birdas prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

Maratony 2014

Dystans całkowity:619.10 km (w terenie 543.50 km; 87.79%)
Czas w ruchu:38:52
Średnia prędkość:15.93 km/h
Maksymalna prędkość:66.30 km/h
Suma podjazdów:15630 m
Maks. tętno maksymalne:199 (101 %)
Maks. tętno średnie:174 (88 %)
Suma kalorii:41700 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:51.59 km i 3h 14m
Więcej statystyk

Memoriał Jurka Zawadzkiego

  • DST 28.50km
  • Teren 28.50km
  • Czas 01:30
  • VAVG 19.00km/h
  • VMAX 46.70km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • HRmax 176( 89%)
  • HRavg 167( 84%)
  • Kalorie 1600kcal
  • Podjazdy 710m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 maja 2014 | dodano: 03.05.2014
Uczestnicy

Przybyłem na miejsce startu (z żoną) chwilkę przed 11:00. W między czasie dostałem info, że Bartka jednak nie będzie.  Szkoda, chociaż z drugiej strony miałem nadzieję na powalczenie z nim to jednak wiem, że nie byłoby żadnych szans. Ale spotkanie i zamiana kilku słów zawsze są miłe i z tego miejsca serdecznie pozdrawiam.  Przyjechał za to Adam (którego miałem okazję poznać osobiście) i po problemach z trafieniem na miejsce startu Ariel. Pierwsze wrażenie to dlaczego tu tak zimno, mokro i mgliście ?
Kilka fotek sprzed startu:



Ogólnie mimo, że było syfiarsko to byłem zadowolony. A czym bardziej niezadowolony był Ariel tym bardziej ja byłem szczęśliwy z zaistniałej sytuacji.  Pewnie gdyby Ariel się położył i się rozpłakał to ja bym obok leżał i piał z zachwytu.
Nic ... taka mentalność.
W okolicach 11:30 wyjechałem na rozgrzewkę i dopiero o 11:57 dojechałem na miejsce startu gdzie już byli Ariel i Adam. Staliśmy wszyscy razem koło siebie. Punktualnie o 12:00 start. Można ? - można.
Zanim rozwinę dalszą sytuację to: wystartowało (podobno) 58 zawodników.
A więc start. Pierwsze 100 m i pierwsze gleby ale jakoś je ominąłem. Od razu sobie pomyślałem, czy Ariel i Adam nie utknęli.  Jadę dalej, po 300 metrach wyjazd na drogę szutrową. Pierwszy podjazd i już załapałem jakąś niemiłą zadyszkę.  Lecę dalej, teraz odcinek 5 km płaskiego gdzie próbuję unormować oddech ... póki Adam i Ariel mnie nie wyprzedzają to nie ma potrzeby na jakieś drastyczne ruchy. Na 2 km żona robi fotkę:

gdzie z tyłu już (w biało-czerwonym stroju) widać Ariela.
I jeszcze jedna:

Na kolejnym km Ariel mnie wyprzedza, przez jakiś czas próbuję utrzymać mu się na kole, ale zarówno tempo jazdy jak i walące błoto po oczach zniechęca mnie do tego i odpuszczam. Trudno - może złapie kapcia.  Kolejny km i Adam mnie wyprzedza i też odjeżdża. Kurde - jest źle.  3 km trasy i wcale nie czuję żebym jechał wolno, ale wszyscy dookoła robią co chcą. Na 5-tym km pierwszy podjazd, który w momencie gdy robi się stromy i techniczny to zeskakuję z roweru i zaczynam prowadzić. W tym miejscu widzę Adama. Odzyskałem nadzieję.  Wszyscy jadą, ja prowadzę. Momentami jeszcze Adam zaczyna podprowadzać, ale jesteśmy chyba/prawie jedyni, którzy nie jadą. W miejscach większego wypłaszczenia próbuję jechać, ale nie jest lekko - koło często się uślizguje na kamieniach i co kilka metrów na drewnianych belkach. Zaplanowałem sobie ciśnięcie z buta w tempie osób jadących i na pierwszym okrążeniu jeszcze mi się udaje. 
Pierwszy podjazd i zjazd. Adam cały czas koło mnie.  Zjazd krótki, kamienisty raczej bez szans na jakiekolwiek odrobienie straty, ale o dziwo przeskakuję 4 pozycje (wśród kolarzy, których nie było widać na "horyzoncie"). Koniec zjazdu i drugi podjazd - tym razem szeroki, twardy szuter, który doskonale sprawdza przygotowanie wytrzymałościowe. Natychmiast wyskakuje mi zza pleców Adam (też nadrobił te same pozycje na zjeździe) i już wiedziałem, że nie będzie lekko. Chowam okulary do kieszonki bo są całkowicie zbędne - nic nie widać. Przeskakuję mu na koło i wiem jedno: odjedzie mi to będzie koniec i ... emerytura. Od razy sobie pomyślałem o brydżu sportowym lub wędkarstwie w przyszłym sezonie.
Jadę za Adamem, doskakuje do nas dwóch zawodników i lecimy w czwórkę. Adam nie podkręca tempa i od czasu do czasu się zmieniamy. W połowie tego podjazdu odskakujemy dwóm pozostałym zawodnikom i do jego końca jedziemy obok siebie. Zaczyna się główny zjazd. Tu szybko się zorientowałem, że jadę szybciej.  Podkręcam tempo, aczkolwiek staram się jeszcze obadać teren w innych warunkach atmosferycznych niż te w których trenowałem. Nawet o dziwo w końcówce zjazdu wyprzedzam kolejnego zawodnika, który mi siada na koło (tego wyprzedzonego widać z tyłu na fotce):

Tak zamykamy pierwsze okrążenie. Adam z tyłu gdzieś zaginął, ale wiem, że jego strata nie jest duża. Ja podbudowany zaistniałą sytuacją prowadzę, kolega co się uczepił leci na kole. Doganiam kolejnego, chwila odpoczynku na kole, wyprzedzam a oni jak pijawki za mną.  Odwracam się i już widzę 100 metrów z tyłu Adama. Zmieniam taktykę - lekko zwalniam, daję się wyprzedzić i jedziemy. Staram się coś odpocząć żeby zachować siły na kolejne podjazdy. Zaczyna się pierwszy z nich ... stromszy odcinek i Adam jest już za moimi plecami. Ja zeskakuję z roweru i zaczynam prowadzić.  Jakieś przekleństwa z tyłu bo przyblokowałem "pijawkę", ale się nie przejmuję. Wszyscy pozostali jadą. Powiem szczerze: byłem zmęczony i tylko sporadycznie wsiadam na rower. "Pijawki" odjeżdżają i wkrótce znikają we mgle. Adam jedzie za mną - mam przewagi ok. 10 metrów i kontroluję sytuację. 100 metrów przed końcem podjazdu Adam przyciska, wyprzedza mnie, ja mocno za nim aby nie stracić kontaktu. Zaczyna się pierwszy zjazd - Adam jedzie dobrze i szybko, jadę więc za nim - staram się odpocząć i w myślach już strategia na ostatni podjazd.  Spodziewałem się ataku Adama u samego jego podnóża, ale nie - nie ma ataku ... robię więc go ja, żeby obadać sytuację. 200 metrów mocniejszej jazdy, odwracam się Adam został z tyłu. Dobrze, ale ledwo żyję, zwalniam żeby nie paść na zawał i jadę.  Myślę sobie: jeśli dojedziemy razem do końca podjazdu to wygram bo na zjeździe nie ma takiej opcji abym przegrał. Póki jestem z przodu, póki mam 20 metrów przewagi to jest ok.  Cały czas szukam pozytywów w sytuacji w której Ariel już na mecie (żart). Pedałuję żeby w ogóle jakoś się przemieszczać do przodu. Nie jest lekko, podłoże mokre, momentami trociny, błoto, więc opór jest większy niż na treningu. Ale jadę, momentami robię kilka mocniejszych naciśnięć na pedały żeby utrzymać te kilka metrów przewagi i podbudować się psychicznie, że jeszcze jest przewaga, a koniec podjazdu coraz bliżej. Cały czas czekam na ruch ze strony Adama ... nie ma ataku, więc jedziemy - każdy metr zbliża mnie do końca ostatniego podjazdu i bądź co bądź jakiegoś małego sukcesu skoro większy odjechał dawno temu.
150 metrów przed końcem podjazdu jest atak Adama ... ja staję na pedały i jadąc obok niego mówię "że nie odpuszczę". Adam rezygnuje, ja jeszcze kilka mocniejszych pociągnięć w błocie i trocinach aby "wybić"  Adamowi chęć podejmowania walki i ... skurcz w obu łydkach.  Eeeeeee ... już wcześniej czułem, że są "zbite" i "twarde", ale teraz się stało. Gdzie Adam ? - 15 metrów z tyłu. Został ostatni zjazd i dojazdówka do mety. Na zjeździe pedałuję ale tak żeby tylko pedałować. Nie mogę mocniej dociskać. Zjeżdżam i na każdym ostrym zakręcie oglądam się za siebie. Przewaga nad Adamem rośnie.  Przed końcem zjazdu już Adama z tyłu nie widziałem. Dojazdówkę już jadę w trupa, wiem, że nie ma możliwości aby to już przegrać. Jest techniczna, to co lubię i to co na rozgrzewce przejechałem trzy razy):

Wpadam na polanę i na metę, w tle jeszcze widzę błąd Adama i lekkie zboczenie z trasy i ... mamy KONIEC horroru.
Czas z licznika to: 1:30:19 - z nieoficjalnej informacji miejsce 30. Przewaga nad Adamem nieznana, ale oceniam ją na ok. 45 sekund. Może nieco więcej - ciekaw jestem dokładnej przewagi żeby się odnieść do czasu Ariela.
Strata (nieoficjalna) do Ariela 3:40 - huh, nie wiem jak to skomentować. Chyba sporo uwzględniając, że na zjazdach na bank Ariel dużo tracił, nie znał trasy itp.
Jak teraz przeczytałem na jego blogu, że wszystko zrobił w siodle, a ja w zasadzie większość pierwszego podjazdu (razy dwa) z buta, to nie ma w ogóle o czym rozmawiać.
No nie jestem w stanie podjąć jakiejkolwiek walki na takich podjazdach.  Nie wiem w czym jest problem, będę musiał poszukać jakiegoś rozwiązania z myślą o kolejnym sezonie. Nie wiem - może źle trenowałem w zimie, może jestem zbyt ciężki, może nie mam odpowiedniej wytrzymałości żeby to wjeżdżać w takim tempie, albo jeszcze coś. Bartek też lekki nie jest, a na podjazdach niszczy.
Dzisiaj pojechałem na ciśnieniu w oponach z przodu 2,3 atm i z tyłu na 2,5 atm. Może koła obciążone bardzo masywnymi oponami, masywnymi owijkami, masywnymi dętkami nie mają odpowiednich właściwości rotacyjnych ? - ale czy to ma znaczenie na podjazdach ? Z jednej strony ten masywny sprzęt pozwala mi zjeżdżać tak jak zjeżdżam - szybko i pewnie, a z drugiej strony podjazdy "zabijają" ? Nie wiem ... . 
Na mecie rower w lekkiej rozsypce. Gumki starte na zero, tylny hamulec nie działa, obręcz z tyłu zarysowana od śruby z gumek, tylna przerzutka średnio "kontaktuje" (już na drugim okrążeniu myślałem, że linka pękła), pozostałe linki pewnie zatarte.
Na koniec jeszcze zdjęcia z mety.
- ja:

- Ariel:

- Adam:

i napęd w rowerze:

Sorry, że z mety tak szybko się ulotniłem, ale przemoczony do suchej nitki (jak wszyscy), zmarznięty, ze skostniałymi rękoma od razu wsiadłem do auta, ogrzewanie na full i pojechaliśmy.  Nawet się nie przebrałem, nie umyłem twarzy ... .
Do zobaczenia w Zdzieszowicach - Adam już zapowiedział walkę. Wcale się nie dziwię skoro taka moja dyspozycja. Ariel leci z sekora 2, ja z 3, Adam z 4. Co teraz ? - nie wiem ... brakuje mi porównania do innych bo z innych znajomych dzisiaj nikt nie pojechał.

P.S.
Opłata startowa 15 zł i zapewnione oznakowanie trasy, pomiar czasu, na mecie kiełbaska, chlebek, duży wafel w czekoladzie, ciepła herbata - super !! Można  ? - w innych edycjach znanych BM sam numer startowy więcej kosztuje, a do tego opłata za start wiemy jaka jest. 

P.S.1
Aktualnie już jemy przegraną (i sponsorowaną przeze mnie) pizzę i ja sam regeneruję się whisky , abstrahując od tego czy zasłużyłem czy nie. Walczyłem na trasie i to jest najważniejsze.  

Aktualizacja:

- wyniki:

Strata do Ariela nieco mniejsza: 3:28, przewaga nad Adamem: 0:40.

Aktualizacja 2:
Jacek podał mi ciekawy link do naszych przejazdów w Miękini, a ja go przerobiłem na wczorajszy Memoriał. Z nawigacją wczoraj jechał też Adam więc można zobaczyć na żywo nasze zmagania na trasie i wspomniane zjazdy dzięki którym wygrałem tę rywalizację - LINK.

Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: Navime.pl + mapka:


Kategoria Maratony 2014

Maraton - Miękinia

  • DST 53.00km
  • Teren 45.00km
  • Czas 02:31
  • VAVG 21.06km/h
  • VMAX 43.50km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 181( 91%)
  • HRavg 167( 84%)
  • Kalorie 2500kcal
  • Podjazdy 430m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 13 kwietnia 2014 | dodano: 13.04.2014
Uczestnicy

A więc mam za sobą pierwszy maraton w tym roku. Był on poprzedzony chorobą i nawet w dniu startu dalej jestem/byłem chory.  Zaczęło się od uczulenia (jestem alergikiem) w poniedziałek. We wtorek i w środę walczyłem ze łzawiącymi oczami, zatkanym nosem, katarem, kichaniem itp. W czwartek doszedł ból gardła i o ile od piątku już się jakoś za pomocą leków i kropelek jako tako doprowadziłem do stanu umożliwiającego patrzenie na świat to ból gardła się nasilił. Od tego dnia do dzisiaj walczenie z przeziębieniem.  Aktualnie połykałem tabletki na ból gardła, jakieś witaminki, loratadynę, paracetamol + kropelki do nosa i oczu.  Nie wiem co będzie jutro po dzisiejszym starcie, ale będę się tym martwił po nocy.
W takim stanie jak wyżej opisany (z ostatnim treningiem tydzień temu w niedzielę) wystartowałem w maratonie w Miękini. 
Nie wiedziałem czy pojadę na Mini, czy na Mega. Część osób mi odradzało Mega, inne mówiły: jedź Mega. Postanowiłem podjąć decyzję w trakcie jazdy na podstawie bieżącej dyspozycji i sytuacji jaka będzie na rozjeździe dystansów. Nigdy w życiu nie jechałem Mini i byłem nieco tym pomysłem zirytowany. Start we Wrocławiu na tym dystansie mocno by mi skomplikował cały sezon i wolałem tego uniknąć, oczywiście jeśli byłoby to w ogóle możliwe.
Ale ta decyzja podjęta była nieco później ... . Na początku dojazd do Miękini w towarzystwie Taty mojego kolegi Grzesia (Gienka) i Ariela.  Poszło bez problemów, byliśmy na miejscu przed 9:00. Szybki odbiór gadżetów (tzn. koszulki), powrót do auta i powolne przebieranie się. Miało być ciepło, a tu 5-7 stopni.  Założyłem wszystko co miałem najcieplejszego (czyli niewiele) i dalej mi było zimno.  No niedobrze - nie dość, że chory to jeszcze się trzęsę z zimna. Trzy minuty na szybkie spotkanie z Jackiem, przekazanie podarku (mam nadzieję Jacku, że już go degustujesz jak to i ja teraz robię ) i  ok. 10:30 wyjechaliśmy z Arielem na "rozgrzewkę", aby po 10-ciu minutach wrócić do sektora. Chcieliśmy jechać możliwie spod taśmy sektora 4 żeby nie wyprzedzać kolejnych 100 osób, które ustawiłyby się przed nami. W rzeczywistości start przesunął się o 30 minut (nasz o 40 minut) czyli blisko godzinę staliśmy w sektorze trzęsąc się z zimna.  Co by dała porządna rozgrzewka ? - NIC - zamiast 60 minut stania byłoby ponad 30.  No nic - 11:40 start. Trzymam tempo Ariela, ale już na 3-4 km lekko mi odskakuje. Zdarza się - jest 20 metrów przede mną, nie ma dramatu. Na kolejnych km jeszcze trochę się oddala, ale na prostych odcinkach jest w zasięgu wzroku. Jest młody, zdrowy, żądny zwycięstw - niech jedzie. 
W pewnym momencie korzystając z koła szybciej jadących zawodników sukcesywnie zbliżam się do Ariela.  W momencie jak mi do niego brakuje 30 metrów to wypada mu dętka wymuszająca jego postój. Finalnie Ariel traci na tym ok. 30 sekund, ale dochodzi mnie gdzieś na ok. 12 km.  Do 20 km trzymam się w jego bliskiej odległości, powodując, że momentami zamieniamy się miejscami - raz on jedzie pierwszy, raz ja. 
Chwilę później Ariel już mi odjeżdża ..., a ja staję przed dylematem: Mini czy Mega ? Chyba dzięki Arielowi jednak decyduję się na Mega. W tym momencie miałem do niego niewielką stratę, a przecież ja jechałem chory.
Od razu może skomentuję swoją dyspozycję: nie będę pisał, że jechałem prawie martwy, z gorączką i bólami - jechało mi się całkiem fajnie. Być może organizm był osłabiony, ale ja jako tako tego nie rejestrowałem bo nie mam skali porównawczej co by było gdyby było inaczej.  Miałem zatkany nos i oddychałem łapiąc te chłodne powietrze gardłem (co później sponiewierało mi gardło straszliwie), ale tak poza tym reszta wydawała się ok. Tętno też wyszło sensowne. W każdym bądź razie chyba nieźle mi na tym etapie szło, aczkolwiek byłem już zmęczony i wiedziałem, że tempo raczej mi spadnie i chyba Ariela już nie dogonię.  No i nie pomyliłem się.  Zjechałem więc na Mega i już 5 km dalej miałem dość i w tym momencie gdyby był rozjazd to bym podjął inną decyzję.  Przez chwilę myślę - zawrócę, ale szybko do mnie dotarło, że wówczas nie będzie wyniku ani z Mini, ani z Mega. DRAMAT.  Pozostało jechać dalej. No i jechałem. 
W okolicach 30 km jak pojawiły się singletracki to już było bardzo cięęęęęężko.  Nie widać tego z profilu ani z ze statystyk ale ciągłe interwały typu góra-dół dawały mocno w kość i wiele z tych odcinków kończyła się z mojej strony podbiegnięciami w górę i zbiegnięciami w dól.  Troszkę się cieszyłem, że wszyscy w ogonku jechali jeden za drugim bo nie traciłem kolejnych miejsc, a na szybsze tempo nie miałem już sił.  W okolicach 43 km wypijam shota BCAA i ostatnie 10 km jadę na kole innych zawodników bardzo mocnym tempem. To naprawdę działa - dość krótkotrwale, ale działa.  Skurcze zaczęły chwilę wcześniej nieco doskwierać, ale dojechałem do mety i dopiero po przekroczeniu jej padłem z silnym bólem w udzie i łydkach.
Wyniki z mety troszkę mnie podłamały, ale spróbuję doszukać się pewnym pozytywów i odniosę się matematycznie do tego co by było gdybym ... np. zjechał na Mini.
A więc mój czas: 2:31:05.
Ten wynik to:
- 91 miejsce w M3 na 334 (27% stawki). W zeszłym roku we Wrocławiu (ten sam maraton z innym miejscem startu) był 31% stawki - czyli w tym roku lepiej.
- 233 miejsce w OPEN na MEGA na 869 zawodników (27% stawki). W zeszłym roku było 30% - czyli w tym roku lepiej.
- wywalczyłem 384 pkt (w tamtym roku 403 pkt.) - czyli gorzej.
- w zeszłym roku mój wynik dał mi sektor 2. W tym roku będę (na kolejne trzy starty) sektor 3 - wielka szkoda  bo Ariel, który mnie wyprzedził o 7:57 i Bartek, który mnie wyprzedził o 15:11 będą jechali kolejne maratony z sektora 2.  (tak ... przeliczyłem Wasze wyniki) Prawdopodobnie już w tym sezonie nie wystartujemy razem, ale cóż - mówi się trudno.  Z jednej strony to przykre (patrząc na stratę do nich), ale jeszcze będę miał okazje do rewanżu (raczej z Arielem) bo Bartek znów w tym roku będzie za mocny. Ariel w górach ze swoją wagą ok. 65 kg też będzie szedł jak burza, ale nic - są młodsi to i są lepsi - chyba trzeba się z tym n a razie pogodzić.
Teraz ważny moment ! Współczynnik sektorowy, który uzyskałem z Mega to: 0,748 (sektor 2 zaczyna się na 0,770) - pytanie co by było gdybym zjechał na Mini.  Dzięki korzystnie ułożonej trasie łatwo to wyliczyć. Na rozjeździe dystansów miałem czas 54:24 i z tego punktu do mety było 1,5 km. Kończąc Mega te ostatnie 1,5 km od rozjazdu pojechałem w czasie 3-ech minut. Uwzględniając nieco mniejsze zmęczenie na tej końcówce jadąc wariant Mini można przyjąć ze zakończyłbym to z czasem ok. 57 minut. Dałoby to wynik sektorowy względem zwycięzcy (uwzględniając mnożnik dla dystansu Mini w postaci 0,92): 0,753 - czyli też do sektora 2 troszkę by zabrakło.  Czyli fajnie, że pojechałem Mega bo zbierając generalkę na Mega nie straciłem tego startu i uzyskanych pkt., a zmieniając dystans też nic tym bym nie zyskał. 
Może trochę zdrowia, ale chyba to będzie bez znaczenia. Jak mam się zdrowotnie "rozłożyć" to czy pojechałbym Mini, czy Mega to wyjdzie to samo. Nic się nie oszczędzałem w trakcie jazdy ... .
Podsumowanie:
start (uwzględniając zaistniałe okoliczności) oceniam pozytywnie. Cieszę się, że w ten sposób (z takim wynikiem) wybrnąłem z sytuacji w jakiej się znalazłem w dniu startu i zobaczymy co przyniosą kolejne starty.
Na koniec kilka fotek sprzed startu:
- przy aucie:
 
- w sektorze startowym (Ariel i ja):

- widok na sektory przed nami:

- i do tyłu:

I na trasie:


   



Oryginalne zdjęcie z fotomaraton.pl:

i to samo po moim przycięciu i lekkim zbliżeniu (niektóre z pozostałych fotek potraktowałem tak samo).
Niestety ale zdjęciom z fotomaratonu brakuje nieco ostrości:





Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: Navime.pl + mapka:


Kategoria Maratony 2014