Maraton - Polanica Zdrój
-
DST
51.00km
-
Teren
51.00km
-
Czas
03:06
-
VAVG
16.45km/h
-
VMAX
50.24km/h
-
Temperatura
11.0°C
-
HRmax
182( 91%)
-
HRavg
169( 85%)
-
Kalorie 4500kcal
-
Podjazdy
1170m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Uffff - dobrze, że przetrwałem kolejny start. Wyjazd z Piechowic o 6:20 z Grzesiem i jego tatą, a o 8:45 byliśmy na miejscu. Całą drogę lało, na miejscu to samo. W aucie siedzieliśmy do 10:00 kiedy opady powoli zanikały. Szybkie szykowanko do maratonu, spotkanie z Bartkiem i plan na krótką rozgrzewkę i tu pierwsze opóźnienie związane ze śrubą którą wymieniłem po treningu do Świeradowa. Całe siodełko się chybotało i dobrze, że znalazły się klucze aby je dokręcić bo bym na pewno maratonu nie ukończył. Po dokręceniu improwizacja rozgrzewki i powrót na start do swoich sektorów. O 11:00 ruszyliśmy. Początkowo asfaltem i kostką, cały czas pod górę. Jechałem dość spokojnie powtarzając sobie: jedź spokojnie, jedź spokojnie. Na 8-mym km (zaraz za rozjazdem dystansów) na pierwszym zjeździe musiałem zrobić pierwszy postój bo kask był tak luźny ze spadał mi na oczy. Tutaj straciłem ok. minuty i ok. 30 miejsc. Zresztą już w tym momencie ledwo się zatrzymałem. Pojechałem na starym rowerze z ledwo hamującymi V-brake'ami i jak obręcze dotknęły błota i wody to skuteczność hamowania była bliska zeru. Żeby się zatrzymać musiałem dohamowywać butami po podłożu :) Poprawiłem naciąg pasków kasku (nie w tą stronę) i pojechałem dalej. I tu nastał pierwszy moment, który bądź co bądź spowodował uśmiech na mej twarzy. Otóż dostrzegłem schodzącego pod prąd Bartka z zerwanym łańcuchem. :) Przykra sprawa, wykrakałem, ale w tym momencie od razu pomyślałem o zakładzie o pizzę, który miałem w tym momencie już wygrany.
Nie mam żadnych wątpliwości, że Bartek jest poza moim zasięgiem więc jakaś pociecha z zaistniałej sytuacji była. Pizzę wygrałem, jedna pozycja w Open wyżej - czyli dramatu nie ma. ;) Bartek powiedział, że już w tym momencie miał nade mną 7 minut przewagi. Uwzględniając nawet różnicę w startach sektorów (on - sektor 1, ja sektor 2) oraz mój postój to i tak 5 minut już było bez dwóch zdań.
No nic - pojechałem dalej bo co miałem zrobić ? Spinki ani skuwacza nie miałem - gdybym miał to dałbym Bartkowi, ale też nie sądzę aby podjąłby się samodzielnej naprawy jako debiut w tym temacie. Pewnie na tym etapie wyścigu ja również temat bym odpuścił. Pojechałem dalej ale jeszcze przez pewien czas zastanawiałem się czy Bartek mimo wszystko jakimś cudem nie wyskoczy zza pleców. :)
Jak zaczęły się płaskie odcinki (kałuża na kałuży) to jechałem na kole z odwróconą głową bo waliło niesamowicie błotem po oczach. Tempo było mocne.
Na ok. 15 km kolejny postój i regulacja paska od kasku - tym razem w dobrą stronę. Było ok, ale w drugiej połowie dystansu raz jeszcze musiałem tę korektę wykonać.
Na 25 km powrócił mój odwieczny problem. Jeszcze nie skurcze, ale nogi się zrobiły miękkie jak z waty. Zacząłem odpuszczać i od tego momentu leciałem cały czas w w stawce w dół. Zresztą wcześniej na podjeździe było to samo. Jedyny moment, kiedy wyprzedzałem pojedyńcze osoby to były zjazdy w lesie (nawet jakbym chciał jechać wolniej to problem z hamulcami cały czas się nasilał). Klamki zaciśnięte na maksa, a i tak innych wyprzedzałem. I tak sobie jechałem i jechałem tracąc kolejne pozycje. Z miejsc pomiaru czasu wynika co prawda coś odwrotnego (pierwszy pomiar - 145 miejsce, drugi 136, na mecie 137) więc tłumaczę to sobie tym, że Ci co mnie wyprzedzali, albo łapali defekty, albo zjechali na GIGA. Między wspomnianym 25 km a metą (51 km) kombinowałem z ekranikiem na garminie aby nie widzieć ile pozostało do mety, a wzorowałem się rysowanym profilem. Zapamiętywałem różne punkty i zerkałem kiedy wypadną poza ekran (skala 4 cm - każdy cm po 7 km). Czyli po 28 km początek wypadał poza ekran, wtedy liczyłem, że jak "ten punkt" wypadnie poza ekran to będzie kolejne np. 3 km. Kilka razy przełączyłem się na ekranik dystansu i później żałowałem bo od razu bo do mózgu docierała informacja "jejku - jeszcze 17 km" itp.
Finalnie skurcz mnie złapał na 4 km przed metą ale jakoś "dowegetowałem" do mety. Dobrze, że sumaryczne przewyższenie wyszło o ponad 200 m mniej niż zapowiadał org.
Na mecie poznałem wyniki:
Czas: 3:06:28
Miejsce w M3: 52 (najlepsze w tym roku), a zarazem najgorsze bo w stawce: 52/76 (68%).
Miejsce w Open: 137 (najlepsze w tym roku), a zarazem najgorsze w stawce: 137/211 (65%).
Zdobytych punktów: 347, co przy innych górskich maratonach wygląda jak wygląda (Głuszyca - 343, Bielawa - 365, Szklarska - 349).
Dużo osób widząc jakie będą warunki nie przyjechała, lub nie wystartowała, lub pojechała Mini (rezygnując z Mega). Wyszło jak wyszło. Na pocieszenie założę, że na Mega pojechali desperaci lepsi ode mnie. To też jest jakąś tam zaletą bo skoro frekwencja była byle jaka, to i wielu potencjalnych rywali w generalce może jej nie zrobi, lub przynajmniej nie poprawi jakiegoś z poprzednich wyników mając np. nadmiar startów.
Przed startem zajmowałem 76 miejsce w generalce M3, zobaczymy za kilka dni o ile pozycji odnotuję awans.
Podsumowanie:
- pojechałem z mp3 i momentami muzyka dodawała mi "skrzydeł", ale przełożenia na wynik ciężko doszukiwać.
- fajnie, że start bez defektu bo jakikolwiek defekt przekreśla szansę na poprawienie wyniku w generalce z 2011 roku (55 miejsce) bo nie będę miał żadnego startu w zapasie. Od początku zakładałem, że pojadę 6 startów (a 6 jest liczone do generalki) więc 5/6 planu udało się zrealizować. Pozostał jeszcze Świeradów, który o wszystkim zadecyduje. Bartek, który miał zapas startów znajduje się teraz w identycznej sytuacji jak ja, bo w Głuszycy pojechał mini, a dzisiaj nie ukończył. Finalnie ma 5 startów na Mega i teraz musi w Świeradowie liczyć na szczęście związane z pomyślnym ukończeniem maratonu (bez defektu).
A czy takie będzie miał to za kilka dni "wywróżę" ;)
- podczas jazdy pojawiały się defekty typu przeskakujący łańcuch, brak możliwości zrzucenia łańcucha na najmniejszą zębatkę z przodu itp. co mam nadzieję, że było spowodowane błotem, aczkolwiek jak podejmę działania z doprowadzeniem roweru do stanu używalności to się okażę. No i ta ciągła utrata wzroku przez lądujące w spojówkach oka błoto. Ale warunki dla wszystkich były te same więc traktuję to jako cechę charakterystyczną maratonu, a nie próbę wytłumaczenia bądź co bądź wyniku poniżej oczekiwań.
Maraton w Świeradowie będzie z sektora 4. Bartek pojedzie nadal z 1 bo wczorajszy start w jego przypadku to tak jakby go nie było.
Fotki z maratonu (część autorstwa Elżbiety Cirockiej, Katarzyna Rokosz, mugfull, bikelife):
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Maratony 2013
komentarze