birdas prowadzi tutaj blog rowerowy

Maraton - Zdzieszowice

  • DST 47.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 02:16
  • VAVG 20.74km/h
  • VMAX 55.10km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 2500kcal
  • Podjazdy 1030m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 maja 2014 | dodano: 10.05.2014
Uczestnicy

Huh ... od czego by tu zacząć. Może od tego, że znów się przeziębiłem przed startem w Zdzieszowicach. Do tego wczoraj wpadłem na pomysł zmienić koła w aucie (opony z zimowych na letnie) i nieźle (jak to się dzisiaj okazało) dostały moje nogi bo rano wstając czułem się jakbym dopiero co przejechał maraton.  Cały dzień walki z dzieciaczkami wyjazd do rodziców na nocleg po 22:00, pobudka przed 5:00 - nic ... takie życie.  Jakie szanse na dobry wynik ? - żadne. No nic ... do tego w pamięci lekka podłamka startem w Miękini (tam zwaliłem winę na przeziębienie), kolejna porażka z Arielem na Memoriale (gdzie trasę miałem opykaną w najdrobniejszych szczegółach, a Ariel sobie w nocy przed startem w gry grał i winko pił) i teraz kolejny start, gdzie jedyną zagadką było czy Ariel da radę Bartkowi i jak potoczy się ich rywalizacja (beze mnie).  Ja na ich tle ? - tło ... oby się znów nie skompromitować bo trzeci start na trzy możliwe i ... trzy porażki to już raczej nie będzie zbieg okoliczności.  No nic ... mając na uwadze "słabość" dnia dzisiejszego postanowiłem się skupić na równym spokojnym przejeździe w tempie treningowym. A skoro postanowiłem po starcie nie uzyskiwać tętna 180+ na pierwszej prostej to "zwisła" mi rozgrzewka.  Pomyślałem, że rozgrzeję się na pierwszych 5-10 km trasy i z takim nastawieniem ustawiłem się przed taśmą swojego sektora. Jeszcze zanim to nastąpiło to Ariel zrobił mi zdjęcie w naszym miejscu parkingowym:

TAK !! - zauważyłem to również i ja, że się wyjątkowo dobrze prezentuję.  Trochę się wyżyłowałem, aczkolwiek niestety, ale waga mi podskoczyła o 3 kg względem tej, którą miałem przed pierwszym startem. Po prostu chwilowo słabymi wynikami straciłem motywację i się rozpił ... eeeeee roztyłem. Ale nie jest źle ... znam grubszych.
A więc wracając do meritum. Ja bez rozgrzewki bo w mym wieku już sił na jedno i drugie brakuje więc czasami trzeba dokonać wyboru: albo rozgrzewka albo start. Wycinaki, konie, mutanty (Ariel + Bartek) rozgrzewali się do samego końca. Może zrobię "faux-pas" ale napiszę, że Ariel podzielił się wrażeniami (z przerażeniem w oczach) z rozgrzewki z Bartkiem w tym guście:
"Tyyyyyyy ... Bartek na rozgrzewce robił interwały !!!" - uhhhh, dobrze, że ja "rozgrzewkę" zrobiłem sam. 
No nic - taktyka Ariela na wyścig była aby nie odpuścić Bartkowi i jechać za nim na kole aż do mety i tylko go pyknąć na finiszu. Zuch chłopak - nie ma co ... ale o tym to pewnie sam będzie pisał na swoim blogu. Ja się może skupię na sobie, póki mam jeszcze wenę twórczą i "końcówkę" whisky.
A więc wystartujmy - punktualnie o 11:00 (szok). Lecę w czołówce sektora na kole innych. W mojej taktyce było: jechać początek spokojnie w niskim tętnie i absolutnie nie znaleźć się w układzie w którym podmuch wiatru mógłby spowodować wytrącenie prędkości. Po 4 km pierwsza grupka mojego sektora odjeżdża, ale trzymam się w grupie pojedyńczych osób jadących za nimi. I tak do końca pierwszego podjazdu. (foto tbtomes):

Wrażenia ? - super. Tętno prawie spoczynkowe, brak zadyszki, kręcę możliwie na dużej kadencji aby oszczędzić mięśnie, które standardowo pewnie zaliczą skurcze (jak zawsze).  Pytanie tylko czy na 20-stym km czy może dopiero na 30-stym. Pierwszy zjazd, dotknięcie szutru i na 100 metrach naliczyłem 8 osób "z kapciami". Kolega jadący z sektora 6 powiedział, że w tym miejscu jak przejeżdżał to już stał jeden zawodnik przy drugim po obu stronach drogi. Uhhhhh ... trochę mi się słabo zrobiło (zapomniałem wspomnieć na wstępie) ale na maraton w Zdzieszowicach założyłem inne opony (Race King 2.2) na których lękam się jeździć po asfalcie w obawie o defekt.  Nic - może niektórzy nie założyli opon tylko jechali na samych dętkach ?  Nawet w Miękini jechałem na Nobby Nic 2.25 DD.
Ale ok ... przyjdzie kolei i na mnie, i z taką myślą przemierzałem trasę zastanawiając się czy będę miał bliżej do mety cofając się czy może będę bliżej rozjazdu dystansów i wówczas dokończę trasą mini.  Oczywiście znowu wychodzi paranoja bo zamiast się skupić na jeździe, a w przypadku defektu myśleć o tym aby dętkę zmienić jak najszybciej to ja świruję jak to z buta ze łzami w oczach dojść do mety. Muszę pomyśleć o swojej psychice bo płakać się chce ... .  Dobra ... trochę paranoja mnie dopada więc wracam do setna sprawy. A więc jadę. Wszystko super, lecą kolejne km. Zjazdy w tempie optymalnym, podjazdy w tempie obok jadących, na otwartych przestrzeniach na kole innych. Oczywiście nie wiem jak jedzie Ariel z Bartkiem i to, że mi się wydaje, że jest super, to w rzeczywistości może jednak oznaczać, że i tak mam dużą stratę i nie ma się co cieszyć.



Foto Ela Cirocka.

Ale jadę, poszła godzina jazdy - dystans 20,3 km - rewelka.  Szybka analiza w pamięci na jaki czas jadę i pełna radość. Oby tak dalej.
Patrząc jeszcze z perspektywy wyników to pierwszy pomiar czasu wyglądał tak:
Ariel - 40:41
Bartek - 40:50
Ja - 42:52 (pozycja 269)
Uhhhhh ... ponad 2 minuty straty - dużo, ale jedziemy dalej.

Kolejne km jadę bez zmian w swoich założeniach. Dokładnie ta sama taktyka. Jedyna zmiana to taka, że zacząłem pilnować aby co ok. 10 km zjeść batona, żela czy napić się. Założyłem też wariant bez bufetów mimo, że też nigdy mi się to nie udało ... dzisiaj się udało.

Jadę, mam siły kusi mnie aby przeskoczyć kilka zawodników. Wielokrotnie w ostatniej chwili rezygnuję pamiętając o tym, że zawsze tak jest aż w pewnym momencie skurcz i walka o wynik przeradza się w walkę o przetrwanie i wegetację.  Jadę swoje.


Foto tbtomes:

Drugi pomiar czasu wygląda tak:
Bartek - 1:24:17
Ariel - 1:25:13
Ja - 1:27:34 (pozycja 191)
Jaki wniosek ? - Bartek Arielowi odjechał, a ja z Arielem pojechaliśmy ten dystans w tym samym tempie (ok - straciłem kolejne 10 sekund dla pełnej precyzji). Jedziemy ... ciągle zerkam na profil i widzę, że już niewiele podjazdów do końca. To jest coś wspaniałego widzieć co mnie jeszcze czeka. Dałbym nobla temu co wymyślił nawigację. 
Mięśnie dają radę, a ja nie próbuję ich przeciążać. Na zjazdach wiem, że jadę dobry wyścig bo skończyło się wyprzedzanie innych. Jadą tak samo dobrze jak ja (a tak oceniam swoje zjazdy). Jest fajnie. Mamy też i trzeci pomiar czasu:
Bartek - 1:47:00
Ariel - 1:49:57
Ja - 1:51:28 (pozycja 183)
Wniosek ? - od ostatniego pomiaru czasu Ariel stracił 50 sekund.  Tego oczywiście nikt z nas nie wie, więc kręcimy dalej.

W pewnym momencie tabliczka "5 km do mety". Fajnie bo już zaczynałem mieć dość. Przejeżdżam jeszcze 1 km i co widzę ? - koszulka Opery !! - czyżby Ariel ? - TAAAAK !! 
Dostaję niesamowitej mocy i łykam Ariela z różnicą prędkości jaka jest między pierwszym zawodnikiem GIGA, a końcówką MINI.  Ariel nie podejmuje żadnej walki, chociaż wiem, że i tak różnicy sektora już nie wypracuje. Odjeżdżam, wkrótce Ariel znika w tyle. W tym momencie zaczyna działać ponownie psychika: kurde kapeć ... co będzie jak będzie kapeć ? - kurka wodna, wpadam w panikę, zaczynam jechać nieco wolniej uważając na ostrzejsze kamienie i korzenie.  Oczywiście dalej na kole zawodnika jadącego przede mną. Czuję moc, czuję, że skurcze już blisko, ale zostało 3 km do mety, które mógłbym pojechać w trupa gdybym musiał i nie oddam tego co wywalczyłem ... jakimś cudem - czytaj psim swędem.
Po każdym zakręcie pytam sam siebie: "kurde, meta, gdzie jest ta meta ?". Licznik jakby stanął w miejscu - zepsuł się ?. Te ostatnie km trwały wieczność ... a w myślach jedno: "kapeć ... co wtedy ? - biec ? - jak szybko można biec ? Dramat, nie da rady."
W pewnym momencie muzyczka w garminie - jest META ... ale gdzie ? Środek lasu, a on mi wydzwania, że dojechałem. Eeeeee ... ujmę to tak: maksa w tętnie to na pewno miałem w tym momencie.

Foto Ela Cirocka:

Foto Tadeusz Skwarczyński:


Foto tbtomes:


Fotka przed samą metą (foto: Robin Dag):

Chwilę później wjeżdżam na metę, zaraz po mnie Ariel z sumaryczną stratą 1:27 (do Bartka straciłem 5:54).
Końcowy czas wyniósł: 2:16:48 co dało 129 miejsce OPEN (na 651) - 20% stawki, 48 miejsce w M3 (na 243) - 20% stawki i pozwoliło wywalczyć 380 pkt.
Ocena startu ? - najlepszy górski maraton jaki pojechałem w życiu (napisałem górski bo przewyższenie przekroczyło 1000 m). Kiedyś (w 2011 roku) jechałem Zdzieszowice i wówczas uzyskałem 263 miejsce OPEN, w kategorii 92 i punktów: 346.
Ogólnie to jestem przeszczęśliwy, odzyskałem chęci do treningu i kolejnych maratonów.  Spowodowałem też i smutek na twarzy Ariela, który teraz pała chęcią zemsty.  Trudno ... poczeka 14 dni do kolejnego startu. Niech się teraz on martwi swoją psychiką i pozytywnym nastawieniem.

Dzięki za fajny ścig i za wspólne spotkanie. Bartek ? - jest lepszy ale nie złoił mnie na poziomie 20,30 minut + ... .
Oto porównanie naszych przejazdów: LINK.

Byłem ciekaw maksymalnego i średniego tętna, ale opaska chyba mi się nieco zsunęła i wyszły bzdury. Ale myślę, że było naprawdę niskie. Szkoda, że nie poznam odpowiedzi na to pytanie.  Maks co zmierzył garniak to: 174 i średnie: 122. 

Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: Navime.pl + mapka:


Kategoria Maratony 2014


komentarze
birdas
| 22:42 niedziela, 11 maja 2014 | linkuj Ok :) To już tylko 12 dni i znów Cię na trasie wyprzedzę :) Zobaczymy co nam przygotują na Wałbrzych ... .
zorro
| 18:53 niedziela, 11 maja 2014 | linkuj To że pojechałeś mocno to nie ma wątpliwości :-) Gratuluje wyniku i drżę przed kolejnym startem! Ale też planuję już szeroko zakrojone przygotowania.
birdas
| 12:55 niedziela, 11 maja 2014 | linkuj No widzisz ... Wrocław był płaski, tutaj trasa interwałowa. Może miałeś słabszy dzień, a może tak jak pisałem mi za dobrze poszło ? Gdybym pojechał jak zawsze - czyli na poziomie ok. 350 pkt to byś miał te 10 minut przewagi i wszystko byłoby ok :)
zorro
| 10:41 niedziela, 11 maja 2014 | linkuj Może nie pałam chęcią zemsty ;-) ale rewanżu :P Poza tym bardziej zły jestem na mój wczorajszy stan. Wrocław mogłem jechać w trupa od początku do końca. Memoriał też, a wczoraj odcięło zasilanie, nawet mimo tego, że start miałem łagodniejszy niż na poprzednich imprezach. A jakbyśmy jechali łeb w łeb do samego końca i przegrałbym, to zmartwienie byłoby dużo mniejsze ;-)
birdas
| 05:06 niedziela, 11 maja 2014 | linkuj Jeszcze mi się przypomniały 2 rzeczy: na metę dojechałem z ponad litrem picia w bukłaku.
I druga: nawet te korki, przechodzenie przez powalone kłody ułożyły się idealnie. Chciałem lekko wówczas odsapnąć, a tu taka miła niespodzianka. Jedynie mnie martwiło czy przypadkiem Ariel z Bartkiem nie pokonywali tego fragmentu w sposób płynny, no ale jaki ja miałem wybór w swojej sytuacji ? Wiedziałem też, że czym bardziej do tyłu tym dla innych będzie gorzej, czyli potencjalnie miejsce w OPEN/KAT w sposób pośredni rosło. :)
birdas
| 04:26 niedziela, 11 maja 2014 | linkuj Widzę, że coraz więcej osób zaskoczona moim wynikiem. Oczekiwania na Wałbrzych rosną, ale myślę, że pojadę tak jak Zdzieszowice - równo od startu do mety i zweryfikujemy wówczas wczorajszy mój występ.
Tomq74
| 23:41 sobota, 10 maja 2014 | linkuj Piękny uśmiech :) dobry "szybki scig" :)
tajemniczyjogurt
| 20:53 sobota, 10 maja 2014 | linkuj 20% stawki? Gratuluję, ale boję się jechać do Wałbrzycha :D
birdas
| 20:07 sobota, 10 maja 2014 | linkuj Taaaaa, ale jak zobaczyłem opony innych to już jestem w stanie we wszystko uwierzyć. Pewnie niektórzy na slickach jechali :) Zdradzę Wam jeszcze, że Was (Ciebie i Ariela) wypatrywałem po tych rowach ... . :)
barblasz
| 19:57 sobota, 10 maja 2014 | linkuj dobry ścig garty !!! ty ja też miałem traume kapcia :) , kumple z dalszych sektorów opowiadali że odcinkami stało tyle narodu z flakami jakby grzyby zbierali :)
adhed
| 19:26 sobota, 10 maja 2014 | linkuj wow super!!! gratulacje za wynik i wyścig bez żadnych problemów na trasie!!!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa apang
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]