"A ja się pytam gdzie byli rodzice ?" - 2 klocki w pionie.
-
DST
73.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
04:27
-
VAVG
16.40km/h
-
VMAX
55.46km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
HRmax
178( 89%)
-
HRavg
149( 75%)
-
Kalorie 4800kcal
-
Podjazdy
2030m
-
Sprzęt Nowy
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj będzie trochę refleksyjnie, trochę ponarzekam na to jak ciężko mam w życiu i o tym kiedy się kończy przyjemność z jeżdżenia, a zaczyna walka o przetrwanie.
Dzisiaj po pracy (tak, tak - nie wszyscy mają wolne) pojechałem na trening. Dla jasności sprawy w pracy byłem od 8:00 do 10:15 i wówczas postanowiłem przestać się męczyć i zacząć wypoczywać podziwiając i zwiedzając nasze Karkonosze. :)
Plany były ambitne, ale zawsze takie są, a wychodzi normalnie. Dzisiaj nie wyszło normalnie tylko ... początkowo ambitnie, a skończyło się wegetacją i walką o jeszcze kawałek, kawałek i ... kawałek. Takie prymitywne zachowanie - wychodząc z domu wziąłbym w ciemno 1,5 klocka przewyższenia, a tu nagle mam 1650 m i co ? - wyszła chciwość zrobienia 2 klocków. Tak jakby 1,65 klocka było dużo gorsze (albo wręcz nie akceptowalne względem 2 klocków). :)
I teraz główne pytanie i zagadka: jak tu w takiej sytuacji mając do domu z góry, mając już wszystkiego dość, dostukać te 350 m ? - no jak ? - normalnie - gibając pod górę, byle gdzie, byle jak, byle do góry.
Ale od początku. Zacząłem ostro, kierunek Odrodzenie. Poszło nieźle, bez odpoczynku, postojów w dobrym tempie wyjechałem. Raczej lekko nie było, ale już troszkę cieszy bo to 15 km podjazdu (+5 km dojazdu po płaskim) i już pyknęło 850 m przewyższenia. Ale podjazd przyjemny nie jest. Na Odrodzeniu (uwzględniając pochmurny charakter dnia) było zimno i jeszcze bardziej ponuro. Pokręciłem się troszeczkę po Polskiej i Czeskiej stronie i zrobiłem kilka zdjęć:
Dalej chciałem pojechać na Szrenicę, a stamtąd zjechać w kierunku Szklarskiej Poręby. Kojarzyłem, że może nie być lekko bo w wielu miejscach po naszej stronie w Karkonoskim Parku Narodowym wjazd rowerem jest zakazany. Tak też było i tym razem:
Od powyższej tabliczki na Szrenicę było jeszcze 8 km więc wolałem nie ryzykować problemów z brakiem dokumentów i ewentualnego mandatu za złamanie zakazu. Od znaku pierwsza prosta byłaby do zrobienia z "buta" jak jest dalej nie wiem. Ale na przyszłość kierunek na Czechy i "Spindlerowy Młyn" jest jak najbardziej możliwy. Oni (Czesi) jakoś nie mają takich problemów. Z ich strony jest asfalt, auta jeżdżą gdzie i jak chcą. Pewnie gdyby droga na Szrenicę nie szła 10 metrów od granicy po naszej stronie tylko 10 metrów po czeskiej, to byłoby całkiem inaczej. No nic - trudno - droga jest po naszej stronie :( . Suma sumarum znów musiałem zjechać drogą co wjeżdżałem.
U dołu zjazdu hamulce piszczały niemiłosiernie. Nawet zaczęły wydawać jakieś dziwne dźwięki. Zatrzymałem się sprawdzić stan klocków i tak spędziłem kolejne 15 minut bo o ile wyjęcie klocka jakoś poszło, to rozgrzany prawie do czerwoności tak łatwo się z powrotem nie chciał włożyć. Nawet teraz po wystygnięciu już piszczą (a wcześniej nie piszczały) :(
Kolejny kierunek to 2 Mosty i zjazd. Ten sam co jechałem dwa dni temu. Też i tym razem bez hamowania, ale nie zjechałem do samego dołu bo zauważyłem to:
A już myślałem, że skoro tak sympatycznie się jedzie (na fullu) to w perspektywie czasu i lat jakby te kamienie się ugniotły i jest lepiej. Na szczęście chyba nie jest lepiej, a wrażenie z postępu to zasługa rowera.
No więc jakoś zjechałem, ponownie skacząc w końcówce przez betonowe przepusty w miejscu gdzie w lesie wylali asfalt. Po chwili dojechałem do początku drogi zwanej Petrovka (notujcie uważnie - gdybyście kiedyś trafili w Karkonosze to należy unikać nazw "Odrodzenie", "Petrovka" ;) ). A jeśli nie unikać, to nie łączyć tych lokalizacji w obrębie jednego treningu :)
A więc pertovka. Zadowolony jestem z odcinków które podjechałem. Trochę musiałem podejść, ale to raczej normalne. A już na pewno po zaliczeniu wcześniej "Odrodzenia" i "dwóch mostów". Dla osób co nie znają tego podjazdu to w minionym roku po raz pierwszy udało się Petrovkę włączyć do maratonu (w poprzednich latach też były takie próby, ale zawsze sezon lęgowy Orła Białego jakoś przeszkadzał). Wrażenia osób startujących były takie:
- "Na Petrovkę trzeba przygotować wygodne buty do pchania roweru"
- "Zajechałem się na petrovce"
- "Petrovka- tego zupełnie nie rozumiem. Nawet świetni bajkerzy, którzy mnie dublowali, co chwilę schodzili z rowerów, a generalnie podjazd pełen był wpychających rowery na górę nieszczęśników. Jaki wobec tego był sens wstawiania tego odcinka do maratonu. Chyba chodzi tu o wjeżdżanie a nie wchodzenie ?"
- "Petrovka tak w 30% podjechana. Wielki szacun dla tych, co podjechali"
- "[...] a propos tej Petrovki. Policzyłem, że jest 400 m w pionie na 2,5 km (śr. 16%). Szczerze to nigdy takiego długiego odcinka o tak dużym średnim nachyleniu nie jechałem ale tylko dla tej masakry wybieram się do Szklarskiej. Chcę to przeżyć na własnej skórze."
Fotka którą zrobiłem w trakcie podjazdu/podejścia:
U góry (przed zjazdem) wyglądałem całkiem, całkiem:
I teraz zjazd. I kolejna pieprzona męczarnia. Już rok temu ten wspaniały i jedyny zjazd był tak oceniony na maratonie:
- "niestety ale zjazd z Petrovki powoduje dużą niechęć do jazdy w tym maratonie."
- "zjazd jest po prostu niebezpieczny bo długi,a ciągle wymagający koncentracji"
- "na ostatnim bufecie należy poprosić o kawę w celu polepszenia koncentracji na ten zjazd"
- "auuu bolą mnie nadgarstki od użerania się z przepustami XXL na zjeździe z Petrovki czy tam - jak kto woli - podskakiwania na nich jak zając Poziomka"
- "[...] potem na dobicie skakanie przez przepusty [...]"
- "O przepustach - barykadach szkoda gadać, chyba najgorsze były te na zjeździe z Petrowki".
I teraz żeby była jasność sprawy pokażę jak to wygląda dzisiaj. Jedyny zjazd jaki jest z kultowej petrovki, w "rowerowej krainie" (jaką jest Jelenia Góra) wygląda tak:
Wysokość niektórych przepustów to ok. 20 cm. Nie rozumiem jaki jest cel zrypania tak wspaniałego zjazdu i to jedynego jaki jest. Takie przepusty są co 20 metrów. Jeśli zjazd ma ok. 4 km to ile jest takich przepustów ? Dzisiaj skakanie przez te rowy mnie najbardziej zmęczyło.
Czyli: podjazd na Odrodzenie - rzeźnia, zjazd ? - nie życzę nikomu. Podjazd pod Petrovkę - rzeźnia, zjazd - męczarnia. W tym momencie miałem wspomniane 1,65 klocka w pionie. Pozostałe 350 metrów wymęczyłem troszkę na pętli memoriału Jurka Zawadzkiego + podjazd "Lolobrygidą" w kierunku Szrenicy. Wjechałem aż na I stację i pyknąłem zjazd (pod zakazem) "Puchatkiem" do Szklarskiej. Dalej już z górki do Piechowic i po płaskim do Cieplic.
Teraz po fakcie jest już ok., ale z treningu to miłych wrażeń nie ma. Parametry są super (przewyższenie, kcal, czas jazdy itp.) ale radości nie ma. To był taki klasyczny trening na zasadzie zajechania się na maksa, przetrwania i wewnętrznego spokoju, że przygotowania do startu w Bielawie są realizowane w 100% - czyli mocne, górzyste treningi, takie jakich należy się spodziewać w sobotę.
Jutro na full'a zakładam owijki przeciw przebiciowe, opony NN 2,25 DD (przód-tył), w środę ostatni delikatniejszy trening (czyli pewnie klocek w pionie), a w czwartek lub piątek basen w celu regeneracji.
W sobotę start w Bielawie :)
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Treningi
komentarze