Lipiec, 2014
Dystans całkowity: | 425.50 km (w terenie 309.00 km; 72.62%) |
Czas w ruchu: | 27:01 |
Średnia prędkość: | 16.35 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.30 km/h |
Suma podjazdów: | 10670 m |
Maks. tętno maksymalne: | 178 (90 %) |
Maks. tętno średnie: | 162 (82 %) |
Suma kalorii: | 26170 kcal |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 38.68 km i 2h 15m |
Więcej statystyk |
Wakacje wakacjami ale trenować trzeba ;)
-
Czas
01:00
-
Temperatura
26.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie wziąłem garmina, więc nie będzie dystansu, ani parametrów tętna, ale zszedłem mokry. Gdyby to był "lajcik" to bym przecież się nie wygłupiał z adnotacją.
Pewnie jeszcze z raz uda mi się powtórzyć taką siłową jazdę.
Kategoria inne, Treningi
Maraton - Bielawa
-
DST
50.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
03:31
-
VAVG
14.22km/h
-
VMAX
59.90km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
HRmax
173( 87%)
-
HRavg
158( 80%)
-
Kalorie 3350kcal
-
Podjazdy
1670m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kolejny maraton, który z uwagi na wiele zmian w moim życiu pojechałem tylko dlatego, że go wcześniej opłaciłem. Ostatnio moje życie zdominowała praca i "niesportowy" tryb życia. Bardzo niesportowy ... .
Ale ok, pojechałem. Jesteśmy na miejscu 8:30 - odbiór "pakietu startowego", przebieranie się pod autkiem i oczekiwanie na wyjazd na "rozgrzewkę":
Już między 9:00 a 10:00 było czuć, że będzie niesamowicie gorąco. Ale dla mnie to ok - wolę gorąco niż reanimację roweru po maratonie w deszczu. A w sytuacji jak jeszcze innym zawodnikom wysokie temperatury przeszkadzają to dla mnie jest jeszcze lepiej.
Dzisiaj znów zabrałem "stary rower" bo czemu nie ? - dalej go zarzynam zanim zdecyduję się na wymianę wielu komponentów i dalej jak na złość funkcjonuje (ale dla mnie to dobrze). Byłem pewien, że przed BA będę musiał co nieco go zreanimować, a tu przetrwał 5 startów i dalej działa. To dobrze, bo w przyszłości będę miał jak znalazł nowe koła, napęd, linki, pancerze, klocki itp., które już mam od dłuższego czasu kupione.
Przed startem w Bielawie jakaś tam "rozgrzewka" - ogólnie dramat. Ale nic - ustawiam się w sektorze startowym o 10:40 ... nie wiem po co (w pełnym słońcu) bo w planach jest i tak spokojna jazda.
Ale nic ... Bartek z kolei podjeżdża bezpośrednio przed startem i jego start z końca sektora 2 i mój z połowy sektora 3 to różnica może 30 sekund.
Jeszcze na dodatek oczekując na start rozładowała mi się mp3-ka ... co za syf
Ale wystartowaliśmy ... jadę spokojnie - wszyscy mnie wyprzedzają jak chcą . Po 500 m wyprzedza mnie Jacek. Myślę ... niemożliwe !!! - jest chyba bardzo źle. Podjeżdżam, jak nic ... Sufa.
Zamieniliśmy ze 3 zdania co on tu robi itp. i rozstajemy się. Odjeżdża, ale po kolejnych 500 m wyprzedzam go i już się nie widzimy.
Ogólnie profil trasy wyglądał tak:
czyli "nie w kij" dmuchał.
Przejechany ostatnio Bike Adventure w wariancie PRO wielu rzeczy mnie nauczył więc postanowiłem zacząć spokojnie. Do garmina (organizator standardowo dał dupy z trackiem) wgrywam swój przejazd z tamtego roku. Miały być dwie iluzjonistyczne zmiany (i były) więc jadę porównawczo względem przejazdu sprzed roku. No i wyszło gorzej - w ani jednym momencie trasy nie jechałem lepiej niż rok temu.
W tamtym roku pamiętam, że skurcze mnie zabiły w połowie trasy. Tym razem postanowiłem pojechać spokojniej (finalnie bez skurczy) i w zasadzie mi się to udało, ale patrząc na profil to w większości trasy jechałem gorzej niż rok temu. Przez 3/4 trasy miałem sytuację taką, że na każdym jednym podjeździe przejazd z poprzedniego roku był o jeden podjazd "do przodu" - czyli jak zaczynałem dany podjazd to na profilu widziałem, że rok temu ten podjazd już zaczynałem zjeżdżać. No nic ... miałem fragmenty w końcówce lepsze (to co rok temu wchodziłem "z buta" tym razem w pewnej części wjeżdżałem) ale finalnie pojechałem nieco gorzej (o ok. 7 minut).
Punktowo też tak wyszło - w zeszłym roku 365 pkt, a w tym 351 pkt - czyli gorzej.
Ogólnie trasę pokonałem na maksa swoich możliwości na dzień dzisiejszy. Wyszło jak wyszło. Finalny wynik to:
Czas: 3:31:00.
Ten wynik to:
- 79 miejsce w M3 na 204 (38% stawki)
- 191 miejsce w OPEN na MEGA na 516 zawodników (37% stawki).
Przegrałem z Bartkiem o 13:48 i z Adamem (tu totalne zdziwienie i smutek z mojej strony ) o 18 sekund !!. Na trasie się nie widzieliśmy (aczkolwiek na mecie Adam mówił, że mnie widział na podjeździe na trzy buki) ale na metę dojechałem przed nim. Jednak różnica w startach poszczególnych sektorów spowodowała, że przegrałem. Gratulacje dla Adama ... był iluzjonistycznie czy finalnie na mecie lepszy. 18 sekund przy naszych czasach (na poziomie trzech i pół godziny) to tyle co nic, ale przegrałem.
Co dalej ? - wyjeżdżam na wakacje (nad morze - Międzywodzie - na 10 dni) z samego rana w poniedziałek (bez roweru - zakaz od żony) więc w tym miesiącu już nie pojeżdżę. Żona ważna /postać/osobowość ... dominująca ... więc jest jak jest. Odpoczynek też i mi się przyda ... .
Kolejny start za 4 tygodnie w Szklarskiej Porębie. Mój dzisiejszy przejazd da mi sektor 4 (poprzedni Wałbrzych - sektor 5), ale dzięki wynikowi ze Zdzieszowic w Szklarskiej pojadę ostatni raz z sektora 3. Co dalej ? - zobaczymy ... może dla podbicia sektora zdecyduję się na "syfiarski" Poznań, a może nie. Decyzję podejmę po starcie w Szklarskiej ... .
Ogólnie nie ma dramatu - wyszło przeciętnie. W górskich maratonach stać mnie (dzisiaj) na to co pojechałem, zobaczymy jak to wyjdzie w generalce względem poprzednich lat (2012 - 55 miejsce, 2013 - 56 miejsce).
Porównanie naszych przejazdów - tu.
A teraz nieco fotek z trasy:
Autor fotki (Piotr Jakubiec):
Autor fotki (Tomek tbtomes):
Autor fotki (Ela Cirocka):
Autor fotki (Ela Cirocka):
Autor fotki (Tomek tbtomes):
Autor fotki (Tomek tbtomes):
Autor fotki (Piotr Jakubiec):
Autor fotki (Kasia L.):
Mapka:
Kategoria Maratony 2014
"Rozgrzewka"
-
DST
5.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
00:19
-
VAVG
15.79km/h
-
VMAX
40.80km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
HRmax
155( 78%)
-
HRavg
120( 60%)
-
Kalorie 220kcal
-
Podjazdy
90m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Takie tam kilka minut na rowerze.
Kategoria Treningi
Delikatnie, nastrojowo ... przed jutrem.
-
DST
40.00km
-
Czas
01:28
-
VAVG
27.27km/h
-
VMAX
46.20km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
HRmax
159( 80%)
-
HRavg
123( 62%)
-
Kalorie 1600kcal
-
Podjazdy
270m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Co tu dużo pisać. Jutro maraton w Bielawie. W tym tygodniu nie siedziałem na rowerze więc dzisiaj tak chociaż troszkę po płaskim.
Nie chce mi się tam jutro jechać, ale skoro maraton opłacony to pojadę. Jakoś dokończę tę generalkę ... .
Mapka:
Kategoria Treningi
Po trasach BA ... .
-
DST
48.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
02:12
-
VAVG
21.82km/h
-
VMAX
49.00km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
HRmax
166( 84%)
-
HRavg
139( 70%)
-
Kalorie 2500kcal
-
Podjazdy
920m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ojjjj, ciężko mi się aktualnie jeździ, ale może do soboty jakoś się zbiorę w sobie i ogarnę.
Dzisiaj pojeździłem po lesie Górzynieckim, czyli też po trasach minionego BA. Uzupełniłem też wszystkie wpisy z BA o fotki, które do tej pory zdobyłem (czekam jeszcze na te z DVD organizatora).
Tętno dzisiaj już troszkę lepsze, ale i tak jestem cieniem siebie.
Mapka:
Kategoria Treningi
Po powrocie ...
-
DST
40.00km
-
Teren
7.00km
-
Czas
01:43
-
VAVG
23.30km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
HRmax
155( 78%)
-
HRavg
131( 66%)
-
Kalorie 1900kcal
-
Podjazdy
510m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miałem dzisiaj chwilkę czasu to coś pokręciłem. Bez żadnej rewelacji - tętno mizerne.
Mapka:
Kategoria Treningi
Basen
-
Aktywność Pływanie
Impreza - chwila na basenie (40 x 25 m = 1000 m) - impreza.
Kategoria inne
"Kozia szyja" - epizod 4
-
DST
56.00km
-
Teren
56.00km
-
Czas
03:41
-
VAVG
15.20km/h
-
VMAX
52.20km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
HRmax
163( 82%)
-
HRavg
142( 72%)
-
Kalorie 4200kcal
-
Podjazdy
1540m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszy etap miał taką postać:
Rano standardowo ból mięśni, każde zgięcie lub wyprostowanie nogi to ból z uwagi na chociażby wczorajszy upadek.
No ale nic - ostatni etap więc trzeba się z nim zmierzyć. Start już o 10:00 ze względu na dekoracje, powroty do domów itp. Teraz jak piszę te słowa to już jestem we Wrocławiu.
Przed startem przetarłem ściereczką grubsze błoto z ramy, dołożyłem nową warstwę smaru na ubłocony łańcuch i heya na start.
Wszyscy mieli czyste rowery, czyste napędy, tylko ja jechałem na takim usyfionym rowerze.
Znów przed startem zamieniłem kilka zdań z Adamem i Bartkiem. O 10:00 wystartowaliśmy. Mój plan zakładał aby nie stracić wypracowanej przewagi nad Adamem po pierwszych 3-ech etapach. Postanowiłem jechać przed nim. Na pierwszych 3 km Adam kilka razy zrównał się ze mną co mnie nieco irytowało. Kilka razy nawet przyśpieszył na tyle, że musiałem zwiększyć rytm pedałowania.
Fotka (Ela Cirocka):
A skoro tak ... no to pojedźmy nieco szybkiej ... . Odskoczyłem mu delikatnie i systematycznie moja przewaga rosła. W zasadzie to już się więcej nie widzieliśmy.
Na zjazdach jechałem dość szybko, żeby Adam nie nadrobił zbyt wiele. Też starałem się, żeby nikt mnie nie blokował. Pewnie Adam też tak to rozplanowywał. No i tak sobie jechałem odwracając się za siebie co jakiś czas. Kilometry leciały a Adama nie było. No to super.
Etap był jaki był - trochę technicznych zjazdów, trochę szutrowych autostrad. Duża część trasy pokrywała się z maratonem Piechowickim organizowanym w poprzednich latach.
Czasy z etapu wyszły tak:
Bartek: 3:12:20
Adam: 3:51:55
Ja: 3:41:21
Na mecie chwilkę pogadałem z Bartkiem i musiałem się zbierać.
Sumarycznie patrząc na całokształt tych 4-rech dni to wyszło tak:
- zająłem ostatecznie w M3-PRO miejsce: 34/57 (60%), oraz w OPEN-PRO-MEN: 78/134 (58%). W poszczególnych etapach zajmowałem następujące miejsca (w KAT-M3: 34-35-37-35 i w OPEN: 92-91-100-89) - czyli dość równo.
- spędziłem łącznie na rowerze (czas przejazdu wszystkich 4-rech etapów): 16:09:51 i przejechałem ok. 230 km z łącznym przewyższeniem ponad 7000 m.
- Przegrałem z Bartkiem sumarycznie o 1:45:56 i wygrałem z Adamem o 19:23.
Porównanie przejazdu naszej trójki - tu.
Mapka:
Kategoria Maratony 2014
"Jesteś królem" - epizod 3
-
DST
60.00km
-
Teren
55.00km
-
Czas
04:58
-
VAVG
12.08km/h
-
VMAX
66.30km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
HRavg
148( 75%)
-
Kalorie 4600kcal
-
Podjazdy
2210m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Znów napiszę kilka zdań zanim udam się na miejsce startu. Otóż jestem kompletnie zajechany. Mięśnie mnie strasznie bolą, kuśtykam chodząc po domu. Cały czas patrzę na ten dzisiejszy profil i kombinuję jak strategicznie podejść do tematu. Wygląda on tak:
Dzisiaj będę musiał pojechać tak jak nigdy dotąd mi się nie udało: miękko, na dużej kadencji, powoli. Wszystkie strome podjazdy odpuszczę. Może to zabrzmieć trochę idiotycznie, ale myślę nad podprowadzaniem roweru na 3-cim km na tej ściance zaraz za grotami.
To byłby dramat i śmiech, ale dzisiejszy etap wielu "zabije". Ja bym wolał być tym, który po orga nie będzie dzwonił.
Trochę mnie też martwi limit czasu wjazdu na metę dla dzisiejszego etapu na poziomie 6 godzin.
Wróciłem ... . Dzisiaj będzie krótko bo jestem wypruty na maksa.
Fotka na ogródku u rodziców:
i przed startem z Bartkiem:
A więc ... na ściance za grotami jechałem ... bo nikt nie prowadził aczkolwiek byłem zainteresowany takim obrotem sprawy, ale samemu prowadzić to trochę wstyd.
Ogólnie to Bartek i Adam pojechali, a ja obrałem sobie za cel ukończyć ten etap. Jechałem spokojnie, na bardzo wysokiej kadencji i przyświecał mi jeden cel: przetrwać i dojechać do mety w limicie czasu.
Z trasy (i ogólnie) wartego wzmianki był:
- poważny lot przez kierownicę na 33 km (trasa pokrywała się w tym miejscu z tym hardcorem co wyznacza Golonko na swoim maratonie w Karpaczu). W tamtym roku też na tej sekcji leciałem przez kierownicę. Gleba była naprawdę poważna i sporo się poobdzierałem, ale na szczęście nic nie połamałem. Teraz po znieczuleniu już znacznie mniej boli i nawet nogę w kolanie mogę zgiąć.
- zjazdy były naprawdę bardzo trudne technicznie. Nie wiem jakie wrażenie odniósł Bartek i Adam, ale nigdy u Grabka czegoś takiego nie jechałem. Dam sobie rękę uciąć, że ludziska na forum będą zachwyceni. Dla mnie trudność trasy była identyczna jak Karpacz u Golonki.
- Na 60 km wyszło wg stravy 2210 m przewyższenia !! Uwzględniając, że trasa to dukty leśne, łąki, pola (i w zasadzie łącznie ok. 5 km asfaltów) to zapewne jesteście sobie w stanie wyobrazić co to była za rzeźnia. Osobiście umarłem. Z wysiłku byłem bliski wymiotowania na trasie, a na mecie potrzebowałem 2-3 godziny żeby do siebie dojść. I nie chodzi o to że nie miałem co jeść czy pić, ale już mi było źle na samą myśl o włożeniu do ust banana, ciastka czy zrobienia łyczka izotonika. Pamiętajmy też o tym jak w dupę dostałem wczoraj i przedwczoraj. Na "świeżaka" nie chciałbym tego jechać ... .
- Rozwaliłem buty i muszę kupić nowe. W zasadzie to też się wpieprzyłem w tę rzekę po której trzeba było iść po kamieniach. W ogóle to wróciłem cały mokry bo albo wpakowałem się do rzeki, albo obmywałem sobie rany na trzecim bufecie, albo lałem wodę na głowę. Równie dobrze mogłoby lać.
- To był mój najtrudniejszy maraton w życiu i chyba jeden z nielicznych bez skurczy, aczkolwiek już było blisko. Myślę, że to jest ważny element przed jutrzejszym finałowym startem.
Jutro z mety jadę do Wrocławia więc jak będę w stanie to relację napisze późno wieczorem lub kolejnego dnia po pracy.
P.S.
Przejazd Adama, Bartka i mój - link.
Mapka:
Kategoria Maratony 2014
"Ściana płaczu" - epizod 2
-
DST
58.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
03:48
-
VAVG
15.26km/h
-
VMAX
54.90km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
HRmax
170( 86%)
-
HRavg
148( 75%)
-
Kalorie 3500kcal
-
Podjazdy
1680m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
zisiaj rano (kiedy to piszę) znalazłem czas aby prześledzić mapkę i profil drugiego etapu. Założyłem, że go zrobię w czasie 4 godziny (max 4:15). Zobaczymy w praktyce. Wydaje mi się znacznie prostszy od pierwszego za sprawą tych autostrad szutrowych, aczkolwiek pierwszy podjazd na Rozdroże nie prowadzi główną drogą tylko lasem po mocno kamienistej drodze (ostatnio jak tamtędy zjeżdżałem i zgubiłem picie to już go nie odnalazłem mimo, że go wjechałem z powrotem pod górę).
Profil etapu prezentuje się tak:
To tyle tytułem wstępu.
Po jakimś czasie ... :
Jestem już po. Na starcie pojawiłem się o 10:57 więc stałem prawie na samym końcu. Ruszyliśmy.
Jechałem po swojemu, po ok. 2 km, wyprzedziłem Adama ... i już się więcej nie widzieliśmy. W zasadzie do 30 km to wyprzedzałem ludzi - na podjazdach i na zjazdach.
Pilnowałem picia i jedzenia. Wszystko było super.
Na 30 km zaczynała się "ściana płaczu" i jak ją zobaczyłem i zacząłem jechać ... to po 50 metrach dałem sobie spokuj. Wszyscy dookoła prowadzili. No więc i ja gibałem z buta. Na tym etapie wszystko co dobre się skończyło. W pewnym momencie gość przede mną zaczął jechać więc i ja spróbowałem. Przejechałem 10 metrów i prawie spadłem z roweru ze skurczem uda. Szedłem więc dalej. W pewnym momencie już było nachylenie znośne więc próbowałem jechać. Dorobiłem się skurczy drugiego uda i jazdę przeplatałem gibaniem z buta. Wszyscy jechali ja szedłem, ale jako tako strat w pozycjach nie odnotowałem (aczkolwiek wszyscy się mocno do mnie zbliżyli). Para kolarzy co zaczynała ścianę płaczu razem ze mną wylądowała na szczycie Stogu Izerskiego jakieś 200 metrów przede mną. Trochę sił (i kolejny skurcz) mnie kosztowało aby ich dojść na zjeździe, ale i tak sporo zyskałem jadąc dalej im "na kole". Na kolejnych podjazdach już mi odjechali, ale jakoś trzymałem się jeszcze na swoim miejscu. Na długich prostych odwracałem się do tyłu - nikogo nie było. Nawet ze dwie osoby wyprzedziłem, ale jak się zatrzymałem na 3-cim bufecie to nagle jak spod ziemi wyrosło chyba z 6-ściu kolarzy. Na zjeździe jechałem z nimi, ale na podjeździe na Wysoki Kamień wszyscy mi odjechali.
Cały ten odcinek szedłem pieszo z postojami z powodu skurczy. Oni wszyscy jechali więc na ostatniej prostej już mi z oczu zniknęli. Pozostał jeszcze zjazd do mety. Super techniczny fragment na którym chyba z pięć osób dogoniłem i wyprzedziłem. Ale radości mi nie sprawił:
Fotki (Ela Cirocka):
Byłem już tak zajechany, że chciałem już dojechać do mety, do domu, coś zjeść i odpocząć. Do tego znów zacząłem panikować jaka to byłaby szkoda złapać na tym odcinku kapcia. Ze swoimi skurczami nawet bym dętki nie zmienił bo jakiekolwiek przykucnięcie lub schylenie się byłoby nierealne. Wreszcie wylądowałem w Górzyńcu i została ostatnia prosta do podjechania. I tu znów skurcz uda ... dramat - jakoś ręką naciskając na nogę dowlokłem się do mety (była tam żona więc głupio było zejść z roweru i go prowadzić na ostatnich 50-ciu metrach). Za linią mety potrzebowałem trochę czasu żeby dojść do siebie.
Jutro już będzie potężny ból mięśni ... będzie bardzo źle, trudno i ciężko.
Jeśli dożyję do tego momentu to cały etap jadę żeby tylko zmieścić się w limicie czasu.
Dzisiaj dystans sumarycznie się zgadzał, aczkolwiek znów to samo - z profilem się nijak nie pokrywał. Na blisko 7 km przed metą track udostępniony przez orga wskazywał, że jestem na mecie. DRAMAT.
Przewyższenia podobnie jak wczoraj wyszło mniej niż miało być.
Za 30 minut czeka mnie jeszcze fryzjer, powrót do domu i degeneracja.
Później też (jak Adam oraz Bartek zgrają swoje ślady na stravę) to podlinkuję nasze przejazdy. Ciekaw jestem ile mnie kosztowała ta końcówka ? Na pewno miałem sporą przewagę nad Adamem i stopniała prawie do zera.
Adam dzisiaj pojechał bez jakichkolwiek skurczy - jutro mi dołoży.
Aktualizacja: Przejazd na trasie naszej trójki -
link.
Sumarycznie do mety dojechałem z czasem:
- 3:48:37 (M3-35, w OPEN: 91). Jeszcze może niektórzy jadą więc ciężko spekulować czy liczebność będzie taka jak wczoraj. Ogólnie w kategorii pojechałem o 1 miejsce gorzej niż wczoraj, a w OPEN o 1 miejsce lepiej. Czyli tak samo.
Strata do Bartka już tym razem duża: 28:08, a przewaga na mecie nad Adamem tylko: 2:52.
Mapka:
Kategoria Maratony 2014