birdas prowadzi tutaj blog rowerowy

3R Volcano KOM After Party Race - 2 laps + climb (40.2km/25mi 286m) (C)

  • DST 50.00km
  • Czas 01:24
  • VAVG 35.71km/h
  • VMAX 58.70km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 188( 96%)
  • HRavg 176( 90%)
  • Kalorie 1400kcal
  • Podjazdy 450m
  • Sprzęt Tacx Neo
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 13 października 2020 | dodano: 14.10.2020

Po ponad roku czekania wreszcie doszedł do skutku mój wyścig z Arielem na zwift.  Trochę czasu minęło, trochę kg przybyło więc i forma nieco słabsza niż na początku tego roku kalendarzowego, ale jak pokazują statystyki z wyścigu to wyszło nieźle. Trasa na której się ścigaliśmy to 36 km jazdy po płaskim i na końcu 4 km podjazdu.  Trasa zdecydowanie faworyzująca mnie bo jestem cięższy od Ariela o 29 kg (na ten moment).  Przebieg wyścigu od startu poszedł po mojej myśli - miałem pomysł na wyścig i go skrzętnie realizowałem. Wystartowałem mocno, załapałem się do grupki jadącej mocno i oszczędzając siły starałem się jechać w jej środku wykorzystując jak w realu mniejsze "opory powietrza" co pozwoliło mi jechać o ok. 0,5 W/kg lżej niż zawodnicy ciągnący grupkę i Ci, którzy mają znacznie niższą wagę (to też widać na losowym zdjęciu, które zrobił zwift - u dołu pod wpisem).  Moja taktyka na wyścig to wytrzymać tempo grupy do 36 km gdzie na podjeździe wiadomo było, że odpadnę bo wówczas przeliczniki mocy i wagi już "zabijają" kolarzy z wagą 105 kg względem innych co mają 65-80 kg.  Okazało się, że wśród tych wszystkich startujących miałem najwyższą wagę - kolejna najcięższa to było 95 kg, kolejna 92 kg i dalej już mocno w dół. No ale w wyścigach płaskich to raczej zaleta.  Zakładałem, że na tych 36 km zrobię tak olbrzymią przewagę, że to już będzie bez znaczenia w jakim tempie podjadę ten podjazd. 
Jadąc wiedziałem (na 99%), że Ariel jedzie za mną. Byłem pewien, że będzie daleko za mną, ale w pewnym momencie spadając na koniec swojej grupki, zauważyłem jego nazwisko jako osobę ciągnąca kolejną grupkę za tą moją.  I wtedy na blisko 20 km przed metą zwątpiłem w swoje szanse bo przewaga "zwiftowych 30 sekund" to było nic w kwestii podjazdu, który czekał na nas na końcu. To tak dla porównania jakby w realu dać osobie cięższej o 30 kg 30 sekund przewagi i puścić je na podjazd z Piechowic na Michałowice (długość 3,6 km i 250 m w przewyższeniu). Zero szans przy tym samym poziomie sportowym.  Miałem też jeden poważny problem wcześniej - na malutkiej hopce zagapiłem się i grupa mi odjechała. Aby ją dogonić musiałem przez 30 sekund wejść na ok. 600 W mocy co później skutkowało kolejnymi minutami aby do siebie ponownie jakoś dojść.  Wtedy tę pogoń chciałem odpuścić i zaczepić się do kolejnej grupki - byłem pewien, że Ariel musi być dużo dalej.  I dobrze, że tak nie zrobiłem bo już bym wtedy ten wyścig przegrał. Uffff ... . No ale finalnie nie wytrzymałem tempa grupy do zakładanego 36 km tylko odpadłem od niej na ok. 33 km. Trochę żałowałem bo cisnąłem na maksa, a może bym dał rady z nimi pojechać te 1-2 km ... ale ciężko powiedzieć - byłem już totalnie umarły. Raczej nie dałbym rady skoro tego nie zrobiłem. Jadąc sam nadal w "trupa" już tylko wypatrywałem kiedy Ariel ze swoją grupą mnie połknie.  I połknęli mnie bardzo szybko ... na ok. 3 km przed metą (jadąc wspomnianą górkę) z "prędkością światła". Różnica w prędkości była straszna ... i tu się wydarzył pierwszy cud.  Wszyscy pojechali, a Ariel dołączył do mnie. Jak to później pisał poczuł się zbyt pewnie i zlekceważył mnie.  Zresztą na tym etapie on wiedział, że wygra, a i ja już wiedziałem, że przegrałem. I tyle.  Od tego momentu starałem się trzymać jego koło, doskakując na pojedyńczych metrach wypłaszczenia i znów odpadając na 1-2 metry. Chyba tylko dlatego żeby przegrać z jak najmniejszą stratą dla zachowania chociaż cienia pozorów bo przecież po 37 km byliśmy obok siebie. I tak jechaliśmy - było 2,5 km do mety, było 2,2 km do mety, 2,0 km do mety, a my dalej razem. Ja dalej w trupa - poniżej zapis tętna z wyścigu.  Nawet w pewnym momencie wiedząc, że już tego wygrać nie mogę, zastanawiałem się jak to wytłumaczę na grupie i znajomym, że nie dałem rady na trasie "skrojonej" idealnie pode mnie.  Już nawet pogodziłem się, że przegram z dwóch zakładów 2 butelki po 1l Jacka Danielsa.  No po prostu dramat, ale cieszyłem się, że jedziemy razem bo przegrana o 10 czy 15 sekund to już nie taka kompromitacja jak przegrana o 1-2 minuty, a tak to powinno się skończyć.  Tak więc jechaliśmy razem i było nagle 1,5 km do mety, 1,2 km do mety i wtedy zacząłem myśleć, że może jednak uda się coś zawalczyć.  Szczęście jakie się wydarzyło to ostatnie kilkumetrowe wypłaszczenie na 600-700 m przed metą - takie na ok. 6 obrotów pedałami i wówczas postanowiłem zaatakować. Poszedłem "ogniem piekielnym" (aż koło trenażera podskoczyło) i wyskoczyłem przed Ariela. Jak to Ariel później pisał wyprzedziłem go w tym ataku o sekundę i też szczęśliwie, że to wypłaszczenie w ogóle tam było.  Przy naszych nazwiskach dostrzegłem natychmiastowy skok mocy na blisko 7W/kg i tak deptałem w trupa widząc odliczanie 400 m, 350 m, 250 m, 200 m ... a Ariel cały czas na moim kole. Tu już była mocna ściana do pokonania - chyba ok. 10% (może więcej % nachylenia), więc każdy nacisk na pedały i odliczające się metry do mety trwały wieczność.  Na 30 metrów przed metą już miałem ciemno w oczach, a na 10 metrów przed metą już przestałem pedałować. Na tych 10-ciu metrach ponownie się pogodziłem, że nie dam rady. Wpadliśmy na metę to do końca nie byłem pewien czy wygrałem.  Niby tak, ale wpadając na metę ja już byłem chyba na mocy 0 W, a Ariel chyba jeszcze deptał do samej kreski. Oficjalne wyniki to moje zwycięstwo o 1 sekundę - zrzut ekranu u dołu.  Gdyby było jeszcze 30 metrów więcej, gdyby wypłaszczenia nie było, albo było te 1-2 sekundy wcześniej to bym przegrał. W ogóle gdyby jakikolwiek inny detal inaczej by się ułożył to też kaplica.  No po prostu kosmos ... a teraz najlepsze - u dołu porównanie naszych mocy w różnych zakresach. Wychodzi z nich, że w zasadzie w każdym aspekcie i detalu tego wyścigu Ariel był lepszy - a jednak przegrał o tę 1 sekundę.   A może przegrał o 0,1 sekundy lub mniej ? - nie wiemy - przy stratach do zwycięzcy kategorii powyżej minuty zwift pokazuje straty na poziomie dokładności do 1 sekundy (do jednej minuty na poziomie 0,001 sekundy).
Zapewne wkrótce dojdzie do skutku obiecany z mojej strony rewanż dla Ariela ... zapewne zagościmy tym razem w góry - mam nadzieję, że chociaż umiarkowane. Mam nadzieję, że nie Londyn bo tam zawsze pada, a ja ciągle po takich jazdach mam mokro z butach - już nie mówiąc o koszulce i reszcie.
Finalnie przegrałem to co powinienen wygrać - czyli etap płaski, a wygrałem to co powinien przegrać, czyli podjazd z finiszem.
Finalnie gratulacje dla Ariela - mocny koń z niego ... nie spodziewałem się, że pojedzie tak dobrze. Zgadzam się z nim, że przegrał bo zabrakło mu trochę sprytu - może też trochę zadecydowało moje większe doświadczenie (to już 51 start na zwift). 
Na poniższym zdjęciu zaznaczyłem miejsce w którym Ariel mnie doszedł i cały profil trasy.
     
Zapis mojego tętna z wyścigu: 

Losowy zrzut ekranu zrobiony na zwift i moc jaką generowałem (niższą) na tle innych lżejszych i ciągnących grupę kolarzy - aczkolwiek tutaj ja to ten najbardziej na prawo czyli jednak trochę łapiący "opory powietrza":

A to porównanie naszych mocy na każdym etapie analizy i czasu trwania wyścigu:

I to by było na tyle ...
Na koniec humorystycznie przypomnę nasze zdjęcie z Arielem z maratonu w Trutnovie gdzie przy dystansie 102 km na mecie dzieliło nas 18 sekund - też na moją korzyść :





Kategoria Trenażer, Treningi


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa darzy
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]