"Trzy świnki" ... i głupek :(
-
DST
85.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
04:50
-
VAVG
17.59km/h
-
VMAX
55.30km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
175( 88%)
-
HRavg
146( 74%)
-
Kalorie 4250kcal
-
Podjazdy
2040m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trzy świnki" to takie kamyki, a głupek to ja. Czterdziestka na karku, dwa fakultety skończone a ja zapier*** ... po jakiś jagodzinach ... ale do tego dojdziemy.
Wyjechałem chwilę po 10:00 z zamiarem przejechania ok. 100 km i zrobienia przewyższenia ok. 2k. Start z Piechowic kierunek na Polanę Czarownic, powrót do drogi na Rozdroże, lekki zjazd, znów podjazd i finalnie jestem na Rozdrożu.
Jest ok - jadę dalej: kierunek Kopalnia Stanisław. Wjechałem całą trasę bez podpórki (mam głównie na myśli podjazd na sine skałki). Wszystko ok - kilka fotek na samej Kopalni:
Następnie zjazd do Jakuszyc i podkusiła mnie jedna z dróg - szutrowa, mocno zarośnięta i kamienista. Jadę ale w pewnym momencie droga nawróciła i znów wylądowałem w Jakuszycach przy samej granicy. No nic - miałem wyjście awaryjne więc przekraczam granicę i 500 m. za nią jest asfalt pnący się mocno do góry. Super - dzisiaj miało być dużo do góry ... .
Jadę - sprawdzę co jest dalej w miejscu jak się on (czyli asfalt) kończy. No więc pedałuję. Na samym szczycie zaczyna się droga szutrowa, która szybko się kończy i co ? - i nic - dookoła jagodziny i kosodrzewina.
W tym miejscu wyglądało to tak:
Po zrobieniu tej prostej widok na kierunek skąd przyszedłem:
I kolejna prosta:
Oczywiście co 50 metrów stoją też słupki graniczne. Myślę (chociaż to chyba określenie mocno na wyrost ) idę dalej - wzdłuż słupków. Mijam jeden, drugi, dziesiąty, pięćdziesiąty i zaczynam się wkurzać. Z jednej strony mogę tak iść w nieskończoność (a może zaraz mnie jakaś ekipa z KPNu zwinie ?), z drugiej strony jak pomyślę ile już przeszedłem to aż mnie wzdryga na samą myśl powrotu.
A oczywiście nawierzchnia (heheh - nawierzchnia jest widoczna na zdjęciach) taka, że z buta się ciśnie w jedną jak i w drugą stronę. Nie ma możliwości żeby jechać. No i tak sobie prowadzę rower myśląc co dalej ? W pewnym momencie doszedłem do bagna. Jakoś je obszedłem mocząc sobie buty i stopy, ale dramatu nie ma - oby nie trzeba było tędy wracać. No i idę. Kolejnych kilkadziesiąt słupków i zaczynam mocno się wkurzać. Miałem jeździć, trenować, a nie biegać z rowerem po zboczach zarośniętych jagodzinami i kosodrzewiną. W jednym miejscu jestem już zdecydowany wracać ... ale znów na samą myśl ile przeszedłem to myślę: ostatnia prosta i jak nie zobaczę na horyzoncie czegoś dającego nadzieję to wracam.
Ta prosta wyglądała tak:
U jej końca fotka w drugą stronę:
No i na końcu drogi dostrzegłem w tle jakieś schronisko. No więc gibam dalej. Doszedłem na szczyt góry i widzę, że jeszcze tylko mnie czeka zejście w dół (na samym dole oczywiście kolejna przeprawa przez bagno) i wejście zboczem do góry. No i sobie wszedłem.
Po wejściu na kolejną górę zrobiłem zdjęcie skąd przyszedłem (to ta przecinka wśród kosodrzewiny) :
I lekkie zbliżenie (widzicie te białe słupki graniczne ? ). U dołu ten fragment polany to oczywiście kolejne bagno, które musiałem przebyć:
Wychodzę wreszcie z kosodrzewiny na drogę (z rowerem pod pachą), ludzie się na mnie patrzą jak na jakiegoś debila. Ja w zasadzie jestem szczęśliwy bo wylądowałem na utwardzonej drodze (z buta zrobiłem 5 km).
Ale nic - dochodzę do schroniska pytam:
- gdzie ja jestem ... ?
- odpowiedź: Szrenica.
Eeeeee ... no nic - kilka fotek krajobrazowych:
i rowerek:
następnie zahaczyłem obok o wspomniane w tytule "trzy świnki":
i zjazd rowerem przez Halę Szrenicką do wodospadu Kamieńczyk i w kierunku domu. Oczywiście zjazd ze Szrenicy w tempie żółwia ze względu na ludzi, nawierzchnię i nachylenie.
Przy okazji mam już oba zestawy gumek hamulcowych do wymiany bo je ścięło na tym zjeździe do zera. Po Wałbrzychu miały być wymienione ale chciałem je jeszcze trochę "doeksploatować" i tak je "ekploatowałem", że niewiele brakowało i bym ze Szrenicy schodził na nogach.
Na koniec po zjeździe do Piechowic zebrałem się jeszcze w sobie i zrobiłem podjazd pod Michałowice, delikatny pod Pakoszów i raz jeszcze Górzyniec.
Ogólnie wymęczyłem te 2k w pionie, w dystansie niestety nie dobiłem do tych 100 km przez sporą stratę czasową związaną ze spacerowaniem wśród jagodzin (jagód brak - jakby kogoś to interesowało ). Dzisiaj to była taka symulacja przeciętnego etapu BA ... zobaczymy jak będzie z formą jutro, aczkolwiek ma padać więc też nie wiem czy coś wyjdzie z planowanej przejażdżki.
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie:
Navime.pl + mapka:
Kategoria Treningi
komentarze
teraz kończę ostatni "cykl treningowy" przed BA, ale lipa wyjdzie, bo w planie machnąłem się o jeden tydzień hah :-) i nie będę miał planowanego tygodnia rege między BikeAdventure a tymi treningami. W przyszłym tygodniu jadę na wycieczkę szkolną rowerową, a potem 3 dni zlot forum rowerowego, a miały być dwa tygodnie takie dość luźne (tak sobie ułożyłem wg Biblii Friela).
na bikestats opisuję tylko co ciekawsze, a ostatnio był same standardowe trasy :P
tam w Szklarskiej są super szlaki, właśnie ja chciałbym się wybrać bardziej po tych legendardych odcinkach - maraton Karpacz itp bo rok temu tam jeździłem na Festiwalu Rowerowym w takich warsztatach i chciałbym teraz na nowo się z nimi zaznajomic
ogólnie fajna wycieczka, widoki niesamowite (pogoda rano była fatalna "na dole", ale jak wjechaliśmy na Szrenicę, to chmury były niżej, a tam świeciło słońce), jednak to właśnie taki luźny wypad na jesień jak dla mnie. Za dużo prowadzenia roweru, teraz wolałbym pojeździć gdzieś niżej w okolicach Przesieki i Borowic na przykład, a potem po sezonie sobie tak pospacerować po szczytach :D
Ja chce w końcu objechać czeskie Izery, bo są też świetne i bardzo dużo jest tam terenu, którego nie znam. Oczywiście Karkonosze polskie i czeskie, bo mało znam, muszę się wybrać do Rudaw Janowickich, bo jak byłem w lutym, to jeszcze śnieg był i kiepsko się jeździło :-)
ja miałem w tej okolicy podobne przygody. Raz chciałem dojechać jakimś skrótem na kopalnię i wylądowałem wśród drzew i tak szedłem w górę przedzierając się z rowerem przez drzewa... bo też nie chciałem zawracać, a szło się fatalnie, bo było gorąco i wszędzie te gałęzie haha! ale ślady ludzi były (śmieci) więc szedłem dalej.
A na Szrenicy rok temu też wylądowałem przypadkiem :P Jechałem z Harrachova i chciałem dojechać do Jakuszyc (od wodospadu Mumlavy) i tak jechałem i jechałem, ciągle w górę, aż pokazało się to schronisko i też nie wiedziałem o co kaman. Dojechałem i był napis Szrenica a ja ucieszony oczywiście :-) W tle widać Śnieżne Kotły, a ja wtedy myślałem, że to Śnieżka haha :) Do tej pory się z tego śmieję.
Teraz trochę brakuje mi takich wycieczek, bo w zeszłym roku nie znałem żadnych szczytów itp - dopiero zaczynałem z MTB, a teraz to już większość kojarzę gdzie co jest i jak wygląda i nie ma takiego zaskoczenia. No, ale jeszcze jest mnóstwo miejsc do obskoczenia :D