Maraton - Karpacz
-
DST
50.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
04:24
-
VAVG
11.36km/h
-
VMAX
48.80km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
HRmax
177( 89%)
-
HRavg
163( 82%)
-
Kalorie 4250kcal
-
Podjazdy
1900m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Karpacz ... od czego by tu zacząć. Może od filmików jakie ukazały się na forum organizatora demonstrujące 3 zjazdy. Żeby była jasność o czym rozmawiamy to je podlinkuję:
Z dużymi obawami na to co mnie czeka wybrałem się na maraton na "sztywniaku", z hamulcami v-brake i w dodatku ledwo działającymi. Sprzęt mocno niepoważny i przygotowanie roweru również, ale w planach było przejechanie maratonu treningowo. Nawet pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się pojechać z muzyką w słuchawkach.
No ale nic - pojechałem do Karpacza wcześniej bo obawiałem się kolejek po numer (nie było nikogo) i korzystając z chwili czasu namierzyłem dawnego kompana maratonów u Grabka (sprzed lat) - Jacka z którym zamieniłem kilka zdań przed startem (serdecznie pozdrawiam i dzięki za łatwe oddanie zwycięstwa ;) ).
Spotkałem więcej znajomych, pogadaliśmy i jakoś czas zleciał do 11:00 i się zaczęło. Obiecałem sobie, że nie pojadę mocno początku aby nie powtórzyć sytuacji z Głuszycy. I tak też zacząłem - spokojnie jak na treningu, chociaż w wielu momentach "łapałem się" na mimowolnym przyśpieszaniu. Pierwsze km to podjazd do Karpacza Górnego i tam zaczął się pierwszy zjazd. Już pierwsze jego 100 m przypomniały mi, że poziom trudności imprez u Golonki to inna półka niż edycje w których jeżdżę na co dzień. Prawie wyglebiłem, a nie było żadnego wykrzyknika. U Grabka byłyby co najmniej ze dwa. No nic ... zwiększyłem czujność i jechałem dalej. Na zjazdach nie oszczędzałem ani siebie ani roweru. Pamiętałem, że jeden z trudnych zjazdów jest na 18 km, a tu jestem na 10-11 km a zjazdy mocno wymagające. Nagle się skończyły i rozpoczął się pierwszy podjazd "z buta". Wszyscy szli i tu adrenalina dała znać o sobie, kiedy jako jedyny szybkimi susami poboczem przeskakiwałem pojedyńcze osoby idące w sznureczku jedna za drugą. Później kolejny zjazd i dotarłem do 18 km gdzie się zaczęło. Bardzo często pojawiały się "!" lub "!!" lub "!!!". Musiałem też szybko się przestawić na nowy sposób informowania zawodników o zagrożeniach. W edycjach Bikemaratonów (Grabek) zdarza się, że widząc "!!" człowiek zwalnia, przejeżdża 100 m. i się zastanawia gdzie to zagrożenie. Tutaj inaczej. Na każdym zjeździe bez "!" trzeba było uważać, przy "!" trzeba było naprawdę uważać, przy "!!" dobrze było wziąć pod uwagę zejście z rowera, a przy "!!!" zejście z rowera było pewne na 100%. No i tak sobie zjeżdżałem w dół w płynącym strumyku i spływającym błocie (identycznym jak w Głuszycy). No i nagle pierwsza gleba - w zasadzie lot przez kierownicę na kamienie. 30 metrów za mną słyszałem wołanie:
- nic się nie stało ?
- Nie, ale uważaj - odpowiedziałem.
I jak tylko to powiedziałem to kolega zaliczył też lot przez kierownicę.
Efekt lotu był następujący: obtarte udo, zarysowany łokieć i mocno uderzona kostka, które przez kolejne 20 minut mocno bolała. A teraz już po fakcie to jest spuchnięta. Lot zabolał i w tym momencie zdarzyła się pierwsza smutna rzecz polegająca na tym, że przez kolejną godzinę kołatało mi w głowie: "kurcze co z moim smartfonem w plecaku na którym wylądowałem na kamieniach". Później mi przeszło, ale mówiąc szczerze trochę chęci do dalszej jazdy mi to odebrało. Przestałem świrować na zjazdach i już myślami zmierzałem do następnego hardcoru z filmu powyżej - czyli ok. 34 km. Dystans między 18 km a 34 km wcale też do łatwych nie należał. Podjazdy z buta, zjazdy z buta ... i tu mnie też na jednym z nich naszła refleksja: "po co robić takie maratony kiedy są zjazdy, których chyba nikt nie zjeżdża ?". Nie wiem, może się mylę, ale ten odcinek w którym momentami nachylenie było 50% (taka informacja została podana na forum organizatora) był chyba nie do zjechania, a przynajmniej nie dla 95% zawodników.
Mimo, że temat mocno świeży to już na forum pojawiła się wypowiedź:
---
Kto dzisiaj nie latał przez kierę temu chwała ja 2 razy za pierwszym straciłem kawałek przedniego zęba Stąd refleksję mam taką po ukończeniu giga ze nie lubię maratonów na których szybciej się wspina niż zjeżdża pytanie poza konkursem czy org trasy bawią się w enduro i allmoutain ?
---
I tak niestety było. Pierwszy raz w życiu wolałem podjeżdżać niż zjeżdżać. Zjazdy były dla mnie zbyt trudne i to co dla mnie ważne zbyt duże niosły za sobą ryzyko totalnego połamania się i nie chodzi o zdartą rękę czy nogę tylko co najmniej połamania się.
Ale dobra ... 34 km. Jadę sobie wyczulony na to co mnie zaraz będzie czekało i co ? - uderzenie kołem w jakiś głaz i kolejny lot przez kierownicę. Tym razem już znacznie gorzej. Trzy osoby się zatrzymały na ratunek i widząc, że wstałem i powiedziałem: "jest ok - jedziemy dalej" - nie mogły wyjść z podziwu, że chcę jechać dalej podczas gdy pewnie zakładały "oooo kolega już raczej nigdzie nie pojedzie". W praktyce wyszło tak: znów pozdzierane nogi, nad stłuczoną kostką do "żywego mięsa" obcierka i teraz się właśnie z opuchlizny tworzy krwiak, buty trafią do szewca bo "lecąc" o coś zahaczyłem i wyrwało mi cały rzep i mocowanie. To samo uderzenie w buta zerwało ze mnie kawałek skarpetki. Rower przestał chcieć jechać bo zaciśnięta klamka tak się wygięła, że hamulec na stałe był zaciśnięty. Jakoś go odblokowałem, ale po powrocie do domu dopiero kilku kilogramowy młot i walenie w nią z góry dało radę ją odprostować. Oczywiście znów wylądowałem na plecaku i znów mi się przypomniał telefon. W tym momencie już całkowicie odeszła mi chęć do dalszej jazdy. Hamulce prawie przestały działać, zjazdy zjeżdżałem na zaciśniętych klamkach do oporu i nie dało rady rowera zatrzymać. Jak tylko widziałem "!!" to z automatu schodziłem z rowera. Tak dojechałem do mety ... poobijany, ale jednak szczęśliwy z wyniku. Uzyskałem czas:
4:24:05. Strata do zwycięzcy olbrzymia ale popatrzę na to z perspektywy pozytywów:
- OPEN miejsce 158 (na 314) - to daje 50% stawki jadących zawodników, a obsada była bardzo mocna i poziom trudności nieporównywalny z maratonami Grabkowymi.
- w kategorii M3 miejsce 64 (na 123) - to daje 52% stawki jadących zawodników.
Chciałem powalczyć o 50% w jednym i drugim, i w zasadzie można uznać to za duży sukces.
- Kolejny pozytyw jest taki, że z niektórymi osobami chciałem powalczyć o zwycięstwo. W poprzednich latach przegrywałem od kilku minut, aż nawet do blisko godziny. Efekt praktyczny z dzisiaj ? - najlepszą z tych osób wyprzedziłem o prawie 27 minut, a najsłabszą o ponad 46 minut. Co prawda to zawodnicy M4, M5, M6, ale w poprzednich latach byli lepsi. Od następnego razu porównania będę robił do rówieśników.
- kolejny sukces: mój eksperyment się powiódł w 100%. Wniosek: w maratonach typowo górskich muszę po starcie jechać spokojnie, a brak skurczy (chociaż dzisiaj pod koniec już mnie zaczynało podszczypywać) wynagrodzi końcowy wynik z nawiązką.
- kolejny (drugi) z rzędu maraton bez "kapcia" - zaczynam przecierać oczy ze zdumienia ;)
- ostatni z pozytywów to chyba taki, że powinienen mieć super fotki. W wielu miejscach ryzykowałem zdrowie (widząc, że stoi fotograf) aby mieć fajną fotę więc za kilka dni z pewnością wiele z nich uda mi się pozyskać.
Z negatywów to jednak moim zdaniem:
- zbyt trudna, hardcorowa trasa, aczkolwiek wspomnienie zostanie na całe życie więc może warto chodź raz coś takiego przeżyć, tym bardziej, że udało się "przeżyć" w pełnym tego słowa znaczeniu.
- rower znów zasyfiony i z pewnością wyjdą koszty w jego regeneracji. Np. klocki hamulcowe na obrzeżach się zwinęły i można było je paznokciem obskrobać.
- obite i zarysowane nogi. Mam nadzieję, że odniesione urazy nie wpłyną na aspekt możliwości startu we Wrocławiu już za tydzień. Na razie nie jest źle, ale jutro te wszystkie stłuczenia dadzą znać o sobie.
Co teraz ? - mam na głowie egzaminy zawodowe w szkole więc nie wykluczone, że jedyny trening przed Wrocławiem zrobię za 5 dni w czwartek.
Fotki z maratonu (część autorstwa Jacek "yoxik", Zenek, bikelife):
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Maratony 2013
komentarze
A nasz zawodnik, jeden z tych punktujących mocno dla teamu na giga... niestety ma po sezonie. Czołówka tak jeździ, na maksa, na pograniczu i czasem się niestety nie udaje :/ Ot ryzyko, wpisane w ten sport.
Tak na marginesie na całej wczorajszej trasie maratonu i wszystkich sekcjach zjazdowych podparłem się nogą 2 razy - tylko podparłem - i zapewniam, ze można do tego dojść nie będąc zawodnikiem stricte DH a zwykłym maratończykiem który w swoich treningach nie zapomina że maraton to także zjazdy i je trzeba ćwiczyć !!!
Jechałem rowerem full ale w tygodniu poprzedzającym ( chyba w środę ) objeżdzałem trase na sztywniaku jak Twój w dużo gorszych warunkach jakie były wczoraj bo po opadach deszczu i chociażby na tym zjeździe łączniku ( z asfaltu od cmentarzyka do Chomontowej ) płynął na całej długości strumień !!! po którym nie było śladu wczoraj i też zjechałem to z 2 podpórkami ale nie sprowadzaniem. Wszystkie korzenie były śliskie a wody dużo więcej. Wczoraj były optymalne warunki terenowe i najlepsza przyczepność gruntu z możliwych i tylko technika była ograniczeniem w pokonywaniu zjazdów.
Smatfon w plecaku i słuchawki na uszach - to już w ogóle profanacja mtb !!! Jedziesz na maraton gdzie otacza Cię piękna natura, dochodzą niesamowite odgłosy rywalizacji, piski hamulców, odgłosy opon a Ty wsłuchujesz się w dzwięki które nie mają ze sportem nic wspólnego.
Lizałes kiedyś lizaka ale przez papierek ? jeśli nie to nic nie straciłes bo to takie samo uczucie jak jazda podczas maratonu ze słuchawkami na uszach :(
Tyle w temacie najlepszego maratonu jaki jechałem i doznań po nim które odbiegają mocno od bylejakości do której można przywyknąć śmigając w Zdzieszowicach, Wieluniu czy Wrocławiu :0)
Przede wszystkim - jestem absolutnie za tym, żeby przynajmniej 1 maraton w sezonie odbiegał poziomem trudności od pozostałych u GG, nie porównując wogóle do Grabkowych :) bo tu porównania nie ma żadnego tak jak dobrze to zauważyłeś.
Taki właśnie był Karpacz - trasa rewelacyjna i selektywna. Na takich trasach oddzielani są mężczyźni od chłopców.
Mimo kilku wypowiedzi na forum o wysokim poziomie trudności znakomita większość jeszcze nic nie napisała bo nie może dojść do siebie z powodu zbyt wysokiego poziomu endorfin po ekscytacji jakiej doznali na trasie. Ale pochwalą trasę niebawem - sam zobaczysz.
Teraz co do zjazdów - miałeś z większością problemy bo w ogóle ( z naciskiem na w ogóle ) nie ćwiczysz jakiejkolwiek techniki w terenie. Skąd masz nabrać umiejętności zjazdowych jeżdząc po asfaltach i szutrach w najlepszym razie :)
Pomijam kwestie sprzętowe, bo tu wykazałeś się brakiem profesjonalizmu i zdroworozsądkowego myślenia - startując na sztywniaku z hamplami typu V !!!! mając w domu fulla o skoku 140 mm z mocnymi tarczówkami !!!
Brak mi słów co do wyboru sprzętu.
To jakbyś pojechał na trasę rajdów samochodowych swoim prywatnym autem !
Ci 2 kolesie na rowerach, którzy zrobili na Tobie takie wrażenie - to m.in. jeden z nich to Bartek F-1 który ustalał trasę i jechał na rowerze o skoku 150mm przód tył ale ten drugi miał dokładnie 120mm tu i tu.
Są dobrzy potwierdzam - ale dzięki temu, że przykładają uwagę treningom techniki. Zajęli 85 i 86 miejsce Open - stracili do mnie obaj po 30 minut a z dużą dozą pewności śmiem podejrzewać, że nie traciłem na zjazdach do nich w ogóle a dobrze wiesz, że z profeską DH nie mam nic wspólnego.
Wybacz, że po mecie nie podszedłem - miałem taki zamiar, bo czekałeś, ale zaraz po kresce dowiedziałem się, że jeden z naszych się połamał i mocno mnie to zaabsorbowało, a później nie umiałem Cię znaleźć.
Raz jeszcze duże gratki i do zobaczenia, mam nadzieję, na kolejnym jakimś ścigu GG.
Do narzekaczy na zbytni hardcore... trasa była cudna, chciałbym taką jeździć na każdej edycji.
Ps: Zajebista recka....czekam jeszcze na foty