birdas prowadzi tutaj blog rowerowy

Maraton - Szklarska Poręba

  • DST 57.00km
  • Teren 57.00km
  • Czas 03:43
  • VAVG 15.34km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • HRmax 181( 91%)
  • HRavg 168( 84%)
  • Kalorie 4100kcal
  • Podjazdy 1550m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 sierpnia 2013 | dodano: 17.08.2013
Uczestnicy

Maraton w Szklarskiej Porębie to kolejny mój start w edycji bike maratonów u Grabka. Po kilku piwkach, które wypiłem między dojechaniem na metę, a tym kiedy piszę relację to wystarczający okres czasu aby spojrzeć na start na spokojnie i nie owijając w "bawełnę" podsumować go jako: porażkę. Może nie było totalnej katastrofy, ale końcowe wnioski są nieco zasmucające, a mianowicie: "ja się chyba do tego sportu nie nadaję" :(
Ale zaczynając od początku. Maraton pod domem (do Szklarskiej Poręby mam 15 km) więc trasę znałem i często w wielu jej fragmentach jeździłem. Wyjazd z domu dość późno (bo po co się śpieszyć), parkowanie gdzie popadnie, dojazd na start i mamy 10:40. Start opóźniony o 15 minut na prośbę osób wydzwaniających i stojących w korkach w centrum miasta. Czasu na jako taką rozgrzewkę brak, ale to może i dobrze bo po co tracić siły jak i tak zawsze ich brakuje. ;)
Fotka przy aucie:

Spotkanie z Bartkiem:

i jeszcze ja przed startem:



O 11:15 nastąpił start i zgodnie z planami postanowiłem się nie śpieszyć.




Wziąłem sobie to do serca bo tak wyglądał koniec sektora z którego jechałem:
- ja i pusta przestrzeń za mną:


No i tak sobie jechałem, tempem końcówki sektora lub minimalnie mocniej. Kilka ujęć z trasy:



Sił mi starczyło na 35 km kiedy dopadł mnie pierwszy skurcz. A później już poszło - kilka mocniejszych podjazdów, kilka odepchnięć od kamieni na zakończenie "butowania" i na 40-tym km już miałem załatwione łydki i uda w obu nogach. Nastąpiła standardowo wegetacja. Tylko zjazdy jechałem w normalnym tempie, a reszta trasy to wyprzedzanie mnie przez dziesiątki zawodników. Raz jak zsiadłem z roweru to nie mogłem ponownie na niego wsiąść - w zależności jak się za to zabierałem to skurcz łydki, lub uda w jednej lub drugiej nodze. Wykonanie kroku do przodu to już całkowita abstrakcja granicząca z upadkiem. Jakoś wsiadłem i powoli pedałowałem. Tempo jazdy ? - zbliżone do tego jakie trzeba uzyskać aby rower nie stanął i żeby z niego nie spaść. Na 50-tym km już byłem bliski rezygnacji i gdyby nie fakt, że i tak musiałbym się dostać na metę to pewnie bym to zrobił. Kilometr przed metą jeszcze żona zrobiła mi zdjęcia:


I sama została też została uchwycona:


W pozostałych fragmentach trasy tak się prezentowałem (kolejność losowa):














No i na mecie:

Część zdjęć z powyższych autorstwa: TomekTB, Elżbiety Cirockiej, Piotra Macka i Bikelife.

Jeśli chodzi o wynik to:
- czas 3:43:02 to dało miejsce w OPEN: 197/437 (45% stawki jadących zawodników). W kategorii wiekowej: 86/165 (52% stawki jadących zawodników). Nie ma dramatu, ale patrząc przez pryzmat ile miejsc poszło na ostatnich km to trochę szkoda.
- "wywalczyłem" 349 pkt, czyli dość słabo bo tylko minimalnie więcej niż w Głuszycy (a to był najgorszy start - 343 pkt).
- z Bartkiem przegrałem o 20:30 (20 minut i 30 sekund). Przegrałem kolejną pizzę ... i jestem poirytowany przepaścią jaka nas dzieli. Na pocieszenie pozostaje fakt, że Bartek też ostro dostał w dupę (jak to mecie powiedział: "w końcówce szukałem jakiegoś sensownego pretekstu żeby się wycofać bo miałem dość". Z wyniku pkt też zapewne zadowolony nie jest bo zwycięzca jego kategorii przyjechał 8 minut przed zwycięzcą mojej ... i jego dobry start, i miejsce nie mają teraz przełożenia na liczbę pkt do klasyfikacji generalnej. Ale tak bywa ... jak się jeździ w Królewskiej kategorii to się to zdarza. ;)

Skoro doszedłem do tego, że chyba się do tego nie nadaję to poszukam jakiś aspektów pozytywnych:
- kolejny start bez defektu - super.
- ukończyłem maraton bez uszczerbku na zdrowiu i chyba w takich kategoriach będę analizował swoje starty. Nie sukcesów w postaci podium, super czasów, miejsc itp. itd. bo to nigdy nie będzie miało miejsca tylko takiego normalnego ukończenia maratonu w zdrowiu i szczęściu (chociaż szczęście jest teraz bo jeszcze kilka godzin temu byłem na pograniczu życia i śmierci). Albo aspekt spędzenia dnia na świeżym powietrzu - oooo to jest pozytyw :))
To tak jak Bartek zauważył: z naszą wagą i budową ciała nigdy nie powalczymy w górach. Nie da się rywalizować z kimś kto "jest z metra cięty" i ma 50, 60 czy 70 kg wagi. My możemy się pobawić w ściganie po płaskim lub z góry :)
Nie wiem co jest z tymi skurczami (niby codziennie łykam magnez, BCAA, białko), na maratonie żele, odżywki, batony i zawsze to samo. Może już jestem zbyt zmęczony sezonem. Ze startu treningowego u konkurencji w Wałbrzychu rezygnuję (Jacku nie dam Ci w tym roku satysfakcji z pokonania mnie ;) ) i pojadę jeszcze dwa starty w Polanicy i Świeradowie aby zamknąć komplet startów do generalki i jak się uda to będę się cieszył z poprawienia najlepszego swojego wyniku z 2011 r. w generalce (55 miejsce).
Fajnie było spotkać wielu znajomych z którymi widuję się tylko z okazji startów, zamienić kilka słów lub pogadać. Fajny maraton, super atmosfera, a trasy coraz cięższe. Czyli fajnie spędzony dzień.
Na koniec "najfajniejsze fajnie" to takie, że w większości są to wyjazdy rodzinne (z żoną i dzieciaczkami). Miło się startuje wiedząc, że na mecie ktoś na ciebie czeka i robi zdjęcia :). Pozdrawiam.

Ogólna mapka + profil:


Kategoria Maratony 2013


komentarze
birdas
| 09:33 niedziela, 18 sierpnia 2013 | linkuj Bartek jak zawsze: konkretnie i dosadnie :) Mi dzisiaj też już jest lepiej. Nawet do tego stopnia, że chyba jutro coś popedałuje. :)
barblasz
| 09:25 niedziela, 18 sierpnia 2013 | linkuj Marcinie wyluzuj !!! po jednej przepracowanej zimie nie oczekuj że będziemy przyjeżdzać w TOP 5 0 w górach , moim zdaniem i tak jest nie źle , na wszystko przyjdzie czas . Jeżdżąc "trenując" tak jak ty czy ja czyli mocno intuicyjnie popełniamy masę błędów które z czasem będziemy eliminować , tylko na wszystko trzeba czasu i startów.W zimie się pocieniujemy i przyszły sezonie będzie gonić Grzesia:) Maraton dla mnie też ciężki . Atmosfera przed i po jak zwykle świetna . Jeszcze wczoraj też miałem ochotę przerzucić się na brydża ale dzisiaj już wiem jedno : zapierdalać trzeba!!! Miło było znowu spotkać i do następnego !!!
birdas
| 06:52 niedziela, 18 sierpnia 2013 | linkuj No źle nie jest. Mogło być troszkę lepiej, ale też i gorzej (w przypadku defektu). Pkt są, awans w klasyfikacji będzie i dalej walczę o generalkę na koniec.
Co do rozgrzewki to skoro przyjechałem na start o 10:40 i już nie dało się wejść do sektora (czyli ludzie tam powchodzili na pewno z 15-20 minut wcześniej) to w przypadku startu o 11:15 jakie w ich przypadku znaczenie miała rozgrzewka ? Żadne ? A ja jak widać na 5-tym zdjęciu o 11:00 jednak się pofatygowałem na szczyt nartostrady (wiem ciężko to nazwać rozgrzewką). :)
Tomq74
| 20:38 sobota, 17 sierpnia 2013 | linkuj Nie jest źle Marcinie. Nie zawsze się udaje tak jak by się chciało. Ukończyłeś Ok. Punkty do generalki są Ok.....ale z brakiem rozgrzewki to nie był dobry pomysł
birdas
| 20:30 sobota, 17 sierpnia 2013 | linkuj Jakby mi zależało (i się chciało) to w dzisiejszych czasach można wyrysować tę trasę w jednym z portali (np. bikemap.net) i by wyszło przewyższenie, ale nie idzie ono w parze w kwestii bicia rekordów w dystansie. :) Przyjdą oponki, podmienię je, to się odezwę na mail''a, spróbujemy znaleźć jakiś termin (byle jeszcze w sierpniu bo od września znów będę miał rzeźnie). Odnośnie kolejnego terminu na single to patrząc realnie (z mojej perspektywy) to już się chyba to nie uda. :( Od września dzień krótszy, wróci moja praca do 16:00 i dłużej, weekendy wycięte z wyjątkiem załatwienia wolnego na Polanicę i Świeradów i ... to by było na tyle ... .
gregoriik | 20:19 sobota, 17 sierpnia 2013 | linkuj he he he, pewnie, że pamiętam tą wyprawę. Liczniki z tamtych czasów nie mierzyły jeszcze przewyższeń - 10 lat później wprowadzili taka funkcję :)))

Jak najbardziej możemy się zgrać w końcu no i na singla musimy wreszcie się wybrać bo tam człowiek zapomina o bożym świecie i odstresowuje się a przy okazji robisz fajny trening balansu ciałem co tez wykorzystasz w maratonach później.
birdas
| 20:12 sobota, 17 sierpnia 2013 | linkuj Ok - wyczekam na przyjazd nowych opon i zmienię kierunek treningów z górskich na te w kierunku Jeleniej Góry i okolic. Może spróbujemy razem ? - samo przejście z NN 2,25 na slicka 1,75 doda mi entuzjazmu. :) Teraz to pewnie będzie bez większego znaczenia w kwestii pozostałych startów, ale może coś wyjaśni lub pojawią się nowe wnioski po maratonie w Polanicy (w końcu to 4 tygodnie czasu). Będzie okazja na pobicie rekordu w dystansie. Nadal mam nie pobity ten za czasów technikum kiedy pojechaliśmy do Jablonca do sklepu rowerowego (pamiętasz ?). Wtedy mi wyszło 128 km, ale wówczas jakie było przewyższenie ... .
gregoriik | 20:02 sobota, 17 sierpnia 2013 | linkuj Oczywiście zmiana treningu w Twoim przypadku byłaby dodatkowym / nowym bodźcem a droga "klocek czy dwa w pionie" żeby tylko ładnie to brzmiało jako tytuł w Twoim wpisie - do nikąd Cie nie zaprowadzi.

Długie łagodniejsze podjazdy i na miękko - tego już dawno nie robiłeś bo zatraciłeś się w tych swoich przepychanych na siłę "klockach w pionie"
birdas
| 19:44 sobota, 17 sierpnia 2013 | linkuj Tak sobie jeszcze myślę, że może w przygotowaniach do nowego sezonu elementy treningu szosowego i treningów bardziej interwałowych by coś pomogły/zmieniły. Może jakaś większa różnorodność jazdy coś zmieni - raz siłowo, raz wytrzymałościowo np. po płaskim, innym razem na większej kadencji. A nie tylko klocek w pionie i do domu ... .
birdas
| 19:35 sobota, 17 sierpnia 2013 | linkuj Dzięki Grzesiu za wpis. Aż się boję pomyśleć co by było gdybym wystartował mocniej - tak jak zawsze. Pewnie bym nie dojechał, a rodzina by nocowała w Szklarskiej. ;)
Dobór opon pewnie średnio szczęśliwy, ale tak jak zauważyłeś (i wiele razy o tym rozmawialiśmy) wreszcie znalazłem jakieś rozwiązanie na te nieszczęsne "kapcie". Jeżdżę na tych pancernych NN 2,25 + owijki antyprzebiciowe i przynajmniej jak dotąd nie zmieniam dętek na trasie. To i tak jeden kapeć na lżejszych oponach (w moim przypadku) vs pancerne opony jest z korzyścią dla tego drugiego rozwiązania. Świeradów pojadę na Race King''ach + owijki, ale z Polanicą nie zaryzykuję. Jeden kapeć w ostatnich dwóch maratonach i moja generalka pójdzie się "rypać" (brak startu zapasowego), a cel jednak jakiś mam. Cel ... do pobicia w kolejnym sezonie. :)
Odnośnie rozgrzewki to "ognia na nartostradzie" nie było. :) No widzisz, jakoś tak wyszło. Uznałem, że jadąc spokojnie to właśnie w trakcie maratonu zrobię tą rozgrzewkę i połączę "niezbędne z pożytecznym" ;)
Jadąc początek tak jak dzisiaj, raczej nie zakwasiłem mięśnia - to było coś na wzór wspomnianej rozgrzewki. Pewnie na rozgrzewce jechałbym podobnie po czym na strat.
Może kiedyś przy okazji jakiś startów kiedy zrobię coś inaczej niż "zwykle" uda się znaleźć odpowiedź w kwestii skurczów. Może to będzie wspomniana rozgrzewka, może mniej intensywny trening przed, może inny dobór opon, a może w kolejnym sezonie samo minie pod wpływem nieco innej specyfikacji przygotowań do sezonu. Za 2-3 dni będę miał oponki szosowe o które Cię pytałem i może taki rodzaj treningu coś pomoże/zmieni ? Nie wiem, ale dziękuję za cenne uwagi.
gregoriik | 19:14 sobota, 17 sierpnia 2013 | linkuj
Dałeś też dzisiaj świadectwo amatorskiego podejścia do sprawy - 10.40 na starcie !!! u siebie na miejscu i ta gozgrzewka - to nie rozgrzewka to jakaś kompromitacja !!! :)))

Przeświadczenie, że po co się rozgrzać skoro to dodatkowe kilometry a więc sił zabraknie na samym wyścigu już nawet szybciej niż gdybym rozgrzewki nie robił jest błędne w 100%
Brak rozgrzewki stawia Twoje mięśnie "pod ścianą" w momencie wystrzału startowego i mięśnie sa w szoku do samego końca - skąd wiesz, że nie ma to wpływu na czas nadejścia skurczów. Zakwaszasz mięśnie już zaraz po starcie bo jak na zimnym, nie rozciągniętym mięśniu można w ogóle poddawać je takim przeciążeniom ???
W jakim sporcie wytrzymałościowym lub szybkościowym podejrzałeś takie zachowanie jakie sam kultywujesz ?
chyba nawet Ci co rozwiązują łamigłówki lub rebusy przeprowadzają jakąś rozgrzewkę - umysłową.
A Ty z auta na start i ogień nartostradą w górę !!!
gregoriik | 19:13 sobota, 17 sierpnia 2013 | linkuj Nadajesz się, nadajesz do maratonów ale cały czas będziesz się jeszcze uczył i płacił "frycowe".
Każdy kolejny start będzie jakąś nową lekcją - więc głowa do góry.

Potwierdzam, że trasa była baaaaardzo wymagająca - ja po raz pierwszy w tym sezonie jadąc bez jakichkolwiek defektów zaliczyłem spadek w stawce na kolejnych punktach pomiarowych bo od wjazdu na Drogę pod Reglami na powrocie do mety już nogi bolały coraz mocniej i nie byłem w stanie "dospawać" do koła każdemu kto mnie wyprzedzał na tych ostatnich 15 km :(

Nie podszczypywały mnie natomiast nawet najmniejsze skurcze - i nie wiem co Ci powiedzieć z tą Twoją "przykrą" dolegliwością ale dzisiaj naprawde wiele osób cierpiało właśnie z powodu skurczów.
Ja bardzo dużo piję w trakcie maratonu ale domyślam się, że tu akurat też nie popiłes sprawy ?
To co mogę stwierdzić z całą pewnością w Twoim przypadku to niestety wybór opon typu NN DD na taką charakterystykę maratonu nie był strzałem w 10 - powiedziałbym nawet że mocno wpłynęło to na Twoje ogólne zmęczenie a co za tym idzie dopomagasz skurczom żeby przyszły wcześniej.
Ta opona jest bardzo pancerna i stawia spore opory, nie było takich zjazdów żeby natomiast dawała Ci przewagę w tych elementach trasy.
Wiem, że taki a nie inny wybór u Ciebie jest podyktowany - w Twoim mniemaniu - na znalezieniu wreszcie opony na której nie łapiesz gum.
To fakt ale jednak kusiłbym raczej los próbami znalezienia opony o delikatniejszym charakterze bieżnika i niższym klocku ale nadal odpornej - są takie z pewnością.
birdas
| 19:12 sobota, 17 sierpnia 2013 | linkuj Właśnie !! Odstawienie piwa, spadek wagi o 3,5 kg w tydzień i efekt widać: brak sił ;)
W poprzednim wpisie napisałem "uzależniony", a miało być "zależny". Uzależniony to jestem od czego innego: robienia tego co się lubi :)


k4r3l
| 19:01 sobota, 17 sierpnia 2013 | linkuj Rozumiem, spoko, ja tam jestem maratonowym laikiem, ale wychodzę założenia, że najważniejsze robić co się lubi :) Nie trzeba być od razu mistrzem świata, hehe. A piszę o znajomych, bo właśnie dziś w moje rejony wpadli chłopaki z SCS OSOZ i takie tempo narzucili, że poczułem się jak u GG (a stówka startowego została w kieszeni;) ps. zapomniałem dodać, ze ta słabsza dyspozycja, to z pewnością efekt odstawienia piwa :))))
birdas
| 18:54 sobota, 17 sierpnia 2013 | linkuj Dzięki.
Z tymi znajomymi to nie mam tak lekko. Na 100 treningów, 99 robię sam. Mam kilku znajomych, ale albo nie chcą ze mną jeździć (podchodzą bardziej lajtowo do jazdy i raczej ja bym z tego nic nie miał), albo totalnie ciężko się zgrać. Ja z tytułu wykonywanego zawodu (nauczyciel) mam okresy (wakacyjne) kiedy jestem mocniej dyspozycyjny, ale w trakcie roku pracuję 7 dni w tygodniu na 3-ech etatach. W trakcie wakacji preferuję jazdy dopołudniowe, aby po południu pobyć w domu i tu kolejny problem aby z kimkolwiek się zgrać. Jeżdżę często pod wpływem chwili i okoliczności które wystąpią i nawet mi to pasuje bo nie jestem od nikogo uzależniony. Ale z drugiej strony jest trochę nudno i jednak brakuje tego elementu rywalizacji, który na maratonach ma największe znaczenie. No ale w miarę upływającego czasu może uda się coś zmienić.
k4r3l
| 18:42 sobota, 17 sierpnia 2013 | linkuj świetna relacja, a z tym "nie nadaje się do tego sportu" to przesadziłeś; maratony mają swoją specyfikę, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby z kilkoma znajomymi zaliczyć kilka górek w tempie maratonowym ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa zasok
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]