A może to dobrze, że tak wyszło ... [trenażer]
-
DST
48.00km
-
Czas
01:39
-
VAVG
29.09km/h
-
VMAX
48.01km/h
-
HRmax
164( 87%)
-
HRavg
142( 75%)
-
Kalorie 1520kcal
-
Sprzęt Elite
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po ostatnich dwóch dniach nie jeżdżenia kiedy byłem bardziej skupiony na odpoczynku w zaciszu domu (z whisky i Colą) przy kompie/TV, dzisiaj postanowiłem wrócić do codzienności. Dzisiaj to ten pierwszy dzień wolny od pracy, który przysługuje z tytułu narodzin dziecka. :)
Wczorajsze +9 stopni na dworze dało mi nadzieję, że dzisiaj wskoczę na rowerek i znów z garmina uda się zgrać jakiś profilek. No niestety za oknem w nocy troszkę śniegu spadło, temperatura -3 i już mogłem zapomnieć o treningu i przywitać się z trenażerem. Żeby nie było, że nie mam obowiązków itp. to z samego rana zawiozłem Olę do przedszkola, później do centrum miasta po odpis aktu urodzenia, do Skarbówki i do domu. Następnie na zakupy (byłem aż w dwóch sklepach) i po tym wszystkim mogłem pomyśleć o treningu. Wsiadłem ruszyłem i jechałem:
10 km - obciąż. 2: czas 17:19, śr. prędkość 34,67 km/h, kadencja: 93 rpm
10 km - obciąż. 3: czas 22:10, śr. prędkość 27,02 km/h, kadencja: 93 rpm
10 km - obciąż. 4: czas 24:59, śr. prędkość 24,03 km/h, kadencja: 97 rpm
pod koniec 3-ciej rundki już zaczęło się zaglądanie do pokoju z pytaniami:
- długo jeszcze ? Mówię, że nie.
Na początku 4-tej ... znów:
- długo jeszcze ? Wrrrrrr ... grzecznie odpowiadam:
- właśnie wjechałem na pętlę GIGA. Ale widzę po minie (żony - przypisał autor), że odpowiedź niewiele jej mówi więc pytam:
- chcesz wiedzieć ile czasu czy ile km ?
- ile czasu ... .
Mówię:
- nie wiem ... może 40 minut ? Ha, pomimo słuchawek na uszach, szumu opony usłyszałem jakby stęknięcie ze środka żony (pewnie to przeczyta więc wypada pozdrowić). Dokładnie takie samo stęknięcie jakie wydała nasza Ola w lipcu 2012 r. w Tunezji jak wyszła z cienia na słońce i uderzyło w nią jakieś 20 stopni więcej ciepła niż było do tej pory w cieniu (a zimno nie było). No nic - skojarzenia dobra rzecz, ale pora wrócić na ziemię. Jasne dla mnie się stało, że trzeba przyśpieszyć. Przy następnym razie jak się otworzą drzwi to już będzie trzeba zeskoczyć z trenażera, albo nastanie niemiła atmosfera spowodowana brakiem reakcji z mojej strony. No więc jadę i udaje się zrobić:
10 km - obciąż. 3: czas 22:32, śr. prędkość 26,60 km/h, kadencja: 92 rpm
i 5 km następnej rundki. W tym momencie jechałem już na obciążeniu 2 i prędkością powyżej 45 km/h. Już odliczałem metry do tego co się wydarzy jak zeskoczę na obciążenie "1". Czułem taką moc i tylko w myślach ogarniałem co się wydarzy: "zerwę łańcuch", "urwę koło" (da się urwać koło ?), "kurcze, a jak koło się ześliźnie ze stojaka i opona spadnie na panele to przy takiej prędkości obrotowej jaka wkrótce będzie to będzie dziura w panelach aż do wykładziny, która leży pod spodem i swąd palonego drewna". No niedobrze, ale znów się otwierają drzwi i słyszę:
- "kończ - przyszła położna" - Nieeee ... aż mnie walnęło jakby obuchem w głowę. Jak to przyszła ? - znów ? i to bez zapowiedzi ? (bywa u nas częściej niż ja, a przecież ja tu mieszkam ;) ).
Poszły "dziewczęta" do drugiego pokoju (i gruchają sobie do teraz), ja dokręciłem jeszcze 3 km i musiałem skończyć bo przecież "nie wypada". Końcówka treningu wyglądała tak:
8 km - obciąż. 2: czas 12:05, śr. prędkość 39,81 km/h, kadencja: 95 rpm
Suma sumarum: TRAGEDIA !! No ale nic ... znalazłem w tym wszystkim pozytyw: "nie zniszczyłem roweru, ani paneli" ... . :)
Kategoria Treningi, Trenażer