Czerwiec, 2013
Dystans całkowity: | 590.00 km (w terenie 204.00 km; 34.58%) |
Czas w ruchu: | 48:40 |
Średnia prędkość: | 12.12 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.16 km/h |
Suma podjazdów: | 9720 m |
Maks. tętno maksymalne: | 182 (91 %) |
Maks. tętno średnie: | 165 (83 %) |
Suma kalorii: | 32400 kcal |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 42.14 km i 3h 28m |
Więcej statystyk |
"Rozruszanie nogi"
-
DST
53.00km
-
Czas
02:07
-
VAVG
25.04km/h
-
VMAX
62.73km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
HRmax
164( 82%)
-
HRavg
142( 71%)
-
Kalorie 2430kcal
-
Podjazdy
650m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Noooo - powoli wygrzebuję się z bóli mięśni po Głuszycy. Rowerek doprowadzony do stanu używalności. Dzisiaj delikatniej w sensie przewyższeń aby nie zakwasić mięśni, ale prędkość treningu całkiem przyzwoita (jak na opony 26x2,25) i globalnie patrząc na stosunek dystans-przewyższenie.
Jutro pojadę coś bardziej po górkach bo to będzie ostatni trening przed sobotnim startem w Karpaczu.
Ciekawostka: dzisiejsza mapka z bikemap pokazuje 820 m przewyższenia podczas gdy ekranik nawigacji pokazał 650 m. Dziwne bo prawie zawsze sytuacja jest odwrotna - z mapy pokazywał mniej.
P.S.
Otrzymałem zamówione suplementy diety, które od jutro będę zażywał. ;)
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Treningi
Maraton - Głuszyca
-
DST
55.50km
-
Teren
55.50km
-
Czas
04:08
-
VAVG
13.43km/h
-
VMAX
63.16km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
HRmax
182( 91%)
-
HRavg
165( 83%)
-
Kalorie 4750kcal
-
Podjazdy
1550m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
No i po pierwszym maratonie w Głuszycy. Miał być pierwszy sukces, zwieńczenie 10 miesięcy odchudzania i treningów, a pozostało ROZCZAROWANIE. I to jest chyba najlepsze określenie zaistniałej sytuacji.
Trasa mocno błotnista (myślę, że potwierdzą to zdjęcia roweru na końcu wpisu, a w późniejszym czasie fotki z trasy), ciężka (organizator podawał ok. 55 km i 1700 m przewyższenia).
Przed startem osobiście poznałem Bartka (barblasz), którego bardzo serdecznie pozdrawiam i dziękuję, że pojechał MINI bo bym miał na 99% jedną pozycję w OPEN niżej na mecie. :)
Dzięki uprzejmości organizatora otrzymałem w piątek sektor 3-ci na start co mnie niezmiernie ucieszyło (po cichu liczyłem na jakikolwiek z wyjątkiem "7"). Bartek jechał z "2" i w moim mniemaniu była szansa, żeby spróbować na tym pierwszym podjeździe Barta dojść i coś porywalizować (tym bardziej, że Bartek obiecał spokojny start). Odstępy między sektorami były ok. 20 sekund więc Bartek na starcie miał nade mną przewagi może ok. 30 sekund. Nie wiem jak on jechał spokojnie, jak ja go goniłem i na rozjeździe dystansów (20 km) nie dogoniłem, a zajechałem się tak, ze na 21 km dostałem pierwszego skurczu łydki. Kilka km dalej już doświadczyłem skurczu w obu łydkach i obu udach/podudziach. Od 30 km to już była wegetacja. Każdy podjazd z "buta", jedynie na zjazdach próbowałem coś nadganiać. Każde naciśnięcie na pedał to potężny skurcz - raz tu, raz tam. Odpoczynek na drugim i trzecim bufecie umożliwił odzyskanie sił na ok. 1 km podjazdu ze średnim nachyleniem 5-8%, a później znów piesza wycieczka. Najgorzej, że nigdzie nie widziałem Bartka "łatającego dętkę" - bo innej możliwości na jego dogonienie to nie widziałem. Na mecie się okazało, że Bartek z uwagi na "niedyspozycję roweru" zjechał na MINI - pewnie u siebie na blogu precyzyniej opisze zaistniałą sytuację.
Suma sumarum jakoś po tym spływającym błocie w lesie i rozmokniętych polach dotarłem do mety w czasie: 4:08:45 co dało mi w:
- OPEN miejsce 147 (na 318) - to daje 46% stawki jadących zawodników
- Kategorii M3 miejsce 58 (na 121) - to daje 48% stawki jadących zawodników.
Na tym etapie jeszcze to można jakoś przełknąć, ale 343 pkt z tego maratonu (pewnie nastąpi spadek sektorowy) i strata do zwycięzcy OPEN i kategorii aż 1:18:18 to przepaść.
To kolejny maraton w którym okazało się, że na MEGA kategoria M3 rządzi (co raczej nie jest dla mnie dobrą wiadomością w perspektywie kolejnych startów).
Teraz za tydzień "rzeźniacki" Karpacz u Golonki (45 km, 1900 w pionie), który potraktuję tylko treningowo i będę chciał coś przetestować, ale o wynikach eksperymentu napiszę po fakcie (czyli za tydzień).
Fotki z maratonu (część autorstwa Tomektb, Elżbiety Cirockiej, bikelife):
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Maratony 2013
Rozgrzewka
-
DST
5.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
20:00
-
VAVG
0.25km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Kalorie 250kcal
-
Podjazdy
130m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozgrzewka przed maratonem w Głuszycy.
Kategoria Treningi
"Jak z jajkiem ..."
-
DST
50.00km
-
Czas
02:10
-
VAVG
23.08km/h
-
VMAX
61.24km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
HRmax
173( 87%)
-
HRavg
149( 75%)
-
Kalorie 2650kcal
-
Podjazdy
720m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj planowałem nieco mocniejszy trening, ale nie było "mocy". Prawdopodobnie organizm nie wypoczął po ostatniej poniedziałkowej jeździe. Coś tam popedałowałem, ale zrezygnuję z jutrzejszego treningu. W piątek również nie wsiadam na rower. Muszę porządnie odpocząć, zebrać siły, poczuć głód jazdy, znaleźć tę świeżość, która pozwala na jazdę na przyzwoitym poziomie nie męcząc zbyt mocno.
Tak więc następna jazda to sobotni maraton w Głuszycy.
Teraz trzeba na siebie uważać, patrzeć co się je, nie przemęczać się zbytnio, wyspać się z piątku na sobotę itp. itd - czyli obchodzić się jak z jajkiem. Wszystko po po to aby tym razem w sobotę ... ? - no co ? - zaspać ? ;)
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Treningi
Sprawdzian formy.
-
DST
45.00km
-
Czas
01:48
-
VAVG
25.00km/h
-
VMAX
52.13km/h
-
Temperatura
12.0°C
-
HRmax
178( 89%)
-
HRavg
156( 78%)
-
Kalorie 1960kcal
-
Podjazdy
590m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Powoli wylizuję się z "przygody" ostatnich dni. Nadal piję kropelki i połykam węgiel leczniczy. Brzuch boli, ale chyba już nie żołądek tylko raczej mięśnie brzucha po tym "samo oczyszczeniu" ;)
Dzisiaj wsiadłem już na rower bo jutro nie mogę, a w obliczu sobotniej Głuszycy to na ewentualny sprawdzian formy możliwości pozostało już niewiele. Najbardziej mnie interesowało jaką krzywdę spowodowała ta moja dolegliwość. Skoro w niecałe 3 dni zgubiłem z wagi 3 kg (aczkolwiek wczoraj z powrotem te 3 kg wróciły) to podejrzewałem (i nie tylko ja), że chyba jednak osłabienie organizmu musi być.
I dzisiejsza jazda (w mocnej mżawce) miała pokazać jak jest naprawdę. Przed wyjazdem podmieniłem oponki na te w których wystartuję w Głuszycy. Standardowa oponka ostatnich lat dla mojej byłej wagi (momentami >120 kg) i agresywnej jazdy, czyli Nobby Nic 26x2.25 DD. Oczywiście w tym sezonie jeszcze opaski antyprzebiciowe i jeśli w takiej konfiguracji trafi się "kapeć" to znaczy, że pora zmienić tę dyscyplinę sportu na inną. ;)
A więc odnośnie treningu. Nie były moim celem jakieś góry, ale sprawdzian siły i kondycji. Pogoda zniechęciła mnie do wyjazdów poza "posesję" więc wybór trasy był oczywisty: pętelki Piechowice-Piechowice Górne-Górzyniec-Piechowice. Pojawiała się ta trasa wielokrotnie wcześniej w moim wpisach. Jedno okrążenie ma 6,25 km, ok. 60 m przewyższenia i rekord życiowy z tego roku na pełnych 4-rech okrążeniach wynosi: 1:00:00. Czyli średnia łatwa do wyliczenia 25,00 km/h. Pamiętam, że jak zrobiłem ten wynik to jeszcze przez jakiś czas miałem odruch typu:
"jak będę chciał pobić ten wynik to się kilka razy poważnie nad tym zastanowię, czy aby na pewno chcę".
Dzisiaj oczywiście nie planowałem bić żadnych rekordów tylko pojechać mocno i zobaczyć jaką szkodę w organizmie w zakresie mikro i makro elementów sprawiało biegunka ostatnich dni. No i sprawdziłem ... czas 55:55. Ciekawe, prawda ?. Po 4-trech okrążeniach pojechałem jeszcze Michałowice w czasie 16:40 - czyli bardzo dobry wynik. Trening w pewnym momencie lekko przerodził się w wyścig - to tak informacyjnie żeby nie było, że jestem jakiś cyborg czy coś w tym guście. ;) Pojechałem na tyle mocno, że ochota, siła i mięśnie odmówiły chęci aby dalej kontynuować trening. Może gdybym nie czuł wody w butach i przylepionej koszulki do pleców w tej zimnicy to byłoby inaczej.
Odpowiedź na dręczące pytanie poznałem, rower przetestowany po zmianach no i pozostaje z drobnymi treningami w środę/czwartek wypatrywać zbliżającej się soboty. Może tym razem się uda stanąć chociaż na linii startowej sektora 7 (chociaż po cichu liczę, że wystartuję z nieco wcześniejszego - nawet z 6-stki będę zadowolony). Ale to pozostaje w gestii orga bo nie ukrywam, że wystosowałem w tym celu maila, ale też jestem świadom, że moja prośba jest raczej taka dziwna, nawet może nie dziwna, ale "dziwnie nie uzasadniona". Ładnie mi to Grześ napisał w mailu, myślę, że się nie obrazi jak zacytuję:
---
Dla Ciebie czy dla mnie - skoro wiem jak teraz trenujesz - logicznym i uzasadnionym byłoby przesunięcie Cię wyżej ale dla Grabka niekoniecznie bo na podstawie czego on ma Cię przypisać do wysokiego sektora ? - na podstawie Twojej subiektywnej oceny swojego poziomu ? :)))
---
I tyle w tym temacie ... .
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Treningi
Memoriał Zawadzkiego - nie wystartowałem :(
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ciężko w ogóle zacząć. Wpatruję się w ten głupi monitorek i myślę, co by tu napisać sensownego. Do startu jeszcze godzinka, a ja już jestem po. Niby wszystko było zaplanowane, przygotowane, ale debiut tego sezonu będzie musiał poczekać do Głuszycy (za tydzień).
Co się wydarzyło ? - wczoraj po południu zjadłem 3 ciepłe i 6 zimnych naleśników (z jakimiś tam przerwami), każdy z czymś innym (serek, dżemik, powidełka itp. itd.). Tak sobie namieszałem w brzuchu, że od 22:00 aż do 9:00 męczyłem się strasznie z bólu (zatrucie pokarmowe ?). Prawie w ogóle nie spałem, w brzuchu non stop coś się przelewało, napęczniał jakbym był w ciąży, a 3/4 powyższego czasu spędziłem w kibelku. Odwodniłem się (tylko między 5:00 a 9:00) ubyło mi 1,2 kg, a teraz powoli dochodzę do siebie. Dzisiaj cały dzień dietka i mam nadzieję, że jutro pojadę na jakiś trening. Nie pamiętam wcześniej u siebie takiej sytuacji, ale zakładam, że do jutra powinno jakoś mi przejść.
Mimo, że pogoda byle jaka, deszcz, zimno to chciałem coś powalczyć. Ale w takiej sytuacji w jakiej teraz jestem to bez sensu. Po nieprzespanej nocy, z problemami żołądkowymi, z wizją zatrzymywania się w krzakach co 10-15 minut to raczej nie start. Nawet nie jadę pokibicować bo problem cały czas jest ten sam.
No nic ... co się odwlecze to nie uciecze ... za 7 dni Głuszyca.
Kategoria Maratony 2013