Maraton - Świeradów Zdrój
-
DST
42.50km
-
Teren
20.00km
-
Czas
02:36
-
VAVG
16.35km/h
-
VMAX
60.57km/h
-
Temperatura
12.0°C
-
HRmax
176( 88%)
-
HRavg
156( 78%)
-
Kalorie 2250kcal
-
Podjazdy
1070m
-
Aktywność Jazda na rowerze
"Nie ważne jak zaczynasz ważne jak kończysz" - gdyby odnieść się do powyższego cytatu to chciałbym o tej końcówce jak najszybciej zapomnieć. Liczę na to, że za kilka dni tak się stanie.
Wszystko zaczęło się od zdarzenia sprzed tygodnia (o którym pisałem) czyli w przygotowanym do startu (starym rowerze) pękła rama. Zrobiłem wówczas rekonfigurację na drugi rower i miałem startować na fullu. Po ostatnim treningu wspomniałem, że pozostaje jedynie naoliwić łańcuch i linki, i w sobotę start. Tak też się stało: wczoraj o 17:00 naoliwiłem łańcuch i linki żeby przerzutki nieco lżej chodziły. Wychodząc z balkonu jeszcze mnie podkusiło aby rozebrać manetkę od przedniej przerzutki i do środka wpuścić kropelkę oliwki. No i głupi tak zrobiłem. Nie wiedziałem, że w manetce SRAMowskiej przy rozkręcaniu trzeba ją trzymać w palcach bo inaczej dół może spaść. Ja w zasadzie dół rozkręcałem bo nie wiedziałem, że to pokrętełko od góry nie jest ozdobą a jednak śrubeczką. Jak rozkręciłem dół to wyskoczyła mi jakaś sprężyna, jakaś zapadka i kilka innych części. Do 18:00 próbowałem to poskładać. Wpadłem na pomysł, że zerknę do drugiej manetki jak to jest skonstruowane i zdarzyło mi się to samo: mechanizm wypadł. Walczyłem z tym przez kolejnych kilka godzin i ok. 21:00 napisałem do Bartka SMSa o treści:
---
Hey ! Jutro się nie zobaczymy. O 17:00 chciałem wpuścić kropelkę oliwy na linkę w manetce od przerzutki i mi mechanizm się rozleciał. W drugiej chciałem podejrzeć jak go złożyć i stało się to samo. 4h to już składam i nie potrafię złożyć. Jutro nie mam na czym wystartować. :(( Powodzenia.
---
No po prostu DRAMAT. Wyobraźcie sobie w jakim byłem stanie psychicznym - rok treningów, 5 startów zrobionych i do zamknięcia generalki został jeden, którego pod samym domem nie pojadę. :((
Po 15 minutach zadzwonił Bartek z propozycją wypożyczenia roweru z wypożyczalni. Koniec końców tak też zrobiliśmy. Po tym telefonie od Bartka jeszcze 2h walczyłem z manetkami ale nic nie zdziałałem. Nic - teraz będę szukał "magika" który to złoży, a jak się nie uda to na allegroszu manetki w promocji kosztują 309 zł.
No ale nastała sobota. Wyjazd do Świeradowa, spotkanie z Bartkiem pod wypożyczalnią, pokierowanie przez niego tematu i mam rower. I to naprawdę dobry - byłem miłe zaskoczony: przerzutki działały, amortyzator, hamulce, wysokość ramy ok - po prostu ideał, aczkolwiek opony (coś ala semi-slick z wytartym bieżnikiem) trochę mnie przestraszyły. Zamontowałem swoją sztycę, dopasowałem wysokość siodełka i krótki trening.
Z perspektywy czasu żałuję, że nie wziąłem pedałów SPD tylko jednak z lenistwa i niechęci pojechałem na platformówkach. Ale w takiej sytuacji mój cel był jeden: ukończyć bez defektu. Nie miałem zamiarów na rowerze z którym mam do czynienia od godziny śrubować wyników czy na zjazdach szarżować. Miałem zamiar dojechać do mety. Trasa prosta, szybka i dojechanie do mety powinno wystarczyć żeby jednak sezon podsumować w aspekcie pozytywnym.
Miejsce startu wyglądało tak:
O 10:45 stanąłem w sektorze (czwartym) pogadałem z kolegą, przyjrzałem się oponom innych osób. U wielu niewiele się to różniło od tego co miałem ja. No nic: 11:00 start. Pierwszy kilometr to tradycyjne wyprzedzanie mnie przez inne osoby. Po kilometrze się skończyło i sytuacja się unormowała.
Od 3 km to już tylko ja wyprzedzałem. "Łykałem" innych jak chciałem. Ale cały czas jechałem naprawdę spokojnie. Wniosek: chyba jednak powinienen być nieco wyżej w klasyfikacji sektorowej. No nic. Wjechałem na stóg izerski bez większej zadyszki. Z podjazdu trafiło się kilka fotek:
Nawet szybciej niż żona Gondolą :)
Zaraz za stogiem zaczął się długi zjazd, który postanowiłem przejechać na cudzym kole. Tempo mi nie pasowało, ale wolałem jechać na kole niż jechać 1 km/h szybciej ale tłuc sobą powietrze lub ciągnąć innych pod wiatr. Zresztą cel był inny: dojechać bez defektu, a w tym kontekście wszystko było super i szło zgodnie z planem. :)
W początkowej fazie pierwszego zjazdu był pierwszy pomiar czasu. Teraz po powrocie do domu mogę napisać, że w tym momencie byłem szybszy od Bartka o 33 sekundy. To mniej więcej potwierdza tempo mojej jazdy i własne odczucia na tym etapie: jadę najlepszy start w sezonie !! No i tak sobie jechałem. Sporadycznie zdarzało się, że ktoś nie wytrzymywał dość spokojnej jazdy i wyskakiwał na przód kilkuosobowej grupki. Natychmiast i ja przeskakiwałem na koło szybciej jadącego kolarza, ale suma sumarum niewiele to dawało bo nie kojarzę żeby przyniosło to jakiś awans w pozycjach jakie zajmowaliśmy. Po kolejnych 10 km zaczął się drugi podjazd (pod "samolot"). Tempo nadal miałem dobre i na kolejnym podjeździe przeskoczyłem ok. 6-7 pozycji. Następnie zjazd, kilka km po płaskim i kolejny pomiar czasu: 1:19 przewagi nad Bartkiem. To był mniej więcej 28-29 km trasy. Do mety pozostało ok. 13-14 km, z czego ok. 11 z góry. Wiedziałem, że będzie jeszcze jeden krótki podjazd, który planowałem pojechać w "trupa" i wiedziałem, że jeszcze poprawię swoją pozycję bo na tym etapie maratonu czułem się wyśmienicie. Na ok. 30-tym km znów zaczął się szybki szutrowy zjazd. Od jakiś 20 km (czyli od wjechania na Stóg Izerski gdzie się skończył asfalt) często myślałem o dętce i modliłem się o brak "kapcia". Starałem się amortyzować mięśniami nóg odcinki zjazdowe aby jak najdelikatniej przemykać ku upragnionej mecie. Będąc na 30 km już wiedziałem, że jest blisko do pełni sukcesu. Na zjeździe postanowiłem przeskoczyć kolejne 2 osoby i tak zrobiłem. Jak tylko zakończyłem manewr to strzeliła dętka z przodu - tak, że po 3 sekundach już jechałem na rafce. Postój na poboczu, prawie łzy w oczach - rzut oka na garmina: 32 km (11 do mety). Dramat. Ściągam koło, zmieniam dętkę zerkając ile to już osób pojechało. Nawet dość sprawnie mi to poszło, zaczynam pompowanie. Nie idzie. Walczę, szarpię się z kołem - Nic. Mijają minuty i dalej nic. Po kolejnych 15-stu daję za wygraną. Telefon do żony, że jednak będę za 1,5-2 godziny. Montuję koło i biegnę. 500 metrów biegu i odpuszczam . Bez sensu. Nic mi to nie da. Jest po maratonie. Po kolejnym 1 km próbuję delikatnie jechać na zjazdach. Udaje się. W dętce bardzo mało powietrza ale jak przeniosłem ciężar ciała poza tylne koło to przód był tylko delikatnie dociążony. Kapeć całkowity, ale przynajmniej rafka nie uderzała o podłoże. Zawsze to lepiej jechać 14 km/h niż iść 5 km/h. Od razu sobie przeliczyłem, że za godzinę będę na mecie. :)
No i tak sobie szedłem pod górę, a delikatnie zjeżdżałem w dół przez kolejne 7 km aż do bufetu numer 3. Tam zapytałem o pompkę chcąc sprawdzić czy to dętka dziurawa czy moja pompka "wadliwa". Po kolejnych 3 minutach już poznałem odpowiedź. Koło napompowane na "kamień", powietrze nie ucieka. Wskoczyłem na rower i rozpocząłem zjazd do mety (zostało 5 km):
Końcówka techniczna i tak się prezentowałem:
Kilkanaście minut później ukończyłem maraton z czasem 2:35:45 i stratą do Bartka 33:35. Zdjęcie na ostatnich metrach i z mety:
Przygoda z dętką kosztowała mnie co najmniej 35 minut i ponad 170 pozycji uwzględniając, że końcówki nie pojechałbym szybciej !!
Zdobyłem 313 pkt.
No nic - teraz najlepsze. Celem na ten sezon była próba poprawienia w generalce wyniku z 2011 roku (55 miejsce). W tym roku zająłem ... 56 miejsce. :( A najsmutniejsza jest analiza "co by było gdyby". Gdybym nie złapał kapcia i jedynie utrzymał te 1:19 przewagi na mecie nad Bartkiem to bym zdobył nie 313 pkt. tylko 404 pkt i byłby to najlepszy wynik w moim życiu. To dałoby 104 miejsce Open i kolejny rekord. Do setki w OPEN brakowałoby tylko ok. 13 sekund, które zrobiłbym bez problemu (nigdy nie ukończyłem startu w setce). To oczywiście wyznaczyłoby kolejne rekordy życiowe - chociażby miejsce w kategorii, % w stawce open i kat. A na koniec cel do którego zmierzałem: dałoby to 45 miejsce w generalce. :(( Tak ... nie zasraniutkie 56-ste tylko 45-te :((((
Odechciało mi się cokolwiek więcej pisać. Smutek i żal pozostał bo było tak bliziutko, a nie udało się. Trochę miałem pecha, ale też wiele popełniłem błędów. Zdobyłem pewne doświadczenie za rok będę lepiej przygotowany w aspekcie ewentualnego zapasowego startu, nie grzebania w rowerze na kilka godzin przed startem w rzeczach, których nie jestem pewien jak działają. Zasadę działania pompki też opanuję. Tyle.
Przyszły sezon zacznę niestety z sektora 4, a mogłem z tego co Bartek (nawet nie liczę czy byłby to "3" czy może nawet "2"). Pewnie "2" ... :(
Na koniec: Bartku jestem Twoim dłużnikiem i dziękuję za pomoc. To dzięki Tobie mam taki nastrój jaki mam z tytułu zajętego miejsca ........................ to był oczywiście żart. :)
Bardzo chętnie Ci się odwdzięczę przy najbliższym spotkaniu. Napisz co pijesz i w jakiej ilości - proszę.
Specjalne podziękowania też dla Grzesia (gregorik) za systematyczną pomoc przy rowerze i bądź co bądź konstruktywną i rzetelną krytykę. Pewnie bez niego uprawiałbym inny sport (brydż sportowy) z kufelkiem piwa w rączce. ;)
Dziękuję też wszystkim, którzy śledzili moje tegoroczne starty, trzymali kciuki za wyniki i dopingowali/gratulowali "sukcesów".
Na koniec podziękowania dla żonki, że mi kibicuje, dopinguje i jeździ w miarę możliwości na maratony robiąc między innymi zdjęcia (jak te powyżej). :))
P.S.
Nie mam żadnego sprawnego roweru więc chyba przerwę między jednym sezonem, a kolejnym zrobię teraz (no chyba, że ogarnę temat przynajmniej jednego z rowerów w przeciągu tygodnia to wówczas jeszcze pociągnę póki pogoda pozwoli). Ewentualnie czas ten wykorzystam na reanimację obu rowerów (rama już jest u mnie, a full z manetkami w poniedziałek jedzie do gianta - chłopaki spróbują manetki złożyć). A jak nie, to allegrosz ... :)
No nie wiem co więcej napisać. Koniec smutny, ale w głębi duszy wiem, że to i tak był najlepszy sezon w życiu. Mnóstwo rekordów i tak naprawdę niewiele zabrakło aby pomimo popełnionych błędów udokumentować to oficjalnym wynikiem. Dzięki wielkie.
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Maratony 2013
komentarze
Gdybyś mi powiedział że zostawiasz w rowerze wszystko co w nim zastałeś zanim wystartowałeś to skrytykowałbym to już przed faktem.
Pisanie, że zabrakło 1,5 km do sukcesu to nic innego jak " a może się jednak uda ? "
chodziło mi właśnie o to, że to w Twoich rękach jest ograniczyć do minimum aspekt "może się jednak uda ? "
skoro na sprawdzonym zestawie opon, opasek i dętek przejechałeś wszystko bez szmaty to takiego sprawdzonego zestawu się nie zmienia na najważniejszy start i tyle !
i tak to powinieneś oceniać a nie pisać teraz, że na swoim sprawdzonym zestawie też mogło by Ci się to przytrafić.
Wynik jest sumą Twojej dyspozycji dnia, awaryjności sprzętu ( na którą masz 95 % wpływu ), oraz wielu innych składowych które jednak już w minimalnym stopniu wpływają na końcowe miejsce.
To, że złapałeś gumę tam a nie na 1,5 km przed metą wcale nie stanowi o jego wypaczeniu bo o takim to można mówić gdyby czołówka przejechała przez tory a przed resztą zamknęli by na 15 min szlaban - to jest wypaczenie wyniku.
Cała operacja podmiany opon i dętek zajmuje Ci max. 40 min. ( uwzględniony już czas dłubania w nosie, kolejnych pogaduszek oraz kontemplowania się faktem, że rozwiązałem problem i nic nie stoi już na przeszkodzie w osiągnięciu tak oczekiwanego sukcesu - godnego miejsca w generalce, wywalczonego zasłużonego II sektora i porobienie w finałowej edycji "znienawidzonych" rywali ;)))
Kolejne - myśle, że.......... 2 min. max poświęcasz na zmianę pedałów na swoje - i koniecznie spd !!! bo w plastikowych platformach - prosto z tesco to widuje już tylko żurków pod monopolowym jak swoimi bestiami podjeżdżają !!!
Nie przytoczę tu cytatu z Twojego maila do mnie - z wytłumaczeniem dlaczego nie zamierzasz zabrać ze sobą swoich pedałów i nie planujesz ich podmieniać bo towarzystwo, które by to przeczytało, pozrywało by ścięgna w mięśniach skośnych swoich brzuchów a spazmy śmiechu niosły by się po Karkonoszach przez cała niedzielę !!!
więc zostawmy usprawiedliwienie jakie zamieściłeś tu na blogu - zgoła różniące się od prawdy :)))
Podsumowując - szkoda bo widać że miałeś "pod nogą" tego dnia, międzyczasy nie kłamią, puls też nie i porównując swój średni - 177 do Twojego max.176 wiem, że to oznaka fajnego płuca.
Jeśli na pożyczonym sprzęcie, którego nie znam z platformówkami za całe 3 zł/komplet ( nie ciągnąc noga korby a jedynie naciskając !!! ) potrafisz jechać szybciej od Bartka to co mógłbym pojechać na swoim sprzęcie ?
pytanie zostaje jednak otwarte jak i wiele innych typu co by było gdyby ?
sport jest taki jaki jest i liczy się tylko to co na koniec w pdf''ie lub na papierze reszta to tylko suma własnych odczuć.
Jeszcze słowo o Bartku - nie wiem czy już wiesz ale jak Bartek wybudzi się po opijaniu wczorajszej tomboli - to sam Ci się może pochwali !!!
w każdym razie - jakiś gruby wałek uknuł wczoraj z Maćkiem Grabkiem - a że Maćkowi nie chciało się z powrotem ze Świeradowa wywozić karbonowej bestii to postanowił ja zostawić na miejscu w Świeradowie !!!
c.d. od samego Bartka :)))
fajnie, że tak ją właśnie traktujesz bo taki jest zawsze jej zamysł, żeby dawała do myślenia i żeby nie popełniać czy starać się nie popełniać tym samych błędów po raz kolejny.
Sytuacja z manetkami - bez komentarza - hehehe, szczególnie w aspekcie że był to przeddzień startu.
Ok, zdarzyło się - nauczka na przyszłość ale to co najbardziej obnażyło wczoraj Twój status - "nieporadnego bikera", który mimo tak fajnego przygotowania kondycyjnego na najważniejszy start sezonu - nie "dopomaga" jednak szczęściu !!! to 2 sprawy.............
Rower na start zorganizowany - super, tu plus za to, że nie rozkładamy rączek roniąc krokodyle łzy, iż życie już nic nie jest warte i takie niesprawiedliwe bo misterny plan knuty cały sezon legł właśnie w gruzach i pęka jak mydlana bania.
mamy więc plus ale 2 wielkie minusy zupełnie przysłaniają mi obraz reszty !!!
mając 2 godziny czasu do startu i biorąc pod uwagę, że nigdy się nie rozgrzewasz - bo pogaduszki z moim ojcem i innymi pewnie też nie traktujemy w kategoriach rozgrzewki !
no więc co powinieneś zrobić w te 2 godziny ?.............. założyć swoje pancerne - sprawdzone przez cały sezon - dające komfort psychiczny i dopełniające stan przygotowania jako " dopięte na ostatni guzik" opony !!! opony przez duże P i dętki też jeśli są sprawdzone.
Dostajesz sprzęt z wytartymi oponami - widziałem więc wiem co piszę, nie wiadomo co tam za kondomki wsadzone w środku i zdajesz sie na taki, - zastany- stan rzeczy. A przypominam masz 2 godziny do startu ! nikt Cię nie pogania, nie zmieniasz opon w stresie, na trasie, w błotnych warunkach z roztrzęsionymi rękami i ciężkim oddechem - tylko na spokojnie przy aucie w ciepłych promykach słońca.