birdas prowadzi tutaj blog rowerowy

To już jest koniec ... ?

Środa, 12 listopada 2014 | dodano: 12.11.2014

W ostatnim komentarzu zasygnalizowałem, że pojawi się taki wpis ... . Otóż rezygnuję ze startów w maratonach w przyszłym sezonie.
Przez ostatnie 7 tygodni walczyłem żeby jakoś wykaraskać się z tej rwy kulszowej i nawet jako tako mi się udało wrócić do funkcjonowania w podstawowym zakresie. Zacząłem przygotowania do nowego sezonu - najpierw 4 razy basen, później 4 razy chomik, ale sprawa się spitoliła i znów nabawiłem się tej samej kontuzji.  Teraz jedynie liczę na to, że korekta stanu zdrowia będzie łaskawsza bo jak na razie jeszcze z pomocą mebli mogę się podnieść, chwilkę postać czy na moment usiąść. Poprzednio takie umiejętności były efektem 3-ech tygodni leżenia plackiem i zaliczonymi 20-stoma zastrzykami.
Znów mam zwolnienie lekarskie ... rodzina totalnie negatywnie nastawiona na jakiekolwiek próby rozmów związane z treningami, startami itp. Pożytek ze mnie jest zerowy, a wręcz nawet generuję robotę wokół siebie.
Osobiście też już się boję na samą myśl, że miałoby to jeszcze kiedykolwiek się powtórzyć. Nie jestem też osobą, która może sobie pozwolić na wielotygodniowe czy kilku miesięczne leżenie w łóżku ... bo chociażby pracuję w kilku miejscach, mam firmę i wiele zobowiązań względem rodziny jak chociażby wożenie dzieci do przedszkola/szkoły itp. itd.
Nie potrafię też sobie wyobrazić jak w przyszłości miałby mój kręgosłup przenosić drgania związane z jazdą po lesie itp. ?
Teraz plany mam takie, żeby jednak doleczyć się do końca - nie wiem ile to może czasu zająć, ale chyba trzeba operować terminami idącymi w miesiące. Najszybciej jak tylko będę mógł wrócę do pływania bo to jedyne co raczej nie szkodzi, a prawdopodobnie ciepła woda i jacuzzi pomogą na tę dolegliwość. No i te ćwiczenia na brzuch, kręgosłup itp.
Trenażer na ten okres idzie w odstawkę, na wiosnę pewnie w ładne dni zacznę praktykować tzw. "wycieczki rowerowe z plecaczkiem" z elementami szutrowo-leśnymi. I wtedy będzie można odpowiedzieć sobie na pytanie co dalej ? W sytuacji wyjątkowo korzystnej może w lecie jakieś testowe pojedyńcze starty w naszym rejonie, ale to nic pewnego tylko takie teoretyczne gdybanie. A może startów w MTB już nigdy nie będzie, a w najlepszym wypadku może coś w kierunku szosy ? Nie wiem ... czas pokaże.
Na razie zachęcam do dalszego śledzenia mojego bloga, ja niezmiennie będę to czynił względem Waszych i do zobaczenia na wspólnych wycieczkach/treningach i na trasach maratonów w kategorii kibica/fotografa jeśli o mnie chodzi.


Kategoria Z życia wzięte ...


komentarze
birdas
| 20:29 poniedziałek, 17 listopada 2014 | linkuj No to trenuj i realizuj swoje hobby. Pisz na blogu bo dopiero wtedy wiadomo jakie masz cele i plany. Można stworzyć kategorie wydarzeń więc obrazu formy z maratonów nie stracisz. Kwestia jednego kliknięcia ... .
Zazdroszczę Wam tego biegania ... gdybym miał więzadło krzyżowe (nie namawiajcie mnie na rekonstrukcję i nie piszczcie, że warto) to bym "poleciał" w triatlon. Może w innym życiu ... . :/
adhed
| 20:08 poniedziałek, 17 listopada 2014 | linkuj Czasu mam na razie bardzo dużo, chęci też :-) ale na blogu nie pisałem od dawna, a jedynie opisywałem wyścigi, żeby mieć ich obraz na przyszłość, a tak to niezbyt chciało mi się opisywać kolejne przejażdżki.

Teraz muszę zrobić sobie mały reset, bo zeszły weekend miałem mało mocy :P Ogólnie teraz co przyjeżdżałem do domu, to w weekendy właśnie jeździłem dużo, ale w środku tygodnia był raczej brak roweru i powoli dawało się odczuć spadek energii. Teraz już zawitała chyba ta prawdziwa ponura jesień i przestawię się na dobre na bieganie, bo do tej pory był tylko max 1 bieg na tydzień, ale spodobało mi się to, no i za każdym razem poprawiam swoje czasy, więc chętnie wychodzę się przebiec :P
birdas
| 19:54 poniedziałek, 17 listopada 2014 | linkuj Pewnie żona to przeczyta więc muszę być nieco "miły" ? - na głowie jej nie mam bo jest zaradna i dość życiowa, tolerancyjna i wspaniała ;) ... jedynie bardzo martwi się o mnie i w połączeniu z moją głupotą jej tolerancyjność dość mocno spadła. Z kolei prac/etatów mam ze cztery ... i dzieci sztuk dwa :) Tyle prac w naszym kraju trzeba mieć żeby związać koniec z końcem i tyle dzieci trzeba mieć żeby mieć szansę na emeryturę z ZUSu (żebraczą) ... chociaż i tak nikt z nas jej nie dożyje.
Tobie już dzisiaj brakuje chęci lub czasu bo na blogu nic nie piszesz ... a trenujesz bo na stravie pojawiają się wpisy. Wyjedziesz za granicę do pracy to nie licz, że będziesz miał czas lub siły na trening (jakikolwiek). Wrócisz zajechany fizycznie i bogatszy o 6k zł ... i bez wypoczynku zaczniesz kolejny rok studiów. Taka rzeczywistość ... :(
adhed
| 19:21 poniedziałek, 17 listopada 2014 | linkuj Mówisz prawdę, Ty masz na głowie żonę, pracę i dzieci, a i tak znajdowałeś czas na trenowanie i wyścigi. Ja sport uwielbiam tak jak i Wy i na pewno będzie mi towarzyszył przez całe życie, a z wyścigami to będzie różnie - zależy od czasu, chęci itd. Zresztą w kolarstwo warto patrzeć w perspektywie lat - jeździć, biegać, ćwiczyć trzeba systematycznie i zawsze będzie to procentować w przyszłości, kiedy np. przyjdzie jakaś ochota na regularne ściganie ;-) Na przykład myślę sobie czasami już o wakacjach i może pojechałbym do jakiejś pracy za granicę zobaczyć jak tam się żyje i zawsze to coś nowego. Wtedy startów by nie było, ale nie oznacza to, że bym nie biegał albo nie uprawiał innych sportów :-)
birdas
| 18:44 poniedziałek, 17 listopada 2014 | linkuj Widzisz Adaś, to zależy jaką rywalizację lubisz. Są tacy co żyją swoim życiem i jak im okoliczności, czas i chęci pozwolą to jadą maraton. Po maratonie wracają do swojej szarej rzeczywistości i tak do następnego razu. Ale są też tacy jak ja, którzy jadą maraton i zajmują 250 miejsce. Następnym razem chcą być 210, a jeszcze następnym 160. A jeśli nie miejsce to chociaż przed kimś innym np. Tobą, Arielem itd. Żeby to uzyskać to trzeba trenować. I tu wchodzi to całe poświęcenie, katorga, systematyczność, wyrzeczenie w każdej możliwej postaci i na każdym kroku kosztem rodziny, czasu, zdrowia i pieniędzy.
Przerabiałem to w przeszłości już dwa razy, kiedy dla swojego hobby poświęcałem 100% czasu i wszystko inne się nie liczyło (zgadnie ktoś co to było ? ;) ).
W Twoim przypadku wkrótce poznasz uroki życia studenckiego i z biegiem czasu będzie już tylko gorzej z tym o czym wspomniałem powyżej ;) Po studiach jak "zdobędziesz" wyrozumiałą żonę i nie trafi Ci się od razu dzieciątko to znów będzie łatwiej jak odpowiednio pokierujesz swoim losem (tzn. postawisz na swoim). ;)
Wbrew pozorom ja jako pierwszy rezygnuję w tym momencie z maratonów, ale za kilka lat być może jako jedyny do nich wrócę i przy nich pozostanę (z naszej ekipy ścigającej się w minionym roku).
Na razie będę kibicował Bartkowi bo widzę, że niezmiennie i poważnie podchodzi do tematu, czego też mu zazdroszczę ... ale jest jak jest.
adhed
| 16:54 poniedziałek, 17 listopada 2014 | linkuj Chyba wiem o kim mówisz. Ogólnie sporo osób przesiada się na enduro, które rozwija się coraz lepiej, bo to na pewno fajna zabawa i kiedyś jak będę miał więcej kasy na rower, to też bym taki z chęcią zakupił ;-) Ja z wyścigami praktycznie dopiero zacząłem i mnie to wciąga, ale też bez jakiejś tam spiny, że muszę jechać każdy wyścig, ale póki co uwielbiam taką rywalizację. W przyszłym roku na pewno też pojadę mniej wyścigów niż w tym, bo nie wiadomo jak będzie z czasem, chęciami, bo inaczej to wygląda jak można rower doglądnąć u siebie na podwórku, a inaczej jak teraz mieszkam z kumplami i np. czyścić rower po maratonie będę mógł chyba tylko pod myjką ;)
birdas
| 16:08 poniedziałek, 17 listopada 2014 | linkuj Dzięki. Z tym basenem to jedyna alternatywa. Na razie musi wystarczyć. ;)
Do zobaczenia na rowerku w przyszłym roku - przysyłaj na PW info o wszystkich planowanych przez Was wycieczkach. Z myślą o Was jeden z rowerów przerobię na stałe na slicki - na razie będzie musiał wystarczyć ... a szosa to będzie tylko kwestia czasu.
Myślę, że też od czasu do czasu może padnie jakaś propozycja wyjazdu ze strony mojego kolegi Grzesia (on i jego koledzy porzucili maratony MTB na rzecz enduro), ale jeszcze na szosie rozprostowują nogi. W czerwcu mi pisał, że zaliczyli Cerną Horę (bez względu co to i gdzie to jest ;) ). Wyszło im 128 km i 2340 m. w pionie. Pewnie w tego typu "jazdach" będą uczestniczyć też inne osoby co w tym roku porzuciły maratony na rzecz "wycieczek" ... a będzie to między innymi zwycięzca OPEN jednego z maratonów na MEGA z minionego sezonu. Ja się na razie (a tym bardziej bez szosy) na takie wyjazdy nie nadam (chyba, że się trafi ktoś mojego pokroju), ale Ty lub Marcin moglibyście pojechać. :)
Mountventoux
| 14:23 poniedziałek, 17 listopada 2014 | linkuj Marcinie twardy z Ciebie gość. Trzymaj fason a wszystko będzie grało. A z tym basenem to fajna alternatywa dla roweru. Zdrowia tego najmocniej trzeba Ci życzyć!
birdas
| 09:27 poniedziałek, 17 listopada 2014 | linkuj Ha ... ja też ... daję radę nie ma co :))
Jestem też już w połowie oglądania filmu o którym wspomniałeś :)
sufa
| 09:23 poniedziałek, 17 listopada 2014 | linkuj Jestem z Ciebie dómjen :)
birdas
| 09:00 poniedziałek, 17 listopada 2014 | linkuj Dzięki. Od dzisiaj już wystartowałem ponownie z basenem i za tydzień powinienen być już w takiej dyspozycji jak ostatnio kiedy ponownie sobie krzywdę zrobiłem ;)
Ra1984
| 15:27 niedziela, 16 listopada 2014 | linkuj Zdrowia życzę !!!, i cierpliwości, sam miałem zapalenie kaletek stawów barkowych, kazali pracę zmieniać, na rehabilitację chodzić, a skończyłem na machaniu hantelkami i do dziś spokój (wzmocnienie mięśni to podstawa - ale małymi krokami) , po za tym że tylko strzela mi jak z AK47 w barkach to żyję :P
birdas
| 09:55 sobota, 15 listopada 2014 | linkuj Tak Adam. Wystarczy przyjąć jedno kryterium: nie robię generalki i już następuje znaczna korekta całego procesu przygotowań i poświęceń. Wtedy zaczynasz jeździć (nie trenować) i wtedy jeśli już startujesz to bez napinki, a dla satysfakcji.
Liczę na Pawła i na kilka fajnych wycieczek w okolicach Przełęczy Okraj, liczę na Bartka lub Ciebie i kolejne spotkania na "Świeradowskich" singlach. Liczę, że znajdę towarzysza wycieczki do Spindlerowego Młyna. Na pewno będę zainteresowany kierunkiem Karpacz-Kowary-Janowice Wielkie bo to dla mnie jakby nowość.
adhed
| 21:16 piątek, 14 listopada 2014 | linkuj Tak robi bardzo dużo ludzi i to jest normalne podejście do tego roweru :-) Z tego co zauważyłem, to jest dużo osób, które kiedyś miały jakąś zajawkę na te ligi, ściganie się w każdym wyścigu z cyklu, generalki itd. Jednak z czasem ludzi to nudzi albo inaczej - nie widzą sensu jeżdżenia wszystkiego i układania takich planów treningów/startów i zaczynają jeździć tak jak Ty to opisujesz albo podobnie.

Mieszkając blisko gór można robić świetne treningi bez żadnego planu, z wielką radochą, rozwijać się sportowo i cieszyć się z tej jazdy. A startować można tam, gdzie naprawdę warto - gdzie jest fajna trasa, pogoda do tego zachęca i sam czujesz się na siłach.

To, że teraz się tak zadeklarowałeś, że nie startujesz, to nie ma co się załamywać. Teraz tak jakby zrzuciłeś z siebie "presję" że coś musisz - jeździć na tym chomiku, którego chyba nie lubisz itd. Wyzdrowiejesz, to spokojnie wrócisz sobie do roweru, bo przecież go lubisz, a jak będzie Ci się kiedyś chciało pościgać, to się pościgasz. Bez żadnej spiny przed, ale z zaangażowaniem, bo po to się startuje, żeby dać z siebie wszystko na tym wyścigu :-)
birdas
| 20:39 piątek, 14 listopada 2014 | linkuj Jak już się wykuruję to po Nowym Roku jakieś "chomiki" będą się pojawiały żeby utrzymać wagę w ryzach. Nie mogę biegać, jeździć na nartach, ujemnych temperatur też będę unikał z uwagi na doświadczenia z zatokami więc zostaje basen i chomik. Będzie jedno i drugie, aby pojawiała się jakaś różnorodność. Ale nie będą to jazdy w strefach tętna, interwały czy inne tego typu wynalazki. ;)
birdas
| 20:29 piątek, 14 listopada 2014 | linkuj Realizowałem jakiś plan, założenia taktyczne i inne "dziwne" rzeczy - powiedzmy szczerze: zmuszając się do nich.
Nawet poprzez forum Grabkowe uzdrawiałem (bezskutecznie) świat. Poświęcałem się, żeby jechać kilkaset km na maraton i stojąc w sektorze w ulewnym deszczu lub brnąc w bryi po kolana mówiłem sam do siebie: "co ja tu robię ?". Później ten cały sajgon żeby doprowadzić siebie i rower do stanu użyteczności. Ty i każdy inny ma to samo: nikt nie lubi chomika, nikt nie lubi syfu na maratonach (jedynie Bartek go trochę toleruje ;) ), nikomu nie sprawia przyjemność gibanie >300 km do Poznania (w jedną stronę) żeby pojeździć po polach mając dookoła siebie piękne góry bez względu w którą stronę ruszysz. Pomijam już cały ten aspekt związany ze świadczeniami dla zawodnika bądź co bądź za niemałe pieniądze i ogólnie przyjętą byle jakość naszej Ligi nastawioną na $$$. Teraz jeszcze mój stan zdrowia poddaje to pod dodatkową wątpliwość lub sens. Zaznaczę jeszcze raz: uwielbiam rywalizację i będzie mi jej brakowało, ale wierzę, że mogę to wszystko pogodzić w inny sposób. Może za kilka miesięcy lub rok mi się odwidzi ... i wrócę do systematycznych treningów i startów. Nie wiem ... .
Mój głód rywalizacji przeniesie się na segmenty na stravie, ewentualnie na jakieś wspólne wycieczki w gronie znajomych lub po prostu jako porównanie jakiś tam czasów na danych trasach względem mojej przeszłości. Ale liczę, że w większości będzie to radość z jazdy, pokonywania swoich słabości, osiągania innych celów.
Nie odrzucam też startów typu: uphill na śnieżkę, czasówka na Rozdroże Izerskie, może Memoriał Jurka Zawadzkiego, jakaś czasówka na Okraj. Ale to na zasadzie podejścia z marszu - czyli mam chęć, czas, pogoda jest ok to jadę ... a nie na zasadzie "bo muszę". Ot takie nieco inne spojrzenie na to samo.
birdas
| 20:29 piątek, 14 listopada 2014 | linkuj Emi żeby coś wyszło ze wspólnej jazdy to muszę o niej wcześniej wiedzieć (oczywiście na razie analizujemy Karkonosze). A jak do tej pory było to sama wiesz ... ;)

Z MTB i ekipą szosowców to rozumiem, że to taka przenośnia uwzględniająca aktualną moc i zakładając kilka lat treningów w terenie. A i to byłoby za mało bo mam kolegę co zawsze dojeżdżał w ok. 40 miejsca OPEN na Mega, zjeżdża na poziomie kosmicznym (w dół chyba nikt go nie wyprzedzał) i raz wystartował w zawodach szosowych (w Klasyku Karkonoskim) i miał na PRO wyższą prędkość średnią niż Mateusz na FUN.
Oczywiście, że chłopaki na szosie jeżdżą mocno, ale różnorodność ich składu też jest spora. Zawsze się ktoś znajdzie na nieco niższym poziomie do którego mógłbym dobić lub po prostu zaczekają na mnie. Jestem tego pewien bez dwóch zdań. :) A nawet jeśli trafię się im w dniu w którym nagle wszyscy pragną wrócić do domu z samymi KOMami to wystarczy powiedzieć: "kolego jedziesz z nami tak długo jak długo będziesz w stanie utrzymać się na kole". Naprawdę jestem daleki od szukania sobie w tym momencie tego typu problemów.
Nie chodzi mi o obniżenie swojego poziomu, a wręcz odwrotnie (w miarę możliwości). Od lat mnie mnóstwo rzeczy wkurzało w maratonach, ale je tolerowałem chcąc uzyskiwać jak najlepsze wyniki - głód rywalizacji był mocniejszy niż te wszystkie przeciwności. Katowałem się w zimie na chomiku wyklinając każdą sekundę na nim spędzoną.
zorro
| 17:22 piątek, 14 listopada 2014 | linkuj Marcin, uważaj na życzenia. Kowary-Lubawka co trening jadą mocno jak my na maratonie. Gdyby Paweł, Marcin lub Mateusz zaczęli jeździć mtb to mają na oko 40 miejsce Open na każdym maratonie lub jeszcze lepiej. Jak dla mnie to byłaby przesiadka na mocniejsze treningi, a nie słabsze.
Lea | 16:35 piątek, 14 listopada 2014 | linkuj I mam nadzieję, że z "ekipą" świdnicką też zechcesz czasem gdzieś się bujnąć ;-)
Polecam się na przyszłość.
birdas
| 13:17 piątek, 14 listopada 2014 | linkuj Dzięki wszystkim za wpisy i za różne punkty widzenia.
Raczej zostanę przy wariancie w, którym rower będzie się kojarzył z "mega frajdą, przyjemnością, beztroską, wolnością i wiatrem we włosach" - cytat z dzisiejszego maila mojego kolegi.
Nie wykluczone, że stanę się posiadaczem szosy (może nie od razu, ale mam slicki ;) ) i bliższym kolegą ekipy kowarsko-lubawkowej :)
sufa
| 22:14 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj Lea, linkowałem film w kontekście tego, iż zbyt często zdarzają się nam (nie tylko wszak kolarzystom, lecz nam - współczesnym, żyjącym w wygodnych zakątkach świata) zachłyśnięcia się własnymi wyczynami.
Na ten przykład, wracając na nasze podwórko, przejedziemy jakieś Trophy cycóś podobnego i chodzimy w glorii bohaterów... a tak naprawdę, w porównaniu z tym, co zrobił Klemens, to są jakieś mało znaczące popierdółki. Skala.
I to nei tak, że On nie miał wyjścia. Mógł zostać, jak tysiące mu podobnych.

A co do kontuzji i sobie z nimi radzenia... no oczywiście, że rozsądek nie jest moją najmocniejszą stroną. Ale za to ładnie tańczę :)
zorro
| 20:23 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj A tak nawiasem mówiąc, to już widzę jak jedziesz na maraton jako kibic/fotograf. Ale myślę, że taka decyzja pozwoli Ci ochłonąć i dzięki temu na spokojnie zaczniesz jeździć, bez spiny i pewnie spontanicznie wystartujesz gdzieś. Ja nie mam planu treningowego, bo nie lubię się zmuszać, jeśli wiem, że złotych gaci się nie wygra. A nawet złote gacie by mnie chyba nie zmobilizowały. Przyznam się, że sam mam/miałem (jeszcze nie wiem) zrezygnować z maratonów w przyszłym roku, więdząc ile czasu zabierają, bo mam inne, ważniejsze sprawy. Więc nic straconego.
adhed
| 18:15 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj Szkoda Marcin, wracaj jak najszybciej do zdrowia, bo to zawsze jest najważniejsze, a na starty przyjdzie jeszcze czas :-) Nie ma co się forsować, trzeba się do końca wyleczyć, na spokojnie później wrócić do sportu i będzie okej :-) Masz rodzinę, pracę i wszyscy potrzebują Cię zdrowego :)

Może też podchodzisz do tych startów zbyt na serio. To tylko zabawa, rozładowanie emocji i trzeba to robić dla przyjemności na naszym poziomie. Jak będziesz się lepiej czuł, to na spokojnie wróć sobie do roweru, a mieszkając przy takich terenach, to dobrze wiesz, że bez planu możesz dobrze budować formę i kiedyś może sobie wystartować jak poczujesz przypływ energii i chęci :-)

Powodzonka i zdrowia życzę!
Lea | 18:04 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj Sufa - nie oglądałam, ale zerknęłam o czym film niesie. I szczerze muszę przyznać, że porównywanie się do tak ekstremalnych przypadków również wydaje mi się co nieco śmieszne. Takie rzeczy się zdarzają, ludzie borykają się ze znacznie gorszymi kontuzjami i chorobami niż my, co moim zdaniem wcale nie znaczy, że mamy się stawiać na ich miejscu.
Uprawiając taki sport jaki zdecydowaliśmy się uprawiać musimy się liczyć z tym, że lekko nie będzie, że będzie boleć mniej lub bardziej. Że część dolegliwości raczej będzie się pogłębiać niźli słabnąć. Z tym się liczyć trzeba, co nie znaczy, że należy bagatelizować każde kolejne pojawiające się problemy.
Dla mnie groteskowe jest chuchanie na siebie miłośnika mtb podczas lekkiej gleby czy delikatnej kontuzji, ale absolutnie nie nazwałabym przesadą zachowania w tej sytuacji Marcina; zwłaszcza, że sam doskonale się przekonał co oznacza zbyt szybki powrót do intensywnych treningów.
Moje zdanie się nie zmieniło - jeśli możesz sobie na to pozwolić - wpierw WYLECZ SIĘ i dopiero wtedy myśl o tym by wrócić do starych nawyków treningowych. Jeniec z przytoczonego przez Ciebie filmu nie miał alternatywy. Niektórzy nie mają danego wyboru. Marcin ma. Więc jeśli może teraz poświęcić kilka miesięcy na doprowadzenie się do ładu pod okiem specjalisty to moim zdaniem byłby głupcem gdyby z tej możliwości nie skorzystał.

Przyznam szczerze, że szalenie cieszę się, że "spotkałam" kogoś z takim jak Twoje, Sufa, podejściem do tematu. Nie zgadzam się z nim ale szanuję; i podziwiam Cię za hart ducha.

Pozdrawiam.
I czekam Birdas na jak najszybsze wieści o powrocie do życia :-)
birdas
| 17:37 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj Dzięki. Wkrótce będą nowe wpisy świadczące, że wracam do życia ;)
Tomq74
| 15:35 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj Strasznie szkoda :( Jestem tego zdania co Bartek no ale faktycznie jesteś ambitny i wyszło jak wyszło.... Mimo wszystko mam nadzieje że od wiosny wszystko się zmieni na plus i zaczniesz śmigać delikatnie na mtb....a na chwilę obecną ZDROWIEJ...
sufa
| 14:25 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj No! I już lepiej brzmisz :)

Lea... jest taki film, co oryginalnie tytuł jego brzmi "So weit die Füße tragen". Film oparty na faktach, a nawet na faktach autentycznych. W kontekście tamtych wydarzeń, nasze chuchanie na siebie samych wygląda cokolwiek groteskowo...
Tak, wiem... to mocno subiektywne podejście do życia, a czasem nawet kontrowersyjne, ale nic na to nie poradzę :)
birdas
| 14:22 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj Podejście do tematu rozpoczęcia treningów wcześniej niż zdrowie (a teraz po fakcie to i logika) pozwala/podpowiada jest głupie. W Jacka przypadku się udało, w moim raczej nie.
Nie wyobrażam sobie w przyszłości powrotu do tych doświadczeń sprzed miesiąca i nawrotu do tego co mam teraz. Jeśli musiałbym odpuścić całkowicie maratony i rower żeby tego uniknąć to to zrobię na rzecz basenu. Ale może uda się mniej lub więcej z tego zachować. Na razie myślę o mniej, ale też wiem, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Rwa kulszowa to temat dość znany i popularny i myślę, że neurolog jest w stanie rozwiać część moich wątpliwości. Jeśli powie, że wzmocnienie tych wszystkich mięśni pleców, brzucha itp. rozwiąże problem to sprawa staje się jasna. Jeśli z kolei takich gwarancji nie da, a wręcz oznajmi, że to nie rozwiązuje problemu to dam sobie spokój.
lea
| 14:05 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj Czytam i czytam wypowiedzi Sufy i wciąż nie potrafię stwierdzić czy mnie przekonuje swoimi argumentami czy wręcz przeciwnie ;-) Bo rozumiem Jego stanowisko, ale jednocześnie nie umiem przyklasnąć podejściu do tematu w stylu: "pod koniec tego samego stycznia robiłem długie treningi na szosie. Bolało jak cholera, żarłem przeciwbóle garściami."

Ja myślę, że podchodzisz do problemu bardzo rozsądnie. Słuchaj siebie, słuchaj organizmu, słuchaj podpowiedzi lekarzy. Na rwę kulszową się nie umiera, ale zaniedbanie tego może przynieść bardzo przykre efekty w postaci stale nawracających zapaleń. Trochę tak jak jest z zapaleniem pęcherza moczowego - nie doleczysz i będzie Cię to atakować wciąż i wciąż.
birdas
| 13:57 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj Oj Jacku, Jacku ... . :) Zrobię na razie tak jak planowałem odnośnie najbliższego okresu czasu. Wkrótce basen, korekta wagi, jak uporam się w 100% z plecami to pomyślę nad chomikiem.
Najbliższy start za ok. 5 miesięcy, a to dużo czasu, wiele może się jeszcze wydarzyć lub wyjaśnić. Decyzję, jeśli żona pozwoli (a ona dba o moje zdrowie bardziej niż ja :) ) można zmienić nawet w przeddzień maratonu. Skonsultuję się też z lekarzami w tej kwestii jak oni widzą temat startów w tego typu imprezach. Za jakiś czas wszystko się wyjaśni ... samo. Dzięki za opinię :)
sufa
| 10:34 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj Nie potrafisz?
Ponoć uczymy się przez całe życie, wszystko więc przed Tobą.
Marcin, nie oszukuj się. Dom jest li tylko przenośnią... będzie Cię brała kurwica, że kumple tam są, a Ty gdzieś indziej.
To nie tylko sam ścig, to atmosfera, spotkanie z ludkami, uśmiechy i wszystko to, co Cię tam ciągnie.
Zamiast więc się oszukiwać się i - dość zawoalowanie - ale jednak użalać się nad losem, zacznij trenować... umiejętność odpuszczania i wyznaczania innych celów. Na ten przykład dobra zabawa także jest celem.
A może przede wszystkim.
Pamiętaj, że kontuzje dopadają nas wszystkich (czasem bardziej dokuczliwe, niż Twoja).
Nie robimy scen - walczymy z nimi.

Pamiętasz? W listopadzie, rok temu wyremontowali mi biodro. Zakazali przez pół roku nawet spoglądać na rower. Na początku stycznia wsiadłem na spinera, pod koniec tego samego stycznia robiłem długie treningi na szosie. Bolało jak cholera, żarłem przeciwbóle garściami.
Żyję.
Stary, szkoda czasu, na sceny... życie nie poczeka, dziś dbasz o kontuzje i chuchasz na nie, a może pojutrze potrąci Cię rozpędzony walec... hónołs.
birdas
| 10:19 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj Nie potrafię jechać rekreacyjnie w sytuacji kiedy jest to jakiś wyścig. Nawet nie potrafię tego zrobić na treningu, tylko ciągle widzę, że ktoś jedzie szybciej i podświadomie przyśpieszam. Więcej ... jak jadę sam to z cyferkami na liczniku też się ścigam.
W tym czasie co będziecie na maratonie to ja może sobie będę gdzieś tam w górach - wcale nie zakładam, że będę siedział w domu. Nie sądzę, żeby w jakiś znaczący sposób uległ pogorszeniu wynik czasu spędzonego na rowerze, przejechanych km czy przewyższenia. Po prostu muszę na razie odpuścić ściganie.
Odnośnie Synergii to nawet na końcu świata może warto wybudować filię ? ;)
Sektor faktycznie nie byłby problemem. Może nawet warto byłoby znów sprawdzić, czy ten cały system pomiaru działa prawidłowo i czy wie, kto i skąd powinien startować ;)
sufa
| 10:00 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj Ale... nie musisz jechać i się na maksa napinać. Lepiej chyba jechać sobie delikatnie, treningowo, rozruchowo, niźli siedzieć w domu, przyjmując postawę "pojechałbym na ekstra wynik, ale zdrowie mi nie pozwala". Wuluzuj, bez napinki, nie realizuj żadnych planów treningowych, nie planuj, nie analizuj szans, czasów, pulsów, mocy i czego tam jeszcze.
Po prostu baw się w turystę, jak wspominałem, lepsze to niż gryzienie palców domu.
No i nie rób scen :)
Gdybyś nie mieszkał na końcu świata, to oddałbym Cię w ręce ludzi, którzy raz dwa postawiliby Cię na nogi... no szkoda.

A sektor mam vipoowski, od zawsze przecież :)
birdas
| 09:45 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj No tak ... decyzje tak mają, a ja mam tak, że też mi trochę ciężko w to uwierzyć. Ale patrząc teraz jeszcze na to wszystko na świeżo (w chorobie) to nie mam aż takiej wyobraźni żeby sobie siebie wyobrazić jadącego maraton. Postaram się utrzymać jako taką formę, wagę, wzmocnić mięśnie stabilizujące ten kręgosłup, a w sezonie poobserwować jak to wszystko funkcjonuje i czy to ma sens w przyszłości ... może w kolejnym roku ? Nie odrzucam też kategorycznie jakiegoś startu np. w Świeradowie, Szklarskiej, Piechowicach w ramach testu ... gdyby było naprawdę dobrze.
Dobrze, że to jeszcze nie jest moment wejścia w M4 ... bo nadal o tej kategorii wiekowej myślę jako najmłodszy w niej startujący :)
Odnośnie sektora i widzenia się to ... też masz Jacku sektor 1 ? ;)
sufa
| 09:10 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj Niedobrze.
Ale cóż... decyzję mają tę przypadłość, że podlegają zmianom, modyfikacjom a nawet wyrzutom precz :)
No... to cieszę się, że Cię namówiłem. W kwietniu widzimy się w sektorze hyh
zorro
| 19:53 środa, 12 listopada 2014 | linkuj Ja jeszcze tkwię w szoku. Jak z niego wyjdę, to się wypowiem.
birdas
| 16:15 środa, 12 listopada 2014 | linkuj Kolana mają to do siebie, że raczej już zawsze będziesz je w mniejszym lub większym stopniu odczuwać. Może jedynie od czasu do czasu zaboli, może będzie puchnąć przy wysiłku, albo reagować na zmiany ciśnienia itp. Ja już miałem artroskopie na obu i ciągle mi w nich coś strzyka, pomijając brak więzadła krzyżowego w jednym z nich. :(
Ale oby było jak najlepiej.
Cele oczywiście jakieś będą - może coś związane z km, może z przewyższeniem, może jakieś szczyty, może coś innego.
Rezygnacja z maratonów ma jedną niepodważalną zaletę: odpadają bardzo duże koszty związane ze startem (dojazd, odżywki, opłaty startowe i przede wszystkim te związane z naprawami roweru po błotnym starcie). Aczkolwiek odżywki i części już kupiłem ... ale jakoś je spożytkuję w perspektywie dłuższego okresu czasu przy okazji dłuższych lub cięższych "wycieczek". :)
No nic - zobaczymy jak będzie i jak to wszystko się potoczy.
lea
| 15:56 środa, 12 listopada 2014 | linkuj Aaaa, dokładnie! Dlatego właśnie byłam przekonana, że podjęcie takiej decyzji sporo Cię kosztowało. Bo sama popełniłam niezłą gafę z tym kolanem. Nie poczekałam, nie doleczyłam i męczyłam się z nim przez kilka miesięcy, zamiast może tylko kilku tygodni. Mam nadzieję, że jest już po wszystkim, ale to się chyba okaże dopiero za jakiś czas, czy kontuzja rzeczywiście się wyleczyła czy tylko zapadła w sen jesienny...
Tak czy siak. Ze swojej strony mogę Ci zagwarantować, że "jazda" również potrafi przynosić nieziemską frajdę :-D A cele do realizowania się zawsze jakieś znajdą. To również gwarantuję!
birdas
| 15:34 środa, 12 listopada 2014 | linkuj Emi ja mam tak jak Ty i wielu innych. Jak tylko lepiej się poczuję to już chcę ... a później jest jak jest. A z Twoim kolanem jak było ? - wszyscy zalecali odpoczynek, a Ty szybciutko na rower. ;)
Twój blog miał bardzo duże znaczenie w kwestii mojej decyzji, bo o tyle o ile prawie wszyscy moi znajomi startują w maratonach i trenują pod nie, o tyle Twój blog rzuca inne światło na to hobby.
Może teraz bardziej będzie do mnie pasowało określenie "jeżdżę" niż "trenuję", ale to jeszcze czas pokaże. To nowa dla mnie sytuacja bo od zawsze startowałem w maratonach i nadal ciężko mi sobie wyobrazić, że tak nie będzie. Normalnie gdybym do startów podchodził z marszu to pewnie by nic z mojej decyzji nie było, ale że patrzę na to tylko i wyłącznie w kategoriach wcześniejszego przygotowania, to w sytuacji kiedy jego nie będzie to i starty raczej odpadną. Raczej ... ;)
Pewnie będę się ścigał i porównywał z przejazdami jakie zarejestrował mój garmin w ostatnich latach (głównie szosa). Może kilka KOMów na stravie zdobędę ... . ;)
Na razie mocno popracuję na basenie, korektę wagi i tak zrobię (nawet bez chomika). :)
Z neurologiem mam spotkanie 13 grudnia - wtedy dowiem się jak on to wszystko widzi.
Teraz też na jakąś wspólną wycieczkę w Karkonoszach będą o wiele większe szanse ... bo zawsze to maratony przeszkadzały ... . ;)
Dzięki Tobie i Bartkowi za życzenia zdrowia. :)
lea
| 14:21 środa, 12 listopada 2014 | linkuj Szit! Strasznie szkoda, że znów Cię to zaatakowało. Ale szczerze przyznam, że zaskoczona trochę byłam jak zobaczyłam, że tak szybko wracasz do treningów.
Przyklaskuję Twojej decyzji. Na pewno cholernie ciężko było Ci ją podjąć, ale jest też szalenie racjonalna i zdroworozsądkowa. Brawo!
Myślę, że bardzo ważne jest być decyzje o ewentualnych treningach/ćwiczeniach/jazdach konsultował ze swoim neurologiem (nie wiem czy zrobiłeś to ostatnio). Jestem przekonana, że posłuży Ci mądrą radą.
No i cóż mogę rzec? Trzymam kciuki byś jak najszybciej wrócił do zdrowia.
birdas
| 13:00 środa, 12 listopada 2014 | linkuj Ująłbym to tak: za szybko ale za to wyjątkowo ambitnie ... i pechowo ;)
Bartku będę uważnie obserwował Twoje przygotowania do sezonu ... . :)
barblasz
| 12:53 środa, 12 listopada 2014 | linkuj szkoda ;( , zdrowia Marcinie !!!
Moje zdanie jest takie że za szybko po kontuzji i jak zwykle za MOCNO !!!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa tbree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]