Brak weny ....
-
DST
41.00km
-
Teren
9.00km
-
Czas
01:54
-
VAVG
21.58km/h
-
VMAX
44.40km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
HRmax
162( 82%)
-
HRavg
133( 67%)
-
Kalorie 1800kcal
-
Podjazdy
440m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Takie nic. Nie chciało mi się jeździć więc nazwijmy to testem roweru po ostatnim maratonie (chyba działa). Ostatnimi dniami jestem mocno zabiegany i staram się wyjść na prostą żeby się ze wszystkim wyrobić więc dzisiaj bez filozofowania. 
Mam nadzieję, że się jakoś do soboty w sobie zbiorę ... .
Mapka:
Kategoria Treningi
Memoriał Jurka Zawadzkiego
-
DST
28.50km
-
Teren
28.50km
-
Czas
01:30
-
VAVG
19.00km/h
-
VMAX
46.70km/h
-
Temperatura
3.0°C
-
HRmax
176( 89%)
-
HRavg
167( 84%)
-
Kalorie 1600kcal
-
Podjazdy
710m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przybyłem na miejsce startu (z żoną) chwilkę przed 11:00. W między czasie dostałem info, że Bartka jednak nie będzie.
Szkoda, chociaż z drugiej strony miałem nadzieję na powalczenie z nim to jednak wiem, że nie byłoby żadnych szans. Ale spotkanie i zamiana kilku słów zawsze są miłe i z tego miejsca serdecznie pozdrawiam.
Przyjechał za to Adam (którego miałem okazję poznać osobiście) i po problemach z trafieniem na miejsce startu Ariel. Pierwsze wrażenie to dlaczego tu tak zimno, mokro i mgliście ?
Kilka fotek sprzed startu:


Ogólnie mimo, że było syfiarsko to byłem zadowolony. A czym bardziej niezadowolony był Ariel tym bardziej ja byłem szczęśliwy z zaistniałej sytuacji.
Pewnie gdyby Ariel się położył i się rozpłakał to ja bym obok leżał i piał z zachwytu. 
Nic ... taka mentalność.
W okolicach 11:30 wyjechałem na rozgrzewkę i dopiero o 11:57 dojechałem na miejsce startu gdzie już byli Ariel i Adam. Staliśmy wszyscy razem koło siebie. Punktualnie o 12:00 start. Można ? - można.
Zanim rozwinę dalszą sytuację to: wystartowało (podobno) 58 zawodników.
A więc start. Pierwsze 100 m i pierwsze gleby ale jakoś je ominąłem. Od razu sobie pomyślałem, czy Ariel i Adam nie utknęli.
Jadę dalej, po 300 metrach wyjazd na drogę szutrową. Pierwszy podjazd i już załapałem jakąś niemiłą zadyszkę.
Lecę dalej, teraz odcinek 5 km płaskiego gdzie próbuję unormować oddech ... póki Adam i Ariel mnie nie wyprzedzają to nie ma potrzeby na jakieś drastyczne ruchy. Na 2 km żona robi fotkę:
gdzie z tyłu już (w biało-czerwonym stroju) widać Ariela.
I jeszcze jedna:
Na kolejnym km Ariel mnie wyprzedza, przez jakiś czas próbuję utrzymać mu się na kole, ale zarówno tempo jazdy jak i walące błoto po oczach zniechęca mnie do tego i odpuszczam. Trudno - może złapie kapcia.
Kolejny km i Adam mnie wyprzedza i też odjeżdża. Kurde - jest źle.
3 km trasy i wcale nie czuję żebym jechał wolno, ale wszyscy dookoła robią co chcą. Na 5-tym km pierwszy podjazd, który w momencie gdy robi się stromy i techniczny to zeskakuję z roweru i zaczynam prowadzić. W tym miejscu widzę Adama. Odzyskałem nadzieję.
Wszyscy jadą, ja prowadzę. Momentami jeszcze Adam zaczyna podprowadzać, ale jesteśmy chyba/prawie jedyni, którzy nie jadą. W miejscach większego wypłaszczenia próbuję jechać, ale nie jest lekko - koło często się uślizguje na kamieniach i co kilka metrów na drewnianych belkach. Zaplanowałem sobie ciśnięcie z buta w tempie osób jadących i na pierwszym okrążeniu jeszcze mi się udaje.
Pierwszy podjazd i zjazd. Adam cały czas koło mnie.
Zjazd krótki, kamienisty raczej bez szans na jakiekolwiek odrobienie straty, ale o dziwo przeskakuję 4 pozycje (wśród kolarzy, których nie było widać na "horyzoncie"). Koniec zjazdu i drugi podjazd - tym razem szeroki, twardy szuter, który doskonale sprawdza przygotowanie wytrzymałościowe. Natychmiast wyskakuje mi zza pleców Adam (też nadrobił te same pozycje na zjeździe) i już wiedziałem, że nie będzie lekko. Chowam okulary do kieszonki bo są całkowicie zbędne - nic nie widać. Przeskakuję mu na koło i wiem jedno: odjedzie mi to będzie koniec i ... emerytura. Od razy sobie pomyślałem o brydżu sportowym lub wędkarstwie w przyszłym sezonie. 
Jadę za Adamem, doskakuje do nas dwóch zawodników i lecimy w czwórkę. Adam nie podkręca tempa i od czasu do czasu się zmieniamy. W połowie tego podjazdu odskakujemy dwóm pozostałym zawodnikom i do jego końca jedziemy obok siebie. Zaczyna się główny zjazd. Tu szybko się zorientowałem, że jadę szybciej.
Podkręcam tempo, aczkolwiek staram się jeszcze obadać teren w innych warunkach atmosferycznych niż te w których trenowałem. Nawet o dziwo w końcówce zjazdu wyprzedzam kolejnego zawodnika, który mi siada na koło (tego wyprzedzonego widać z tyłu na fotce):
Tak zamykamy pierwsze okrążenie. Adam z tyłu gdzieś zaginął, ale wiem, że jego strata nie jest duża. Ja podbudowany zaistniałą sytuacją prowadzę, kolega co się uczepił leci na kole. Doganiam kolejnego, chwila odpoczynku na kole, wyprzedzam a oni jak pijawki za mną.
Odwracam się i już widzę 100 metrów z tyłu Adama. Zmieniam taktykę - lekko zwalniam, daję się wyprzedzić i jedziemy. Staram się coś odpocząć żeby zachować siły na kolejne podjazdy. Zaczyna się pierwszy z nich ... stromszy odcinek i Adam jest już za moimi plecami. Ja zeskakuję z roweru i zaczynam prowadzić.
Jakieś przekleństwa z tyłu bo przyblokowałem "pijawkę", ale się nie przejmuję. Wszyscy pozostali jadą. Powiem szczerze: byłem zmęczony i tylko sporadycznie wsiadam na rower. "Pijawki" odjeżdżają i wkrótce znikają we mgle. Adam jedzie za mną - mam przewagi ok. 10 metrów i kontroluję sytuację. 100 metrów przed końcem podjazdu Adam przyciska, wyprzedza mnie, ja mocno za nim aby nie stracić kontaktu. Zaczyna się pierwszy zjazd - Adam jedzie dobrze i szybko, jadę więc za nim - staram się odpocząć i w myślach już strategia na ostatni podjazd.
Spodziewałem się ataku Adama u samego jego podnóża, ale nie - nie ma ataku ... robię więc go ja, żeby obadać sytuację. 200 metrów mocniejszej jazdy, odwracam się Adam został z tyłu. Dobrze, ale ledwo żyję, zwalniam żeby nie paść na zawał i jadę.
Myślę sobie: jeśli dojedziemy razem do końca podjazdu to wygram bo na zjeździe nie ma takiej opcji abym przegrał. Póki jestem z przodu, póki mam 20 metrów przewagi to jest ok.
Cały czas szukam pozytywów w sytuacji w której Ariel już na mecie (żart).
Pedałuję żeby w ogóle jakoś się przemieszczać do przodu. Nie jest lekko, podłoże mokre, momentami trociny, błoto, więc opór jest większy niż na treningu. Ale jadę, momentami robię kilka mocniejszych naciśnięć na pedały żeby utrzymać te kilka metrów przewagi i podbudować się psychicznie, że jeszcze jest przewaga, a koniec podjazdu coraz bliżej. Cały czas czekam na ruch ze strony Adama ... nie ma ataku, więc jedziemy - każdy metr zbliża mnie do końca ostatniego podjazdu i bądź co bądź jakiegoś małego sukcesu skoro większy odjechał dawno temu. 
150 metrów przed końcem podjazdu jest atak Adama ... ja staję na pedały i jadąc obok niego mówię "że nie odpuszczę". Adam rezygnuje, ja jeszcze kilka mocniejszych pociągnięć w błocie i trocinach aby "wybić" Adamowi chęć podejmowania walki i ... skurcz w obu łydkach.
Eeeeeee ... już wcześniej czułem, że są "zbite" i "twarde", ale teraz się stało. Gdzie Adam ? - 15 metrów z tyłu. Został ostatni zjazd i dojazdówka do mety. Na zjeździe pedałuję ale tak żeby tylko pedałować. Nie mogę mocniej dociskać. Zjeżdżam i na każdym ostrym zakręcie oglądam się za siebie. Przewaga nad Adamem rośnie.
Przed końcem zjazdu już Adama z tyłu nie widziałem. Dojazdówkę już jadę w trupa, wiem, że nie ma możliwości aby to już przegrać. Jest techniczna, to co lubię i to co na rozgrzewce przejechałem trzy razy):
Wpadam na polanę i na metę, w tle jeszcze widzę błąd Adama i lekkie zboczenie z trasy i ... mamy KONIEC horroru. 
Czas z licznika to: 1:30:19 - z nieoficjalnej informacji miejsce 30. Przewaga nad Adamem nieznana, ale oceniam ją na ok. 45 sekund. Może nieco więcej - ciekaw jestem dokładnej przewagi żeby się odnieść do czasu Ariela.
Strata (nieoficjalna) do Ariela 3:40 - huh, nie wiem jak to skomentować. Chyba sporo uwzględniając, że na zjazdach na bank Ariel dużo tracił, nie znał trasy itp. 
Jak teraz przeczytałem na jego blogu, że wszystko zrobił w siodle, a ja w zasadzie większość pierwszego podjazdu (razy dwa) z buta, to nie ma w ogóle o czym rozmawiać.
No nie jestem w stanie podjąć jakiejkolwiek walki na takich podjazdach.
Nie wiem w czym jest problem, będę musiał poszukać jakiegoś rozwiązania z myślą o kolejnym sezonie. Nie wiem - może źle trenowałem w zimie, może jestem zbyt ciężki, może nie mam odpowiedniej wytrzymałości żeby to wjeżdżać w takim tempie, albo jeszcze coś. Bartek też lekki nie jest, a na podjazdach niszczy. 
Dzisiaj pojechałem na ciśnieniu w oponach z przodu 2,3 atm i z tyłu na 2,5 atm. Może koła obciążone bardzo masywnymi oponami, masywnymi owijkami, masywnymi dętkami nie mają odpowiednich właściwości rotacyjnych ? - ale czy to ma znaczenie na podjazdach ? Z jednej strony ten masywny sprzęt pozwala mi zjeżdżać tak jak zjeżdżam - szybko i pewnie, a z drugiej strony podjazdy "zabijają" ? Nie wiem ... . 
Na mecie rower w lekkiej rozsypce. Gumki starte na zero, tylny hamulec nie działa, obręcz z tyłu zarysowana od śruby z gumek, tylna przerzutka średnio "kontaktuje" (już na drugim okrążeniu myślałem, że linka pękła), pozostałe linki pewnie zatarte.
Na koniec jeszcze zdjęcia z mety.
- ja:
- Ariel:
- Adam:
i napęd w rowerze:
Sorry, że z mety tak szybko się ulotniłem, ale przemoczony do suchej nitki (jak wszyscy), zmarznięty, ze skostniałymi rękoma od razu wsiadłem do auta, ogrzewanie na full i pojechaliśmy.
Nawet się nie przebrałem, nie umyłem twarzy ... .
Do zobaczenia w Zdzieszowicach - Adam już zapowiedział walkę. Wcale się nie dziwię skoro taka moja dyspozycja. Ariel leci z sekora 2, ja z 3, Adam z 4. Co teraz ? - nie wiem ... brakuje mi porównania do innych bo z innych znajomych dzisiaj nikt nie pojechał.
P.S.
Opłata startowa 15 zł i zapewnione oznakowanie trasy, pomiar czasu, na mecie kiełbaska, chlebek, duży wafel w czekoladzie, ciepła herbata - super !! Można ? - w innych edycjach znanych BM sam numer startowy więcej kosztuje, a do tego opłata za start wiemy jaka jest. 
P.S.1
Aktualnie już jemy przegraną (i sponsorowaną przeze mnie) pizzę i ja sam regeneruję się whisky
, abstrahując od tego czy zasłużyłem czy nie. Walczyłem na trasie i to jest najważniejsze.
Aktualizacja:
- wyniki:
Strata do Ariela nieco mniejsza: 3:28, przewaga nad Adamem: 0:40.
Aktualizacja 2:
Jacek podał mi ciekawy link do naszych przejazdów w Miękini, a ja go przerobiłem na wczorajszy Memoriał. Z nawigacją wczoraj jechał też Adam więc można zobaczyć na żywo nasze zmagania na trasie i wspomniane zjazdy dzięki którym wygrałem tę rywalizację - LINK.
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie:
Navime.pl + mapka:
Kategoria Maratony 2014
Rozgrzewka
-
DST
6.00km
-
Teren
6.00km
-
Czas
00:34
-
VAVG
10.59km/h
-
VMAX
27.40km/h
-
Temperatura
3.0°C
-
HRmax
159( 80%)
-
HRavg
131( 66%)
-
Kalorie 400kcal
-
Podjazdy
100m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Obadanie trasy, zapoznanie się z błotkiem i przejechanie odcinka dojazdowego do mety (ostatnie 400 metrów) trzy razy (jedyny fragment, który uległ zmianie).
Kategoria Treningi
Ostatni trening przed Memoriałem.
-
DST
66.00km
-
Czas
02:35
-
VAVG
25.55km/h
-
VMAX
51.80km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
HRmax
161( 81%)
-
HRavg
138( 70%)
-
Kalorie 2550kcal
-
Podjazdy
700m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszy trening zacząłem od zmiany dętki na balkonie - kapeć po wczorajszej jeździe.
Nie wiem jak to możliwe na oponach Double Defense 2.25, grubych dętkach + owijkach ... ale jak widać da się. Tak jak Adam pisał na trasie Memoriału jest dużo luźnych i ostrych kamieni, które z pewnością niszczą oponę i te nieszczęsne przepusty, które wybijają z rytmu i na których można złapać snake'a. Ale to dobrze ... bo albo bierze się sprzęt masywny, trwały, ciężki i się tnie na wprost ile fabryka dała, albo jedzie się na czymś lżejszym i delikatniejszym ... i trzeba będzie uważać.
No nic - zmiana dętki i wyjazd. Nie wiedziałem gdzie chcę pojechać więc jechałem tak przed siebie. Stwierdziłem, że spróbuję może pojeździć tak aby nie dublować odcinków czyli zatoczę jakieś koło. Koło wyszło nieco większe niż zakładałem ale cieszę się, że przejechałem fajny dystans i zdążytłem przed ulewą jaka teraz panuje za oknem.
Ha ... na trasie Memoriału już sucho na pewno nie jest, a od jutra idzie zimnica więc podłoże nie wyschnie. No ale tak jak pisałem w jednym z komentarzy błota też nie będzie bo podłoże na całej trasie jest utwardzone.
Dzisiaj będąc w Janowicach Wielkich martwiłem się jak dotrzeć do domu unikając deszczu. Jakoś się udało i dopiero pod klatką schodową zaczęło kropić ... .
Trening trochę mocniejszy niż zakładałem, ale myślę, że 48 godzin wystarczy na pełną regenerację.
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie:
Navime.pl + mapka:
Kategoria Treningi
Na trasie Memoriału ... cudu nie było.
-
DST
54.50km
-
Teren
27.00km
-
Czas
02:36
-
VAVG
20.96km/h
-
VMAX
66.40km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
175( 88%)
-
HRavg
155( 78%)
-
Kalorie 2850kcal
-
Podjazdy
1000m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Było kilka dni przerwy, pojawił się głód roweru i z wielką przyjemnością dzisiaj wsiadałem na rower. Ruszając spod domu naprawdę czułem moc i postanowiłem udać się na trasę Memoriału i coś pojeździć.
Sumarycznie trening na trasie przerodził się w jazdę "na maksa" (mój odwieczny pierdzielony problem - może powinienen całą tę swoją aparaturę kontrolno pomiarową zostawiać w domu, albo chociaż wozić w plecaku ?
) i o ile myślałem, że jestem w dobrej formie to jednak trasa to zweryfikowała na moją niekorzyść.
Czas jazdy niestety też to potwierdził. 
Nie przejechałem dzisiaj tego krótkiego odcinka dojazdowego do pętli jak i powrotu do mety. W zeszłym roku w najlepszym czasie przejazdu tej trasy te 2 odcinki dojazdowe zajęły mi odpowiednio 4 i 2,5 minuty. Czyli na dobrą sprawę do dzisiejszego przejazdu należy ten czas dodać (6:30 minuty) i przyrównać się do rekordu: 1:25:00.
Jak wyszło ?:
- pierwsze okrążenie: czas 39:50, Vśr: 19,7 km/h, Vmax: 49,4 km/h, śr. tętno: 166 ud/min, max. tętno: 175 ud/min
- drugie okrążenie: czas 40:59, Vśr: 19,2 km/h, Vmax: 49,1 km/h, śr. tętno: 168 ud/min, max. tętno: 175 ud/min
Sumarycznie to daje czas 1:21:49 + 6:30 = 1:28:19 i nawet jak odejmę jakąś bonifikatę za opuszczony szlaban na obu okrążeniach, wyhamowanie do zera, przechodzenie pod nim to i tak jest ŹLE !!! 
Z tętna też jestem zadowolony - średni w przedziale 166-168 - to tyle ile uzyskiwałem na maratonach w zeszłym roku. Ciężko szukać usprawiedliwienia bo nawet trasa idealnie sucha ... chyba się starzeję i taka kolej rzeczy. 
W sobotę zmierzę się z dotychczasowym rekordem - nie będzie "dojazdówki", będzie tryb wyścigu w garminie + rywalizacja na trasie, może też dyspozycja dnia dopisze i skończy się dobrze. Ale tak czy siak 1:25:00 to będzie wynik graniczny (jeśli trasa nie ulegnie zmianie bo wówczas ciężko cokolwiek ze sobą porównywać).
Jutro coś delikatnie popykam w pierwszej strefie, w piątek odpoczynek i może w sobotę cud się zdarzy. 
Może jednak ktoś na mnie postawi w rywalizacji z Arielem ... ? 
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie:
Navime.pl + mapka:
Kategoria Treningi
Termy # 5
-
Aktywność Pływanie
Basen, jacuzzi, sauny.
Kategoria inne
Ciężko szło, ale jakoś ukręciłem.
-
DST
104.00km
-
Teren
16.00km
-
Czas
04:35
-
VAVG
22.69km/h
-
VMAX
54.80km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
HRmax
166( 84%)
-
HRavg
140( 71%)
-
Kalorie 4750kcal
-
Podjazdy
1430m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj bez formy. Nie chciałbym mieć takiej za tydzień na Memoriale.
Znów jestem zmęczony - praca, dzieci, a do tego doszedł ostatnio zakup nowej wersalki więc starą trzeba było rozłożyć, porąbać i transportować na odcinku mieszkanie-piwnica-auto-rodzice. Trochę mnie to sponiewierało.
Zresztą za chwilę robię jeszcze jeden (ostatni) kurs.
Po moim dzisiejszym tętnie widać, że jest bryndza. Max wyszedł 166 ... tyle co średni w wariancie wyścigowo-maratonowym.
W najbliższych trzech dniach nie będę jeździł więc dzisiaj chciałem zrobić setkę. Udało się, ale uszło ze mnie życie.
Już samo ukręcenie jej na oponach Nobby Nic 26x2,25 DD z owijkami jest wyczynem. Toczy się to jak czołg. Pojechałem też kilka podjazdó żeby sumarycznie jakoś to wyglądało. 
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie:
Navime.pl + mapka:
Kategoria powyżej 100 km, Treningi
Między ulewami.
-
DST
22.00km
-
Czas
00:46
-
VAVG
28.70km/h
-
VMAX
39.90km/h
-
Temperatura
13.0°C
-
HRmax
158( 80%)
-
HRavg
139( 70%)
-
Kalorie 850kcal
-
Podjazdy
80m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tylko na 22 km starczyło czasu między jedną a kolejną ulewą. No nic - lepsze to niż nic 
Trening:
Kategoria Treningi
aquapark # 19
-
Aktywność Pływanie
Basen, jacuzzi, sauny, masaż wodny.
Kategoria inne
Z deszczu pod rynnę ...
-
DST
50.50km
-
Teren
44.00km
-
Czas
02:26
-
VAVG
20.75km/h
-
VMAX
50.30km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Kalorie 2600kcal
-
Podjazdy
1070m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jakoś ostatnio przypodobały mi się treningi w czasie ok. 2:30. Miękinia - 2:31, kolejny trening po tym maratonie - 2:32, wczorajszy 2:32, dzisiejszy ... ha tylko celowo żeby nie było, że jeżdżę identycznie czasowo to niech będzie 2:26. 
Tytuł wpisu sugeruje, ze padało - nic bardziej mylnego. Miało coś popadać i postanowiłem pojeździć w bliskim sąsiedztwie domu, ale nie padało. Tytuł odnosi się poprzez porównanie dzisiejszej do wczorajszej jazdy, ale mija się on mocno z rzeczywistością. Wczorajsza jazda dość mocno mnie podłamała, ale po dzisiejszej to mógłbym to określić jako: "
z piekła do nieba". 
Na dzisiaj zaplanowałem Górzynieckie lasy gdzie na wypadek deszczu po 10 minutach mógłbym być w domu. Brakowało mi trochę wizji jak to pokręcić żeby kilometraż wyszedł przyzwoity, żeby się w ogóle jakoś zmobilizować więc przypomniała mi się jazda na czas jaką kiedyś uwskuteczniałem na odcinku: Piechowice-Górzyniec-Polana Czarownic-Krokusy-Rozdroże Izerskie. Powiedzmy sobie szczerze, że chodzi o kolejny przejazd na trasie z wynikiem dość wyśrubowanym
.
Z mapy i profilu ta trasa wygląda tak:
Dla nie lubiących klikać na drodze wyjątku gotowy profilek:
W dystansie to jest 18,3 km i 580 m przewyższenia. Jest więc co cisnąć.
Kiedyś (chyba w zeszłym roku) zrobiłem na tej trasie wynik 1:03:30. Wielokrotnie próbowałem go poprawić (i może nawet mi się to minimalnie udało, aczkolwiek nie kojarzę tego momentu) ale pamiętam jedno:
uznałem, że zejście poniżej godziny jest nierealne.
Dzisiaj pojechałem tę trasę w czasie 59:01 !! 
Średnie tętno z przejazdu pomiarowego wyniosło: 155 ud/min.
Celowo dzisiejszy trening rozdzieliłem na dwie części ponieważ w przyszłości powyższy przejazd przyda mi się do próby poprawienia wyniku z wirtualnym partnerem (chociaż dzisiaj na to patrzę mocno sceptycznie). 
Ogólnie przejazd zaczął się od niezobowiązujących porównań czasowych w różnych miejscach trasy. Wypadałem na nich bardzo dobrze więc postanowiłem kontynuować.
Na Polanie Czarownic już wiedziałem, że jadę mocno na rekord. Czasy tutaj poprzednio oscylowały w okolicach 25-26 minut, a dzisiaj 23 minuty. To wymusiło walkę o końcowy wynik ... . 
Dlaczego to zrobiłem i czy to było mądre ? - nie wiem, ale wiem jedno: nastawienie psychiczne do kolejnych treningów i przede wszystkim startów musi być u mnie dobre. Nigdy podczas startu nie zrobię dobrego wyniku jeśli będę miał w pamięci, że ostatni trening wyszedł syfiarsko lub poprzedni start nie poszedł. Teraz stając na starcie do Memoriału nie będę myślał - jak tu kurde pojechać, żeby chociaż zbliżyć się do wyniku z poprzedniego roku (żeby nie było pośmiewiska), tylko moje nastawienie będzie już takie: dopieprzę taki wynik, że już nigdy nie przejdzie mi przez myśl jego poprawa. 
Do Memoriału już żadnych czasówek nie będzie, jedynie dotrwanie w dobrej kondycji i zdrowiu ... .
Dzisiaj jedna fotka - na rozdrożu po ustanowieniu rekordu (nawet zadyszki nie złapałem
):
Dobra - po zjechaniu w dół, jeszcze raz wjechałem na Krokusy, i postanowiłem jeszcze raz pyknąć Polanę Czarownic. Przed podjazdem na Polanę spostrzegłem, że bidon wyparował.
Postanowiłem go odnaleźć i znów wypadło na podjazd na Krokusy - bidonu nie ma. Zjazd i ponownie na Rozdroże. 2 km przed Rozdrożem bidon się znalazł więc mogłem zjechać w dół i raz jeszcze pyknąć tę Polanę Czarownic.
Trening sumarycznie wyszedł mocno interwałowy.
Druga część treningu w stravie:
i profil całości dzisiejszej jazdy:
Kategoria Treningi














