Szosa - pech za pechem.
-
DST
56.00km
-
Czas
02:11
-
VAVG
25.65km/h
-
VMAX
44.40km/h
-
Temperatura
3.0°C
-
HRmax
168( 88%)
-
HRavg
140( 73%)
-
Kalorie 2800kcal
-
Podjazdy
570m
-
Sprzęt Szoszon
-
Aktywność Jazda na rowerze
No dzisiaj miałem trochę przygód. Wolałbym nie, ale jaki miałem na to wpływ ? Sumarycznie trening wyszedł ok, ale jednak ... . Wczoraj zastałem szosę z "kapciem" po czwartkowej jeździe. Dojechałem wówczas do domu i było wszystko ok. Wczoraj wchodzę na balkon a tam kapeć. Ok - wyczyściłem rower, zmieniłem dętkę, zainteresowałem się gumkami do hamulców - nawet pojechałem do sklepu kupić nowe okładziny, aczkolwiek się okazało, że te są ok - jedynie szpilką oczyściłem te stare bo były w nie wbite jakby jakieś opiłki metalu itp. No nic - rower zreanimowałem, zrobiłem chomika i nadszedł dzień dzisiejszy - czyli trening przed pracą. Pojechałem na Przesiekę i znów "usyfiłem" rower przez mokry asfalt :
Pomyślałem sobie, że zjadę znów do Podgórzyna i będę jeździł góra dół. Na trzecim takim podjeździe "kapeć" :
Źle założyłem też oponę (nie zauważyłem, że w jednym miejscu nie zaszła o rant obręczy) i jakoś tak się dowlokłem do domu, żeby dopiero to zauważyć jak chciałem napompować koło pompką stacjonarną. Dramat. Po zregenerowaniu roweru okazało się, że słuchawki mi padły i znów walka. Jednak wilgoć tak na nie działa, że świrują. Trochę potu i robią co chcą - ściszają się i podgłaśniają, zmieniają piosenki itp. itd. Teraz jak wyschły to nie łączą z bluetooth. Końcówkę treningu robiłem już bez muzyczki. Wpadłem do domu, szybka kąpiel i do pracy ... . Teraz już jestem w domu i relaks.
Kategoria Treningi