Dojazd i powrót z miejsca startu do domu.
-
DST
8.00km
-
Czas
00:20
-
VAVG
24.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Kalorie 250kcal
-
Podjazdy
90m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak jak w tytule.
Kategoria Treningi
"Złoty widok" - epizod 1
-
DST
52.50km
-
Teren
48.00km
-
Czas
03:42
-
VAVG
14.19km/h
-
VMAX
54.40km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
HRmax
178( 90%)
-
HRavg
162( 82%)
-
Kalorie 3700kcal
-
Podjazdy
1660m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
BA to będzie pełna improwizacja - nawet nie analizowałem przebiegu tras i profilów (aczkolwiek zaimportowałem do garmina tracki).
Jest 8:30 - korzystając z chwili czasu postanowiłem zacząć pisać dzisiejszą relację. Zostałem sam z Martą (aktualnie śpi). Jeden rower w Piechowicach, drugi na dachu auta (wyniosłem go rano bo inaczej bym się ze wszystkim nie zabrał). Mocując go dostrzegłem przeciętą oponę.
Tym oto sposobem mam dwa rowery z pociętymi oponami.
Za ok. godzinę jadę do Piechowic odwieźć Martę) i później u rodziców będę zmieniał opony. Te pocięte to: Race King z przodu w starym rowerze i Nobby Nic z tyłu w nowym. W zaistniałej sytuacji chyba wykonam dziwną konfigurację opon w obu rowerach. Z braku czasu zajmę się oponami pociętymi.
W starym dołożę Nobby Nic 2.1 z przodu (do założonego Race Kinga 2.2 z tyłu), a w nowym jak zdążę czasowo to założę z tyłu pancernego Nobby Nic 2,25 DD i z przodu wymienię oponę specialized (wygląda jak semi-slick) na Rocket Rona 2.1. Nie mam w zasadzie większego wyboru w oponach więc odrzucając same pancerne warianty mam do dyspozycji to co powyżej.
Tyle tytułem wstępu ... .
Po jakimś czasie jestem znów w domu. Zacząłem od whisky ...
i teraz polecimy dalej.
Oponki zmieniłem tak jak napisałem. W obu rowerach. Po zakończeniu prac:
następnie krótki przejazd aby się upewnić, że wszystko jest ok.
Na tym teście to mi jeszcze mp3-ka padła więc start bez muzyczki.
O 12:00 start z Piechowic, chwilę przed startem dostrzegłem
Adama i Bartka. Zamieniliśmy ze sobą kilka zdań (tzn. z Adamem).
Trasa, która nas dzisiaj czekała wyglądała tak:
O 12:00 start i chłopaki odjechali. Ja spokojnie tak jak zaplanowałem. nie ma się co śpieszyć. Jadę swoje, normalnym tempem jak na treningu. Na szczycie Michałowic dojechałem do Adama (ojjjj ... nie wyglądał dobrze).
Wyprzedzam go. 500 metrów dalej przestrzeliłem skręt w prawo i w tym miejscu Adam mnie ponownie wyprzedził. Na zjazdach też lekko odpuszczałem bo jakość podłoża uzmysłowiła mi, że ten Race King 2.2 z tyłu to jednak jest chyba nieco zbyt delikatny wybór na takie zjazdy. Tu Adam odjeżdża i już go nie widziałem ... do czasu. Na 8-mym km jest - stoi na poboczu z łańcuchem w ręce.
Wyprzedzam go i już się nie widzimy. Bartek ? - inna liga więc nawet nie liczę, że moglibyśmy się gdzieś spotkać.
Jadę ... na razie jest ok. Nie żyłuję, nie kombinuję, pojawiają się trudniejsze sekcje to schodzę z roweru. W okolicach 12 km motor - kurde - czołówka z fun - zaraz będą znowu bluzgi bo jadą mistrzowie świata w kategorii "dziadków i kobiet w ciąży" i muszą mieć swobodny przejazd.
Przyspieszam ... wyjeżdżamy na szeroki szuter prowadzący od hotelu Las do Michałowic więc odpuszczam - tutaj mogą sobie szaleć. Chwile później wyprzedza mnie dwóch, później jeszcze kilku pojedyńczo. Dziwne - spodziewałem się peletonu, a tu pojedyńcze osoby. No nic jadę. Po 20 km już zacząłem się martwić, czy nie przestrzeliłem rozjazdu. Finalnie jest - na 28 km.
Na tym etapie już niestety podszczypywały mnie łydki. Jest źle. Na pocieszenie nie tylko ja mam początki skurczów. Jadę dalej i ciągle myślę, co to będzie w kolejnych dniach. Na trasie ciągle trudne odcinki. Zjazdy w dużym procencie butuję i podjazdy również. Staram się oszczędzić mięśnie. Ze trzy lub cztery razy uderzam kołem w kamień i zeskokiem z roweru ratuję się przed upadkiem. To bolesny cios dla mięśni.
Sumarycznie złapały mnie skurcze obu łydek i mięśni ud i podudzia. Ale nie na tyle mocno żeby teraz kulejąc chodzić po kolejne drinki i lód do kuchni.
Zobaczymy jutro jak wstanę.
Cały dystans przejechałem tylko i wyłącznie w trybie profilu patrząc ile jeszcze tych podjazdów. Nie było lekko.
Kilka fotek (Ela Cirocka + Kasia L + organizator):
Sumarycznie do mety dojechałem z czasem:
- 3:41:43 (M3-34 (61% stawki), w OPEN: 92 (65% stawki).
Straciłem do Bartka jedynie 6:30 i zrobiłem przewagę nad Adamem 18:14.
Na mecie Bartek nie wyglądał na takiego co etap przejechał bez wysiłku, natomiast mogę sobie wyobrazić, że Adam (podobnie jak ja teraz) myśli co tu zrobić żeby jutro w ogóle dojechać do mety. Jutro etap "ściana płaczu" może to już będzie koniec ... .
Dzisiaj finalnie wyszło prawie 200 m w przewyższeniu mniej i prawie 5 km w dystansie. Garmin przez całą trasę napieprzał "poza kursem". Ogólnie profil się pokrywał, ale nadal org profile robi "z ręki palcem po mapie" niż z realnego przejazdu trasy. Szkoda, że za takie pieniądze nie można zrobić tego porządnie.
Parametry z dzisiejszego przejazdu raczej przyzwoite.
Trzymajcie kciuki za jutro - jadę dalej na "starym" rowerze !!
Na koniec jeszcze przejazd na trasie naszej trójki - link.
Mapka:
Kategoria Maratony 2014
Test roweru przed pierwszym etapem.
-
DST
8.00km
-
Czas
00:19
-
VAVG
25.26km/h
-
VMAX
38.40km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
HRmax
147( 74%)
-
HRavg
129( 65%)
-
Kalorie 350kcal
-
Podjazdy
30m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nawet nie rozgrzewka bo przed etapówką to bez sensu. To był sprawdzian czy rower działa.
Kategoria Treningi
Ostatni trening przed Bike Adventure PRO
-
DST
58.00km
-
Czas
02:39
-
VAVG
21.89km/h
-
VMAX
60.40km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
162( 82%)
-
HRavg
133( 67%)
-
Kalorie 2750kcal
-
Podjazdy
1080m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj zrezygnowałem z lasów bo wsiadając na rower dostrzegłem rozerwaną z boku tylną oponę. Będę musiał znaleźć chwilkę czasu i ją podmienić przed etapówką. W starym rowerze mam Race Kingi i ich nie dam rady wymienić (brak czasu) więc na nich pojadę. Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie. Dzisiaj troszkę po górkach skoro to ostatni trening.
Mapka:
Kategoria Treningi
Praca + przejażdżka
-
DST
40.50km
-
Czas
01:39
-
VAVG
24.55km/h
-
VMAX
57.30km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Kalorie 1850kcal
-
Podjazdy
590m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po wczorajszej imprezce postanowiłem dzisiaj pojechać rowerem do pracy. Po pracy (wracając do domu) zboczyłem delikatnie z optymalnej trasy i zrobiłem mały trening. W końcu pierwszy w tym tygodniu
Mapka:
Kategoria Treningi
3 x "pętelka" przez Zachełmie
-
DST
65.00km
-
Czas
02:35
-
VAVG
25.16km/h
-
VMAX
42.70km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
HRmax
172( 87%)
-
HRavg
135( 68%)
-
Kalorie 3000kcal
-
Podjazdy
830m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pojechałem trzy okrążenia na trasie Cieplice-Podgórzyn-Przesieka-Zachełmie-Sobieszów-Cieplice. Zresztą widać ze śladu.
Takim dobrym, równym tempem. Ogólnie jestem zadowolony.
Zmierzyłem czasy tych przejazdów i wyszło:
Pierwsze okrążenie - czas: 49:10, Vśrednia: 24,9 km/h
Drugi okrążenie - czas: 49:14, Vśrednia: 24,9 km/h
Trzecie okrążenie - czas: 48:07, Vśrednia: 25,3 km/h
Aha - poprawiłem swojego KOM'a na zjeździe z Zachełmia
i trafił się jeszcze jeden z tego samego zjazdu ale nieco krótszy. Dalsze pobijanie tego czasu to już sobie odpuszczę, no chyba, że ktoś u dołu zatrzyma ruch. W tym pierwszym rekordowym zjeździe nie trafił się żaden samochód, ale ryzyko w kilku zakrętach jest zbyt duże gdyby jednak coś z dołu jechało.
W tym tygodniu spędziłem rekordową ilość 13 godzin na rowerze, robiąc 5 treningów, pokonując łącznie 280 km i przewyższenie 5150 m.
To najlepszy tydzień treningowy w tym roku, a martwiłem się, że mogę nie mieć czasu na rower.
Mapka:
Kategoria Treningi
3 x "Polana Czarownic".
-
DST
37.00km
-
Teren
17.00km
-
Czas
01:48
-
VAVG
20.56km/h
-
VMAX
44.64km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
HRmax
158( 80%)
-
Kalorie 2000kcal
-
Podjazdy
630m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Teoretycznie nic znaczącego. Dojazd z domu do pracy, później podmianka roweru u rodziców bo zaczęło padać i wolałem jechać na starym rowerze, który i tak jest umorusany w błocie. Dwa postoje pod mostem unikając deszczu i wymęczone trzy podjazdy na "Polanę Czarownic". Następnie zjazd do Piechowic, wizyta w knajpce na piwku(ach) i pizzy oraz powrót do domu.
Mapka:
Kategoria Treningi
"Trzy świnki" ... i głupek :(
-
DST
85.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
04:50
-
VAVG
17.59km/h
-
VMAX
55.30km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
175( 88%)
-
HRavg
146( 74%)
-
Kalorie 4250kcal
-
Podjazdy
2040m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trzy świnki" to takie kamyki, a głupek to ja. Czterdziestka na karku, dwa fakultety skończone a ja zapier*** ... po jakiś jagodzinach ... ale do tego dojdziemy.
Wyjechałem chwilę po 10:00 z zamiarem przejechania ok. 100 km i zrobienia przewyższenia ok. 2k. Start z Piechowic kierunek na Polanę Czarownic, powrót do drogi na Rozdroże, lekki zjazd, znów podjazd i finalnie jestem na Rozdrożu.
Jest ok - jadę dalej: kierunek Kopalnia Stanisław. Wjechałem całą trasę bez podpórki (mam głównie na myśli podjazd na sine skałki). Wszystko ok - kilka fotek na samej Kopalni:
Następnie zjazd do Jakuszyc i podkusiła mnie jedna z dróg - szutrowa, mocno zarośnięta i kamienista. Jadę ale w pewnym momencie droga nawróciła i znów wylądowałem w Jakuszycach przy samej granicy. No nic - miałem wyjście awaryjne więc przekraczam granicę i 500 m. za nią jest asfalt pnący się mocno do góry. Super - dzisiaj miało być dużo do góry ... .
Jadę - sprawdzę co jest dalej w miejscu jak się on (czyli asfalt) kończy. No więc pedałuję. Na samym szczycie zaczyna się droga szutrowa, która szybko się kończy i co ? - i nic - dookoła jagodziny i kosodrzewina.
W tym miejscu wyglądało to tak:
Po zrobieniu tej prostej widok na kierunek skąd przyszedłem:
I kolejna prosta:
Oczywiście co 50 metrów stoją też słupki graniczne. Myślę (chociaż to chyba określenie mocno na wyrost ) idę dalej - wzdłuż słupków. Mijam jeden, drugi, dziesiąty, pięćdziesiąty i zaczynam się wkurzać. Z jednej strony mogę tak iść w nieskończoność (a może zaraz mnie jakaś ekipa z KPNu zwinie ?), z drugiej strony jak pomyślę ile już przeszedłem to aż mnie wzdryga na samą myśl powrotu.
A oczywiście nawierzchnia (heheh - nawierzchnia jest widoczna na zdjęciach) taka, że z buta się ciśnie w jedną jak i w drugą stronę. Nie ma możliwości żeby jechać. No i tak sobie prowadzę rower myśląc co dalej ? W pewnym momencie doszedłem do bagna.
Jakoś je obszedłem mocząc sobie buty i stopy, ale dramatu nie ma - oby nie trzeba było tędy wracać. No i idę. Kolejnych kilkadziesiąt słupków i zaczynam mocno się wkurzać.
Miałem jeździć, trenować, a nie biegać z rowerem po zboczach zarośniętych jagodzinami i kosodrzewiną. W jednym miejscu jestem już zdecydowany wracać ... ale znów na samą myśl ile przeszedłem to myślę: ostatnia prosta i jak nie zobaczę na horyzoncie czegoś dającego nadzieję to wracam.
Ta prosta wyglądała tak:
U jej końca fotka w drugą stronę:
No i na końcu drogi dostrzegłem w tle jakieś schronisko. No więc gibam dalej. Doszedłem na szczyt góry i widzę, że jeszcze tylko mnie czeka zejście w dół (na samym dole oczywiście kolejna przeprawa przez bagno) i wejście zboczem do góry. No i sobie wszedłem.
Po wejściu na kolejną górę zrobiłem zdjęcie skąd przyszedłem (to ta przecinka wśród kosodrzewiny) :
I lekkie zbliżenie (widzicie te białe słupki graniczne ? ). U dołu ten fragment polany to oczywiście kolejne bagno, które musiałem przebyć:
Wychodzę wreszcie z kosodrzewiny na drogę (z rowerem pod pachą), ludzie się na mnie patrzą jak na jakiegoś debila. Ja w zasadzie jestem szczęśliwy bo wylądowałem na utwardzonej drodze (z buta zrobiłem 5 km).
Ale nic - dochodzę do schroniska pytam:
- gdzie ja jestem ... ?
- odpowiedź: Szrenica.
Eeeeee ... no nic - kilka fotek krajobrazowych:
i rowerek:
następnie zahaczyłem obok o wspomniane w tytule "trzy świnki":
i zjazd rowerem przez Halę Szrenicką do wodospadu Kamieńczyk i w kierunku domu. Oczywiście zjazd ze Szrenicy w tempie żółwia ze względu na ludzi, nawierzchnię i nachylenie.
Przy okazji mam już oba zestawy gumek hamulcowych do wymiany bo je ścięło na tym zjeździe do zera. Po Wałbrzychu miały być wymienione ale chciałem je jeszcze trochę "doeksploatować" i tak je "ekploatowałem", że niewiele brakowało i bym ze Szrenicy schodził na nogach.
Na koniec po zjeździe do Piechowic zebrałem się jeszcze w sobie i zrobiłem podjazd pod Michałowice, delikatny pod Pakoszów i raz jeszcze Górzyniec.
Ogólnie wymęczyłem te 2k w pionie, w dystansie niestety nie dobiłem do tych 100 km przez sporą stratę czasową związaną ze spacerowaniem wśród jagodzin (jagód brak - jakby kogoś to interesowało ). Dzisiaj to była taka symulacja przeciętnego etapu BA ... zobaczymy jak będzie z formą jutro, aczkolwiek ma padać więc też nie wiem czy coś wyjdzie z planowanej przejażdżki.
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie:
Navime.pl + mapka:
Kategoria Treningi
Zmęczony ... .
-
DST
34.00km
-
Teren
7.00km
-
Czas
01:28
-
VAVG
23.18km/h
-
VMAX
58.60km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
156( 79%)
-
HRavg
131( 66%)
-
Kalorie 1600kcal
-
Podjazdy
550m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj bez sił. Tętno bardzo niskie, ale patrząc przez pryzmat pozytywów to: spaliłem trochę kcal i pobyłem na świeżym powietrzu.
Myślałem sobie dzisiaj (podczas pedałowania): czy gdybym jechał w tym momencie jakiś etap BA to czy byłaby szansa na ukończenie etapu ? - stwierdziłem, że raczej nie.
A nawet jeśli, to co z kolejnym dniem ? Uhhhh ... będzie się działo.
Mapka:
Kategoria Treningi
2 x rower = 4 x Polana Czarownic + okolice domu
-
DST
58.00km
-
Teren
22.00km
-
Czas
02:35
-
VAVG
22.45km/h
-
VMAX
58.00km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
HRmax
165( 83%)
-
HRavg
144( 73%)
-
Kalorie 2700kcal
-
Podjazdy
1110m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na dzisiaj miałem w planach jakiś tam trening po pracy, a wieczorkiem basen. Trening po pracy zrobiłem na tyle na ile mi czas pozwalał (80 minut) więc jego intensywność jest "dość" konkretna. Z basenu mi się wszyscy wykruszyli, a samemu iść mi się nie chciało, więc po 20:00 jeszcze raz wyskoczyłem na rower.
Do południa na "starym", wieczorem na "nowym".
Mapka:
Kategoria Treningi