć zęby i wypuścić się daleko za siodło, żeby nie odzielić się od roweru w sposób trwały. Bardzo charakterystyczne są ciasne zakręty, wymuszone naturalnym ukształtowaniem terenu, więc ponowanie nad rowerem w tym aspekcie będzie kluczowe (oprócz gryzącej przedniej opony) do pokonania zjazdu bez podparcia. Co więcej, ścieżka pozbawiona jest prawie całkowicie luźnych kamieni, co daje wyśmienite poczucie bezpieczeństwa pod względem przyczepności i motywuje do puszczenia hamulców, pomimo że średnia prędkość zjazdu zepewne dla większości nie będzie zbyt wysoka. Po prostu ścieżka ma ogólnie bardzo techniczny charakter i dla znakomitej większosci będzie największym wyzwaniem tego maratonu i nie tylko.

Z Michałem zadbaliśmy dziś o to, żeby w gąszczu drzew i korzeni bez problemu można było odnaleźć optymalny tor przejazdu, tak aby Wasza koncentracja pozostała jedynie na użytek pokonywania przeszkód terenowych. Pojawiły się na trasie przejazdu całkiem spore ilości strzałek (charakterystycznie skierowanych w pod kątem w dół, nakazujących jazdę z danej strony drzewa lub przeszkody) i spore ilości taśmy, która ogranicza dodatkowo możliwość wypadnięcia z właściwego toru jazdy. Uwierzcie mi, na dole będziecie mieli niezłe wypieki od ilości zaserwowanych wrażeń na tym zjeździe. To będzie naprawdę niesamowita bomba.
---

P.S.
Jak będę miał trochę szczęścia to na sobotę "złapię sraczkę" i będzie po problemie. ;)
Skompletowałem galerię zdjęć z Głuszycy.

Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:


Kategoria Treningi