Maraton - Polanica Zdrój
-
DST
48.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
02:52
-
VAVG
16.74km/h
-
VMAX
56.90km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
HRmax
176( 89%)
-
HRavg
166( 84%)
-
Kalorie 4400kcal
-
Podjazdy
1230m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Maraton w Polanicy był poprzedzony moim przeziębieniem. Nie jeździłem przez blisko tydzień, dopiero w czwartek poczułem się lepiej i zrobiłem trening. W piątek znów ból gardła, podmianka opon i przy okazji zauważyłem, że gumki hamulcowe mam zjechane prawie do zera. Nie miałem już czasu ani chęci jeszcze się z nimi mordować. Myślę sobie: jest ciepło i sucho więc jakoś jeszcze dam radę. Rano się budzę wychodzę przed blok, a tu kałuże na pół jezdni ... nieźle - co będzie w lesie ?
Dojazd do Polanicy bez przygód, na miejscu spotykam Bartka i jego klubową ekipę. Stoją obok nas. Standardowo jedzonko i później śmichy i hihy. Ja cały czas się martwię bo gardło boli, ale też ciągle myślę o tych gumkach - będzie źle. Na rozgrzewce staram się nie hamować żeby ich jak najwięcej zaoszczędzić. O 10:40 zmierzam do swojego pierwszego sektora. Nie chcę być ani z przodu ani na końcu (bo czas mierzony jest netto więc fajnie by było gdyby strata na starcie wynosiła kilka sekund). Mp3-ka standardowo mi padła ... na minutę przed startem. Uhhhhhhhh. Chowam ją szybko do plecaka i w tym momencie słyszę: 7,6,5,4,3,2,1 ... poszli. Jadę swoje ... po 200 metrach wyprzedza mnie Bartek, po 500 metrach odwracam się za siebie ... nie ma nikogo - jestem ostatni. Po kolejnych 200 metrach już tracę 50 m do ostatniego zawodnika z sektora 1 i za sobą na dłuższej prostej widzę "ścigantów" z sektora 2. Kurde ... głupia sytuacja - pierwszy sektor pojechał, drugi jeszcze mnie nie doszedł, a ludzie na poboczu się jakoś dziwnie na mnie patrzą. Przez 5-10 minut czułem się strasznie głupio zanim wylądowałem gdzieś na pograniczu środka sektora 2 i czołówki sektora 3. No nic ... jadę. Na 8-mym km dochodzi mnie Ariel. Po chwili odjeżdża ... na 10-tym km pierwszy techniczny zjazd gdzie go dochodzę, wyprzedzam i znów podjazd. Tutaj Ariel mnie ponownie dogania, wyprzedza i wkrótce znika na horyzoncie. Trudno ... jadę ... zresztą jaki mam wybór ? Na płaskich odcinkach jadę na kole najszybciej jadących zawodników i tak jakoś leci. Jeszcze wcześniej na 13-stym km bufet ... ha ... miał być na 13-stym był na 15-stym km. Zatrzymuję się żeby sobie wziąć kilka bananów i ruszam. Błoto ... utknąłem w tym syfie. Zatrzymałem się w samym środku olbrzymiej kałuży i moje buty zanotowały całkowite zanurzenie. Uhhhhh ... osłabiło mnie to doszczętnie. Odeszła mi ochota do wszystkiego - totalna bryja, syf, gumki "wyjechane", a tu trzeba brnąć w tym syfie dalej. Jak wyjechałem na utwardzone szutry to fajnie szło ... . Tzn. w miarę fajnie bo napęd już nie dawał rady - wszystko chrupało, trzeszczało, przerzutki przeskakiwały same. Tutaj może skomentuję swoje przygotowania do startu: po błotnistym Wałbrzychu miałem zmienić linki i pancerze. Stwierdziłem, że może jednak po Bielawie. Po Bielawie obiecałem to zrobić po pierwszym etapie BA. Po nim pojechałem drugi, trzeci i czwarty. Nie zmieniłem nic ... . Następnie zaliczyłem błotnistą Szklarską Porębę i Poznań. I oczywiście dzisiaj na błotnistą Polanicę pojechałem na sprzęcie w identycznej konfiguracji jak 3-4 miesiące temu. Rewelka. Przeciętny zawodnik w tym czasie podmieniłby sprzęt ze 3 razy ... ale nie ja. No więc jadę ... chrupie i strzela.
W zasadzie do 40-tego km nic ciekawego się nie wydarzyło. Na tym etapie już powoli zaczynały mnie łapać skurcze. Na 5 km przed metą zaczął się horror. Od tego miejsca były z 3-4 pionowe ścianki do podprowadzania roweru. Odcinki zjazdowe mocno techniczne i błotniste. Ręce dostawały strasznie w "dupę" na tych kamieniach. Wegetowałem i odliczałem metry do mety. Na ok. 3 km przed metą dogania mnie i wyprzedza Adam (startujący z sektora 4). Jakoś mi to nie przeszkadza bo już myślę aby tylko dojechać do końca. To że wszyscy znajomi mnie objechali też mi raczej nie przeszkadza. Nie walczę o żaden sektor ... jako tako nie ścigam się z nimi (aczkolwiek miło by było gdybym z nich wszystkich nie dojechał ostatni - nie udało się), jedyne co dla mnie ważne to pkt. do generalki. Ani Bartek, ani Ariel, ani Adam nie mają na to wpływu więc akurat staje mi się to mocno obojętne. Podejrzewałem jedynie, że może jednak Ariel nie odjechał daleko, ale nie widziałem go ani razu od momentu jak zostałem w tyle. Sumarycznie jakoś przetrwałem te ostatnie 5 km, ale były po prostu straszne. Na mecie od razu widzę Ariela. Pytam go o czas i się okazuje, że wyprzedził mnie o 2:36. Trochę jestem zdziwiony bo ruszył na trasę ok. minuty po mnie, czyli na tej końcówce miał przewagi 1,5 minuty. Nie wiem dlaczego na żadnym z tych ostatnich pionowych podejść nie widziałem go na horyzoncie. Wtedy bym się w sobie jakoś zebrał i go może doszedł, ale też Ariel już by mi nie dał odrobić tej minuty więc zwycięstwo z nim nie było możliwe.
Finalnie maraton ukończyłem z czasem: 2:52:49.
Do Adama straciłem 5:25 i do Bartka - 6:43. Bartek zaliczył jakiegoś dzwona i chyba ograniczył się do dojechania do mety.
Mój wynik pozwolił na zajęcie 197/438 miejsca w OPEN (45% stawki) i 86/171 miejsca w M3 (50% stawki). Przed startem chciałem zdobyć ok. 350 pkt, a zdobyłem 354 pkt. Rok temu w Polanicy wywalczyłem 347 pkt czyli jest troszkę lepiej.
Trochę pechowo, bo kategorię na Mega wygrał Dariusz Poroś i do niego był porównywany mój czas. Gdyby nie pojechał on na Mega to kolejny zawodnik z M3 przyjechał ponad 6 minut później, a to dałoby bardzo fajny wynik pkt. ... ale niestety.
Ariel, Adam i Bartek jeżdżą w M2 więc gdyby nie Darek to punktowo zrównałbym się z Bartkeim ... ale nie ma co gdybać ... . Jest ok ... swój dzisiejszy wynik wziąłbym w ciemno uwzględniając swoją formę.
Aktualnie w generalce jestem na 30-stej pozycji. Awans w górę jest już raczej niemożliwy, ale nastąpi spadek. W Świeradowie spróbuję zastąpić najgorszy wynik (312 pkt) takim na poziomie 350-360 pkt. Poprawienie najlepszego miejsca w generalce (55) jest już niewyjęte.
Zdjęcia:
Fotka autorstwa Eli Cirockiej:
A tutaj powyższa fotka w pełnej rozdzielczości ... warto było ryzykować życiem
Fotka autorstwa Daniel O:
P.S.
W drodze powrotnej jeszcze zajrzeliśmy na chwile pokibicować w Jeleniej Górze w Grand Prix MTB Maja Włoszczowska XCC. Jedna fotka:
Porównanie naszych przejazdów tu.
Mapka:
Kategoria Maratony 2014
komentarze
Co do bufetów to ja mam je w dupie bo nie korzystam ale profil wyraźnie pokazywał że 13 km to koniec podjazdu a dymaliśmy do 15km . Nie wiem czy to ja jestem jakiś tępy czy mój imiennik od strony orga , qrwa czy on kiedy kolwiek jechał na rowerze??? ja mam wrażenie że nie, dla kogoś , tym bardziej amatora , ma znaczenie czy podjazd ma 13 czy 15 km , czy trasa ma 1400 w pionie , czy 1100 ,
taka sytuacja oszczędzasz się bo wierz że będzie jeszcze 300 w pionie a tu qrwa meta , chyba sam kupie jakieos garniaka i poprosze zeby przypiol sobie do klada jak znakuje dzien wczesniej trase , bo ich przewyższenia ani razu w tym roku nie pokryly sie z rzeczywistopscia chociaz+-100 metrow , porazka ....