birdas prowadzi tutaj blog rowerowy

Maraton - Karpacz

  • DST 50.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 04:24
  • VAVG 11.36km/h
  • VMAX 48.80km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 177( 89%)
  • HRavg 163( 82%)
  • Kalorie 4250kcal
  • Podjazdy 1900m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 czerwca 2013 | dodano: 15.06.2013

Karpacz ... od czego by tu zacząć. Może od filmików jakie ukazały się na forum organizatora demonstrujące 3 zjazdy. Żeby była jasność o czym rozmawiamy to je podlinkuję:




Z dużymi obawami na to co mnie czeka wybrałem się na maraton na "sztywniaku", z hamulcami v-brake i w dodatku ledwo działającymi. Sprzęt mocno niepoważny i przygotowanie roweru również, ale w planach było przejechanie maratonu treningowo. Nawet pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się pojechać z muzyką w słuchawkach.
No ale nic - pojechałem do Karpacza wcześniej bo obawiałem się kolejek po numer (nie było nikogo) i korzystając z chwili czasu namierzyłem dawnego kompana maratonów u Grabka (sprzed lat) - Jacka z którym zamieniłem kilka zdań przed startem (serdecznie pozdrawiam i dzięki za łatwe oddanie zwycięstwa ;) ).
Spotkałem więcej znajomych, pogadaliśmy i jakoś czas zleciał do 11:00 i się zaczęło. Obiecałem sobie, że nie pojadę mocno początku aby nie powtórzyć sytuacji z Głuszycy. I tak też zacząłem - spokojnie jak na treningu, chociaż w wielu momentach "łapałem się" na mimowolnym przyśpieszaniu. Pierwsze km to podjazd do Karpacza Górnego i tam zaczął się pierwszy zjazd. Już pierwsze jego 100 m przypomniały mi, że poziom trudności imprez u Golonki to inna półka niż edycje w których jeżdżę na co dzień. Prawie wyglebiłem, a nie było żadnego wykrzyknika. U Grabka byłyby co najmniej ze dwa. No nic ... zwiększyłem czujność i jechałem dalej. Na zjazdach nie oszczędzałem ani siebie ani roweru. Pamiętałem, że jeden z trudnych zjazdów jest na 18 km, a tu jestem na 10-11 km a zjazdy mocno wymagające. Nagle się skończyły i rozpoczął się pierwszy podjazd "z buta". Wszyscy szli i tu adrenalina dała znać o sobie, kiedy jako jedyny szybkimi susami poboczem przeskakiwałem pojedyńcze osoby idące w sznureczku jedna za drugą. Później kolejny zjazd i dotarłem do 18 km gdzie się zaczęło. Bardzo często pojawiały się "!" lub "!!" lub "!!!". Musiałem też szybko się przestawić na nowy sposób informowania zawodników o zagrożeniach. W edycjach Bikemaratonów (Grabek) zdarza się, że widząc "!!" człowiek zwalnia, przejeżdża 100 m. i się zastanawia gdzie to zagrożenie. Tutaj inaczej. Na każdym zjeździe bez "!" trzeba było uważać, przy "!" trzeba było naprawdę uważać, przy "!!" dobrze było wziąć pod uwagę zejście z rowera, a przy "!!!" zejście z rowera było pewne na 100%. No i tak sobie zjeżdżałem w dół w płynącym strumyku i spływającym błocie (identycznym jak w Głuszycy). No i nagle pierwsza gleba - w zasadzie lot przez kierownicę na kamienie. 30 metrów za mną słyszałem wołanie:
- nic się nie stało ?
- Nie, ale uważaj - odpowiedziałem.
I jak tylko to powiedziałem to kolega zaliczył też lot przez kierownicę.
Efekt lotu był następujący: obtarte udo, zarysowany łokieć i mocno uderzona kostka, które przez kolejne 20 minut mocno bolała. A teraz już po fakcie to jest spuchnięta. Lot zabolał i w tym momencie zdarzyła się pierwsza smutna rzecz polegająca na tym, że przez kolejną godzinę kołatało mi w głowie: "kurcze co z moim smartfonem w plecaku na którym wylądowałem na kamieniach". Później mi przeszło, ale mówiąc szczerze trochę chęci do dalszej jazdy mi to odebrało. Przestałem świrować na zjazdach i już myślami zmierzałem do następnego hardcoru z filmu powyżej - czyli ok. 34 km. Dystans między 18 km a 34 km wcale też do łatwych nie należał. Podjazdy z buta, zjazdy z buta ... i tu mnie też na jednym z nich naszła refleksja: "po co robić takie maratony kiedy są zjazdy, których chyba nikt nie zjeżdża ?". Nie wiem, może się mylę, ale ten odcinek w którym momentami nachylenie było 50% (taka informacja została podana na forum organizatora) był chyba nie do zjechania, a przynajmniej nie dla 95% zawodników.
Mimo, że temat mocno świeży to już na forum pojawiła się wypowiedź:
---
Kto dzisiaj nie latał przez kierę temu chwała ja 2 razy za pierwszym straciłem kawałek przedniego zęba Stąd refleksję mam taką po ukończeniu giga ze nie lubię maratonów na których szybciej się wspina niż zjeżdża pytanie poza konkursem czy org trasy bawią się w enduro i allmoutain ?
---
I tak niestety było. Pierwszy raz w życiu wolałem podjeżdżać niż zjeżdżać. Zjazdy były dla mnie zbyt trudne i to co dla mnie ważne zbyt duże niosły za sobą ryzyko totalnego połamania się i nie chodzi o zdartą rękę czy nogę tylko co najmniej połamania się.
Ale dobra ... 34 km. Jadę sobie wyczulony na to co mnie zaraz będzie czekało i co ? - uderzenie kołem w jakiś głaz i kolejny lot przez kierownicę. Tym razem już znacznie gorzej. Trzy osoby się zatrzymały na ratunek i widząc, że wstałem i powiedziałem: "jest ok - jedziemy dalej" - nie mogły wyjść z podziwu, że chcę jechać dalej podczas gdy pewnie zakładały "oooo kolega już raczej nigdzie nie pojedzie". W praktyce wyszło tak: znów pozdzierane nogi, nad stłuczoną kostką do "żywego mięsa" obcierka i teraz się właśnie z opuchlizny tworzy krwiak, buty trafią do szewca bo "lecąc" o coś zahaczyłem i wyrwało mi cały rzep i mocowanie. To samo uderzenie w buta zerwało ze mnie kawałek skarpetki. Rower przestał chcieć jechać bo zaciśnięta klamka tak się wygięła, że hamulec na stałe był zaciśnięty. Jakoś go odblokowałem, ale po powrocie do domu dopiero kilku kilogramowy młot i walenie w nią z góry dało radę ją odprostować. Oczywiście znów wylądowałem na plecaku i znów mi się przypomniał telefon. W tym momencie już całkowicie odeszła mi chęć do dalszej jazdy. Hamulce prawie przestały działać, zjazdy zjeżdżałem na zaciśniętych klamkach do oporu i nie dało rady rowera zatrzymać. Jak tylko widziałem "!!" to z automatu schodziłem z rowera. Tak dojechałem do mety ... poobijany, ale jednak szczęśliwy z wyniku. Uzyskałem czas:
4:24:05. Strata do zwycięzcy olbrzymia ale popatrzę na to z perspektywy pozytywów:
- OPEN miejsce 158 (na 314) - to daje 50% stawki jadących zawodników, a obsada była bardzo mocna i poziom trudności nieporównywalny z maratonami Grabkowymi.
- w kategorii M3 miejsce 64 (na 123) - to daje 52% stawki jadących zawodników.
Chciałem powalczyć o 50% w jednym i drugim, i w zasadzie można uznać to za duży sukces.
- Kolejny pozytyw jest taki, że z niektórymi osobami chciałem powalczyć o zwycięstwo. W poprzednich latach przegrywałem od kilku minut, aż nawet do blisko godziny. Efekt praktyczny z dzisiaj ? - najlepszą z tych osób wyprzedziłem o prawie 27 minut, a najsłabszą o ponad 46 minut. Co prawda to zawodnicy M4, M5, M6, ale w poprzednich latach byli lepsi. Od następnego razu porównania będę robił do rówieśników.
- kolejny sukces: mój eksperyment się powiódł w 100%. Wniosek: w maratonach typowo górskich muszę po starcie jechać spokojnie, a brak skurczy (chociaż dzisiaj pod koniec już mnie zaczynało podszczypywać) wynagrodzi końcowy wynik z nawiązką.
- kolejny (drugi) z rzędu maraton bez "kapcia" - zaczynam przecierać oczy ze zdumienia ;)
- ostatni z pozytywów to chyba taki, że powinienen mieć super fotki. W wielu miejscach ryzykowałem zdrowie (widząc, że stoi fotograf) aby mieć fajną fotę więc za kilka dni z pewnością wiele z nich uda mi się pozyskać.
Z negatywów to jednak moim zdaniem:
- zbyt trudna, hardcorowa trasa, aczkolwiek wspomnienie zostanie na całe życie więc może warto chodź raz coś takiego przeżyć, tym bardziej, że udało się "przeżyć" w pełnym tego słowa znaczeniu.
- rower znów zasyfiony i z pewnością wyjdą koszty w jego regeneracji. Np. klocki hamulcowe na obrzeżach się zwinęły i można było je paznokciem obskrobać.
- obite i zarysowane nogi. Mam nadzieję, że odniesione urazy nie wpłyną na aspekt możliwości startu we Wrocławiu już za tydzień. Na razie nie jest źle, ale jutro te wszystkie stłuczenia dadzą znać o sobie.

Co teraz ? - mam na głowie egzaminy zawodowe w szkole więc nie wykluczone, że jedyny trening przed Wrocławiem zrobię za 5 dni w czwartek.

Fotki z maratonu (część autorstwa Jacek "yoxik", Zenek, bikelife):






















Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:


Kategoria Maratony 2013


komentarze
birdas
| 11:13 środa, 19 czerwca 2013 | linkuj Zgadzam się z Tobą w 100%. Wszystko zależy od tego do czego się przyrównujemy/odnosimy lub jakie mamy doświadczenia i umiejętności.
klosiu
| 09:16 środa, 19 czerwca 2013 | linkuj Wszystko jest kwestią skali. Po tegorocznym Trophy w permanentnym błocie wydawało mi się że w Karpaczu trochę za dużo tych wykrzykników naustawiali - przy ! albo !! zastanawiałem się przed czym ostrzegały ;). A przecież ja zjazdowo jestem zaledwie słabszym przeciętniakiem porównując do skilla innych gigowców. Fakt że może niepotrzebnie wybrałeś po maratonach Grabka najtrudniejszy maraton w Polsce, ale będziesz miał co wspominać przynajmniej :). Trochę startów w Powerade i będziesz się śmiał z wykrzykników na Bikemaratonie.
birdas
| 21:29 poniedziałek, 17 czerwca 2013 | linkuj Muszę jednak zrobić małą korektę dotyczącą swojej opinii o trasie w Karpaczu. Minęły 3 dni pewne rzeczy na spokojnie ułożyły mi się w głowie, właśnie zajrzałem na forum BM i na to co się dzieje w temacie kolejnego startu we Wrocku. I co się dzieje ? - są poważne problemy bo gdzieś tam jakaś trawka urosłą zbyt wysoko, lub jakieś komary czy muszki w lesie latają czy jeszcze nie do końca wyschły wszystkie kałuże. Po przetrwaniu Karpacza to już nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Nawet idąc w totalne skrajności i biorąc najtrudniejszą trasę i najgorsze warunki to i tak będzie o wiele lepiej, prościej i bezpieczniej niż ta Karkonoska rzeźnia.
Wcześniej pisałem, że żałuję trochę tego startu, ale rany powoli się goją i pozostają miłe wspomnienia. Nabrałem nawet ochoty i po 14 miesiącach zabrałem się za naprawę full''a i naszła mnie chęć jednak zastąpienia asfaltów i szutrów czymś ciekawszym zjazdowo. I to zrobię ... i to już wkrótce. Może nie w takim stopniu jak w Karpaczu, ale np. zjazd z Michałowic do Piechowic zastąpię drogą przez dawne "uroczysko" lub lasem przez Cichą Dolinę.
Przejechanie takiego maratonu (jak w Karpaczu) znacznie przesuwa granicę w pojmowaniu tras w kategoriach łatwa/trudna i wyobrażenia czym jest MTB. To jest coś fajnego, chociaż nadal wolałbym coś mniej hardcorowego ... . No ale raz na jakiś czas taki hardcor może zainteresować ... ;) Przez chwilę po przeczytaniu opinii na forum MTBmarathon i zapowiedzi na kolejny rok to zadałem sobie pytanie: czy za rok uda mi się poprawić wynik ? ;)
Ra1984
| 20:44 niedziela, 16 czerwca 2013 | linkuj Co Cię nie zabije to Cię wzmocni. Ściskaj poślady i do przodu :P
birdas
| 18:02 niedziela, 16 czerwca 2013 | linkuj Mam w planach być. Niestety ale we wrześniu zaczyna się rok szkolny a co za tym idzie praca na weekendy. A z weekendami jest ten problem, że we wrześniu jadę jeszcze Polanicę i Świeradów. Może mi się nie udać załatwić tyle wolnego, ale będę się starał. Miło było spotkać i z wrześniem będę bardzo się starał ... . Do zobaczenia.
sufa
| 17:49 niedziela, 16 czerwca 2013 | linkuj Fajnie, że będziesz w Wałbrzychu, w takim razie do zobaczenia :)
A nasz zawodnik, jeden z tych punktujących mocno dla teamu na giga... niestety ma po sezonie. Czołówka tak jeździ, na maksa, na pograniczu i czasem się niestety nie udaje :/ Ot ryzyko, wpisane w ten sport.
birdas
| 11:51 niedziela, 16 czerwca 2013 | linkuj Dałbyś radę. Ktoś kto jeździ MTB Trophy to już z pewnością ma wystarczające umiejętności zjazdowe. Inna sprawa, że jadąc w drugiej setce OPEN na wielu zjazdach nie ma wyboru i trzeba zejść bo wszyscy tam idą. Można próbować prosić o wolny przejazd, ale z reguły trzy osoby ustąpią, a czwarta nie i postój jest bezwzględnie wymuszony.
k4r3l
| 11:36 niedziela, 16 czerwca 2013 | linkuj Masakra, ciekawa perspektywa z Twojego opisu wynika, pewnie też nie dałbym rady na tych zjazdach, ale za to z podjazdami bym powalczył. Szacun za ukończenie pomimo tylko nieprzyjemnych epizodów!
birdas
| 10:27 niedziela, 16 czerwca 2013 | linkuj No jak wszystkie zjazdy zjechałeś (z wyjątkiem tych co musiałeś zejść nie ze swojej winy) to jednak z techniką nie jest źle. :)
Na asfalcie z przepustami wystarczyło na końcach tych długich prostych obejrzeć się za siebie i pomyśleć o tych co w tym momencie byli na ich początku. Od razu robiło się lepiej na duszy :)
birdas
| 09:16 niedziela, 16 czerwca 2013 | linkuj Taaaa, żałuj, że nie pojechałeś ;)
barblasz
| 08:06 niedziela, 16 czerwca 2013 | linkuj no to widzę i czytam że grubo było:) graty !!!
birdas
| 06:50 niedziela, 16 czerwca 2013 | linkuj Przypomniało mi się. W 2011 roku jechałem w błocie Jelenią Górę i ona też miała kilka takich mocno technicznych zjazdów. Nawet były ze dwa co sprowadzałem rower - np. ten: http://maratony.zsem.pl/images/23 lipca 2011/22.jpg
Ale to raczej wyjątki ... .
birdas
| 06:34 niedziela, 16 czerwca 2013 | linkuj Odnośnie braku treningów u mnie na takich karkołomnych zjazdach to fakt - jeszcze mi się coś takiego nie zdarzyło zjeżdżać, ani nawet rozważać zjazd po czymś takim. W maratonach jeżdżę od 2007 r. ale jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Gdybyś na treningu mi coś takiego pokazał i powiedział, że tędy jedziemy to potraktowałbym to jako totalny żart. No ale teraz chociaż jestem trochę uświadomiony w tym, że jednak można. Nadal się potwierdziło to co widzę na każdym maratonie Grabkowym - zjazdy zjeżdżam szybciej niż osoby, które na odcinkach płaskich i pod górę są na identycznym poziomie jak ja. Wielokrotnie zdarzało się, że wszyscy dookoła już zbiegali, a ja jeszcze zjeżdżałem, więc w podstawowym zakresie jeszcze jakiegoś dramatu z tym nie ma.
Ze sprzętem też kaszanka. Rozważałem jednak wzięcie tego fulla (zawias i tak jest do zrobienia), ale jak pewnie pamiętasz na początku sezonu to odradziłeś mi jeżdżenie na nim (a na to, że go tej pory nie zrobiłem to usprawiedliwienia nie mam). Ale jak na niego popatrzyłem i uzmysłowiłem sobie, że to sprzęt nie testowany od wielu miesięcy, wymagający podmiany opon to odpuściłem. Sam wiesz, że na taki maraton nie wsiada się na pierwszy przypadkowy rower, a jeżdżąc na nim ostatni raz po asfalcie jakieś 14 miesięcy temu to jazda na nim wczoraj mogła się skończyć jeszcze gorzej i dla mnie i dla niego.
Jazda z telefonem nie wydaje mi się głupia bo różne rzeczy mogą się przytrafić i może się przydać. Może nie smartfon ale jakaś najzwyklejsza komórka z pewnością. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem jakikolwiek upadek na maratonie (na pewno kilka lat wstecz) więc i nie zakładałem, że tym razem może się to zdarzyć. Odnośnie słuchawek to znałem już wcześniej Twoje zdanie na ten temat i zrobiłem to całkowicie świadomie aby milej było podążać w kierunku mety :)
birdas
| 06:34 niedziela, 16 czerwca 2013 | linkuj Dzięki Grzesiu za wpis. Ciężko się z wieloma Twoimi wnioskami nie zgodzić. Jeden rzeźniacki maraton w roku mógłby być, nie przeszkadza mi to jednak po tym jak teraz po nocy napierdzielają mi obite i spuchnięte kostki to stwierdzam "beze mnie". Aczkolwiek wrażenia były, zmierzyłem się sam ze sobą i jak pokazuje uzyskany wynik to właśnie wczorajszy start był w moim wykonaniu najlepszym w życiu i z wyniku jednak jestem bardzo zadowolony (patrząc globalnie na stawkę jadących Mega). Granica w ocenie jest bardzo płynna bo gdyby nie te upadki to pewnie nieco w innym kontekście bym teraz o tym pisał.
Wiem, że na forum będzie zachwyt bo startujący w tej edycji zawodnicy są przyzwyczajeni do ciężkich tras i oczekują coraz to nowych wrażeń i wyzwań. Wszelkie swoje oceny głoszę na zasadzie "moim zdaniem", ale też miałem świadomość, że Ty i wielu innych będziecie zachwyceni. Wyobrażasz sobie taką trasę na maratonie Grabkowym ? - dałbym sobie rękę uciąć, że 90% osób tam jeżdżących po takim maratonie jak ten wczorajszy już by nigdy nie stanęła na linii startu. To i tak ze mną nie jest źle bo jeszcze nie napisałem: "koniec z tym wszystkim to nie dla mnie, szkoda pieniędzy i zdrowia".
Podziwiam Cię za umiejętności zjazdowe, szczególnie w tym miejscu z nachyleniem 50% jak i tymi kamolami na odcinku żółtego szlaku do Borowic.
gregoriik | 05:08 niedziela, 16 czerwca 2013 | linkuj Nastromione miejsce o którym wspominasz te 50% w dół nie stworzyło mi najmniejszego problemu ani nikomu kto był wtedy w moim zasięgu wzroku. Przecież tam przyczepność ściółki była taka że kolejne 10% nic nie zmieniło by na niekorzyść. W każdym momencie tego zjazdu mogłem wyhamować do 0 gdybym chciał i koło nie uślizgiwało się wogóle. Przerażają Cię takie zjazdy bo nie widzisz takich na co dzień a ja systematycznie jażdżę w las szukać takich ścianek, żeby później takie nie robiły na mnie wrażenia na maratonie.
Tak na marginesie na całej wczorajszej trasie maratonu i wszystkich sekcjach zjazdowych podparłem się nogą 2 razy - tylko podparłem - i zapewniam, ze można do tego dojść nie będąc zawodnikiem stricte DH a zwykłym maratończykiem który w swoich treningach nie zapomina że maraton to także zjazdy i je trzeba ćwiczyć !!!

Jechałem rowerem full ale w tygodniu poprzedzającym ( chyba w środę ) objeżdzałem trase na sztywniaku jak Twój w dużo gorszych warunkach jakie były wczoraj bo po opadach deszczu i chociażby na tym zjeździe łączniku ( z asfaltu od cmentarzyka do Chomontowej ) płynął na całej długości strumień !!! po którym nie było śladu wczoraj i też zjechałem to z 2 podpórkami ale nie sprowadzaniem. Wszystkie korzenie były śliskie a wody dużo więcej. Wczoraj były optymalne warunki terenowe i najlepsza przyczepność gruntu z możliwych i tylko technika była ograniczeniem w pokonywaniu zjazdów.

Smatfon w plecaku i słuchawki na uszach - to już w ogóle profanacja mtb !!! Jedziesz na maraton gdzie otacza Cię piękna natura, dochodzą niesamowite odgłosy rywalizacji, piski hamulców, odgłosy opon a Ty wsłuchujesz się w dzwięki które nie mają ze sportem nic wspólnego.
Lizałes kiedyś lizaka ale przez papierek ? jeśli nie to nic nie straciłes bo to takie samo uczucie jak jazda podczas maratonu ze słuchawkami na uszach :(

Tyle w temacie najlepszego maratonu jaki jechałem i doznań po nim które odbiegają mocno od bylejakości do której można przywyknąć śmigając w Zdzieszowicach, Wieluniu czy Wrocławiu :0)

gregoriik | 05:06 niedziela, 16 czerwca 2013 | linkuj No to ja muszę dorzucić swoje 2 grosze do Twoich reflaksji.

Przede wszystkim - jestem absolutnie za tym, żeby przynajmniej 1 maraton w sezonie odbiegał poziomem trudności od pozostałych u GG, nie porównując wogóle do Grabkowych :) bo tu porównania nie ma żadnego tak jak dobrze to zauważyłeś.
Taki właśnie był Karpacz - trasa rewelacyjna i selektywna. Na takich trasach oddzielani są mężczyźni od chłopców.

Mimo kilku wypowiedzi na forum o wysokim poziomie trudności znakomita większość jeszcze nic nie napisała bo nie może dojść do siebie z powodu zbyt wysokiego poziomu endorfin po ekscytacji jakiej doznali na trasie. Ale pochwalą trasę niebawem - sam zobaczysz.

Teraz co do zjazdów - miałeś z większością problemy bo w ogóle ( z naciskiem na w ogóle ) nie ćwiczysz jakiejkolwiek techniki w terenie. Skąd masz nabrać umiejętności zjazdowych jeżdząc po asfaltach i szutrach w najlepszym razie :)

Pomijam kwestie sprzętowe, bo tu wykazałeś się brakiem profesjonalizmu i zdroworozsądkowego myślenia - startując na sztywniaku z hamplami typu V !!!! mając w domu fulla o skoku 140 mm z mocnymi tarczówkami !!!
Brak mi słów co do wyboru sprzętu.
To jakbyś pojechał na trasę rajdów samochodowych swoim prywatnym autem !

Ci 2 kolesie na rowerach, którzy zrobili na Tobie takie wrażenie - to m.in. jeden z nich to Bartek F-1 który ustalał trasę i jechał na rowerze o skoku 150mm przód tył ale ten drugi miał dokładnie 120mm tu i tu.
Są dobrzy potwierdzam - ale dzięki temu, że przykładają uwagę treningom techniki. Zajęli 85 i 86 miejsce Open - stracili do mnie obaj po 30 minut a z dużą dozą pewności śmiem podejrzewać, że nie traciłem na zjazdach do nich w ogóle a dobrze wiesz, że z profeską DH nie mam nic wspólnego.
birdas
| 22:46 sobota, 15 czerwca 2013 | linkuj Dzięki Jacku za graty. Ostatni maraton jaki jechaliśmy razem to był Karpacz w 2011 r. u Grabka (ten z I sektora). Wówczas dojechałeś przede mną 7 minut. Dzisiaj się odwdzięczyłem. Rzeczy niemożliwych (w zakresie twardego stąpania po ziemi) nie ma. Też miałem wrażenie, że zaraz mi wyskoczysz zza pleców i mając w myślach niechęć do życia spowodowaną upadkami mocno się martwiłem, że trzeba będzie z Tobą zawalczyć na ostatnich km. Na szczęście nie trzeba było.
Z tą jazdą treningową to nie do końca tak. Nie miałem nacisku psychicznego na wynik bo w tej edycji nie walczę o generalkę, a chciałem coś sprawdzić. Udało się i jest z tego wniosek na przyszłość. Gdyby to był maraton Grabka to poszedłbym po starcie na maksa i pewnie powtórzyłaby się sytuacja z Głuszycy. Nauczyło mnie to jednego: nie ma się co żyłować na starcie na maksa bo i tak drugie pół dystansu jedziesz sam. Wtedy jak masz siłę to zrobisz wynik. A tak zawsze jest start w tłoku, przeciskanie się po rowach i w momencie kiedy masz już luz to pozostaje wegetacja do mety bo brakuje sił i skurcze. Pojechałem treningowo, ale bez taryfy ulgowej. Uwzględniając jednak rower i po wypadkach niechęć do dalszej jazdy pozostaje świadomość, że o te kilka minut jeszcze mógłbym zawalczyć.
Z maratonów GG planuję jeszcze Wałbrzych. To za 12 tygodni. Z pewnością również pokażesz, że nie ma rzeczy niemożliwych, a ja spróbuję pojawić się na starcie już z fullem żeby dorównać Ci kroku.
Ze spotkaniem na mecie nie ma problemu - mam nadzieję, że kolega (ten połamany) nie zakończył sezonu bo patrząc na trasę to nic mnie nie zdziwi. Pozdrawiam.
sufa
| 22:10 sobota, 15 czerwca 2013 | linkuj Marcin, serdecznie gratuluję i podziwiam. Pokazałeś, że trzeba chcieć i nie ma rzeczy niemożliwych :) Robiłem, co mogłem i wydawało mi się, że walczę z Tobą i na mecie będzie niewielka różnica. Jest znaczna i podziwiam Cię, biorąc pod uwagę sprzęt, na jakim jechałeś no i to... że jechałeś treningowo :)
Wybacz, że po mecie nie podszedłem - miałem taki zamiar, bo czekałeś, ale zaraz po kresce dowiedziałem się, że jeden z naszych się połamał i mocno mnie to zaabsorbowało, a później nie umiałem Cię znaleźć.
Raz jeszcze duże gratki i do zobaczenia, mam nadzieję, na kolejnym jakimś ścigu GG.

Do narzekaczy na zbytni hardcore... trasa była cudna, chciałbym taką jeździć na każdej edycji.
birdas
| 21:52 sobota, 15 czerwca 2013 | linkuj Tomku uszczegółowię Twój ostatni wpis: "prawdziwi górale jadą do Piwnicznej Zdrój", a reszta jedzie za tydzień do Wrocławia". Za tydzień wykonam ciekawą metamorfozę: z najtrudniejszego maratonu jaki jechałem w życiu, pojadę najłatwiejszy. Chociaż uwaga ... uskrobali we Wrocku na Mega 600 m przewyższenia :)
birdas
| 21:49 sobota, 15 czerwca 2013 | linkuj Goście z filmików pomijając sprzęt na jakim jeżdżą to chyba Mistrzowie Polski w downhillu. Teraz jak patrzę raz jeszcze na ich zjazdy to dalej nie wierzę w to co widzę. Na maratonie też widziałem ze dwóch takich - jechali na rowerach ze skokiem chyba 200-300 mm, ale po zjazdach już niczym od pozostałych się nie wyróżniali: czyli podjazdy z buta.
Na forum MtbMaraton jest już dużo opinii stałych bywalców maratonów Golonkowych, że trasa była zbyt hardcorowa. Myślę że ta ładnie określa profil trasy:
---
Dobrze wiadomo od kilku ładnych edycji, że Karpacz aspiruje do najtrudniejszej imprezy sezonu w najtrudniejszym cyklu maratonów w Polsce. Nawet w cyklu MTB Marathon, któraś z edycji musi być tą najtrudniejsza i tą będzie Karpacz. To jest szkoła umiejętności jazdy nie tylko pod górę i trzeba się do niej w odpowiedni sposób przygotować zarówno technicznie, mentalnie, fizycznie a nawet sprzętowo. Jeśli to się uczyni i ma się wolę zmagania z pewnymi brakami i niedomaganiami to wtedy będzie "Fun".
---
Reasumując: może i było fajnie, ale niestety nadal mam pozdzierane nogi :((
Tomq74
| 21:48 sobota, 15 czerwca 2013 | linkuj Po takich maratonach następuje naturalna selekcja zawodników. Prawdziwi górale jadą na następny maraton a reszta przechodzi na "szosę"
Tomq74
| 21:30 sobota, 15 czerwca 2013 | linkuj Woow Marcinie...Przetrwałeś...gratulacje a i miejsce open i kat. nie jest złe .

Ps: Zajebista recka....czekam jeszcze na foty
bestiaheniu
| 21:26 sobota, 15 czerwca 2013 | linkuj Oglądając filmy stwierdzam, że ja bym nie zjechał :D
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa podcz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]