Rozgrzewka
-
DST
6.00km
-
Teren
6.00km
-
Czas
00:20
-
VAVG
18.00km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
Kalorie 300kcal
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozgrzewka przed maratonem we Wrocławiu.
Kategoria Treningi
Symulacja maratonu we Wrocławiu
-
DST
57.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
02:20
-
VAVG
24.43km/h
-
VMAX
58.07km/h
-
Temperatura
33.0°C
-
HRmax
168( 84%)
-
HRavg
146( 73%)
-
Kalorie 2800kcal
-
Podjazdy
700m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
W natłoku pracy (egzaminy zawodowe) dopiero dzisiaj dałem radę wsiąść na rower. Pojechałem traskę o podobnym (globalnym) profilu jak ta co będzie pojutrze na maratonie we Wrocławiu - czyli jak podaje "orgazmator" 60 km i 600 m przewyższenia (ja pojechałem 57 km i 700 m przewyższenia).
Niewiele brakowało i już po 5 km bym zrezygnował. Nie miałem sił. Myślałem, że w lesie będzie ok., ale tam jest gorzej niż na otwartych asfaltowych przestrzeniach. Nie ma podmuchu wiatru i wszystko się w lasach "gotuje". Jak przetrwałem moment kryzysu to już jakoś poszło. Dobrze, że wziąłem bukłak picia bo bym nie dojechał do domu. Myślę, że głównym problemem braku sił nie była tyle temperatura ile codzienna praca od rana do nocy. Prawdopodobnie i w sobotę będzie podobnie :(
Po sobotnim maratonie W Karpaczu trochę doskwierają jeszcze spuchnięte kostki, szczególnie na szutrowych lekko kamienistych zjazdach. Płyn z torebek stawowych jeszcze się nie zresorbował i jest takie nieprzyjemne uczucie jego przelewania się pod skórą. :/
P.S.
Zrobiłem galerię zdjęć z maratonu w Karpaczu.
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Treningi
Maraton - Karpacz
-
DST
50.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
04:24
-
VAVG
11.36km/h
-
VMAX
48.80km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
HRmax
177( 89%)
-
HRavg
163( 82%)
-
Kalorie 4250kcal
-
Podjazdy
1900m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Karpacz ... od czego by tu zacząć. Może od filmików jakie ukazały się na forum organizatora demonstrujące 3 zjazdy. Żeby była jasność o czym rozmawiamy to je podlinkuję:
Z dużymi obawami na to co mnie czeka wybrałem się na maraton na "sztywniaku", z hamulcami v-brake i w dodatku ledwo działającymi. Sprzęt mocno niepoważny i przygotowanie roweru również, ale w planach było przejechanie maratonu treningowo. Nawet pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się pojechać z muzyką w słuchawkach.
No ale nic - pojechałem do Karpacza wcześniej bo obawiałem się kolejek po numer (nie było nikogo) i korzystając z chwili czasu namierzyłem dawnego kompana maratonów u Grabka (sprzed lat) - Jacka z którym zamieniłem kilka zdań przed startem (serdecznie pozdrawiam i dzięki za łatwe oddanie zwycięstwa ;) ).
Spotkałem więcej znajomych, pogadaliśmy i jakoś czas zleciał do 11:00 i się zaczęło. Obiecałem sobie, że nie pojadę mocno początku aby nie powtórzyć sytuacji z Głuszycy. I tak też zacząłem - spokojnie jak na treningu, chociaż w wielu momentach "łapałem się" na mimowolnym przyśpieszaniu. Pierwsze km to podjazd do Karpacza Górnego i tam zaczął się pierwszy zjazd. Już pierwsze jego 100 m przypomniały mi, że poziom trudności imprez u Golonki to inna półka niż edycje w których jeżdżę na co dzień. Prawie wyglebiłem, a nie było żadnego wykrzyknika. U Grabka byłyby co najmniej ze dwa. No nic ... zwiększyłem czujność i jechałem dalej. Na zjazdach nie oszczędzałem ani siebie ani roweru. Pamiętałem, że jeden z trudnych zjazdów jest na 18 km, a tu jestem na 10-11 km a zjazdy mocno wymagające. Nagle się skończyły i rozpoczął się pierwszy podjazd "z buta". Wszyscy szli i tu adrenalina dała znać o sobie, kiedy jako jedyny szybkimi susami poboczem przeskakiwałem pojedyńcze osoby idące w sznureczku jedna za drugą. Później kolejny zjazd i dotarłem do 18 km gdzie się zaczęło. Bardzo często pojawiały się "!" lub "!!" lub "!!!". Musiałem też szybko się przestawić na nowy sposób informowania zawodników o zagrożeniach. W edycjach Bikemaratonów (Grabek) zdarza się, że widząc "!!" człowiek zwalnia, przejeżdża 100 m. i się zastanawia gdzie to zagrożenie. Tutaj inaczej. Na każdym zjeździe bez "!" trzeba było uważać, przy "!" trzeba było naprawdę uważać, przy "!!" dobrze było wziąć pod uwagę zejście z rowera, a przy "!!!" zejście z rowera było pewne na 100%. No i tak sobie zjeżdżałem w dół w płynącym strumyku i spływającym błocie (identycznym jak w Głuszycy). No i nagle pierwsza gleba - w zasadzie lot przez kierownicę na kamienie. 30 metrów za mną słyszałem wołanie:
- nic się nie stało ?
- Nie, ale uważaj - odpowiedziałem.
I jak tylko to powiedziałem to kolega zaliczył też lot przez kierownicę.
Efekt lotu był następujący: obtarte udo, zarysowany łokieć i mocno uderzona kostka, które przez kolejne 20 minut mocno bolała. A teraz już po fakcie to jest spuchnięta. Lot zabolał i w tym momencie zdarzyła się pierwsza smutna rzecz polegająca na tym, że przez kolejną godzinę kołatało mi w głowie: "kurcze co z moim smartfonem w plecaku na którym wylądowałem na kamieniach". Później mi przeszło, ale mówiąc szczerze trochę chęci do dalszej jazdy mi to odebrało. Przestałem świrować na zjazdach i już myślami zmierzałem do następnego hardcoru z filmu powyżej - czyli ok. 34 km. Dystans między 18 km a 34 km wcale też do łatwych nie należał. Podjazdy z buta, zjazdy z buta ... i tu mnie też na jednym z nich naszła refleksja: "po co robić takie maratony kiedy są zjazdy, których chyba nikt nie zjeżdża ?". Nie wiem, może się mylę, ale ten odcinek w którym momentami nachylenie było 50% (taka informacja została podana na forum organizatora) był chyba nie do zjechania, a przynajmniej nie dla 95% zawodników.
Mimo, że temat mocno świeży to już na forum pojawiła się wypowiedź:
---
Kto dzisiaj nie latał przez kierę temu chwała ja 2 razy za pierwszym straciłem kawałek przedniego zęba Stąd refleksję mam taką po ukończeniu giga ze nie lubię maratonów na których szybciej się wspina niż zjeżdża pytanie poza konkursem czy org trasy bawią się w enduro i allmoutain ?
---
I tak niestety było. Pierwszy raz w życiu wolałem podjeżdżać niż zjeżdżać. Zjazdy były dla mnie zbyt trudne i to co dla mnie ważne zbyt duże niosły za sobą ryzyko totalnego połamania się i nie chodzi o zdartą rękę czy nogę tylko co najmniej połamania się.
Ale dobra ... 34 km. Jadę sobie wyczulony na to co mnie zaraz będzie czekało i co ? - uderzenie kołem w jakiś głaz i kolejny lot przez kierownicę. Tym razem już znacznie gorzej. Trzy osoby się zatrzymały na ratunek i widząc, że wstałem i powiedziałem: "jest ok - jedziemy dalej" - nie mogły wyjść z podziwu, że chcę jechać dalej podczas gdy pewnie zakładały "oooo kolega już raczej nigdzie nie pojedzie". W praktyce wyszło tak: znów pozdzierane nogi, nad stłuczoną kostką do "żywego mięsa" obcierka i teraz się właśnie z opuchlizny tworzy krwiak, buty trafią do szewca bo "lecąc" o coś zahaczyłem i wyrwało mi cały rzep i mocowanie. To samo uderzenie w buta zerwało ze mnie kawałek skarpetki. Rower przestał chcieć jechać bo zaciśnięta klamka tak się wygięła, że hamulec na stałe był zaciśnięty. Jakoś go odblokowałem, ale po powrocie do domu dopiero kilku kilogramowy młot i walenie w nią z góry dało radę ją odprostować. Oczywiście znów wylądowałem na plecaku i znów mi się przypomniał telefon. W tym momencie już całkowicie odeszła mi chęć do dalszej jazdy. Hamulce prawie przestały działać, zjazdy zjeżdżałem na zaciśniętych klamkach do oporu i nie dało rady rowera zatrzymać. Jak tylko widziałem "!!" to z automatu schodziłem z rowera. Tak dojechałem do mety ... poobijany, ale jednak szczęśliwy z wyniku. Uzyskałem czas:
4:24:05. Strata do zwycięzcy olbrzymia ale popatrzę na to z perspektywy pozytywów:
- OPEN miejsce 158 (na 314) - to daje 50% stawki jadących zawodników, a obsada była bardzo mocna i poziom trudności nieporównywalny z maratonami Grabkowymi.
- w kategorii M3 miejsce 64 (na 123) - to daje 52% stawki jadących zawodników.
Chciałem powalczyć o 50% w jednym i drugim, i w zasadzie można uznać to za duży sukces.
- Kolejny pozytyw jest taki, że z niektórymi osobami chciałem powalczyć o zwycięstwo. W poprzednich latach przegrywałem od kilku minut, aż nawet do blisko godziny. Efekt praktyczny z dzisiaj ? - najlepszą z tych osób wyprzedziłem o prawie 27 minut, a najsłabszą o ponad 46 minut. Co prawda to zawodnicy M4, M5, M6, ale w poprzednich latach byli lepsi. Od następnego razu porównania będę robił do rówieśników.
- kolejny sukces: mój eksperyment się powiódł w 100%. Wniosek: w maratonach typowo górskich muszę po starcie jechać spokojnie, a brak skurczy (chociaż dzisiaj pod koniec już mnie zaczynało podszczypywać) wynagrodzi końcowy wynik z nawiązką.
- kolejny (drugi) z rzędu maraton bez "kapcia" - zaczynam przecierać oczy ze zdumienia ;)
- ostatni z pozytywów to chyba taki, że powinienen mieć super fotki. W wielu miejscach ryzykowałem zdrowie (widząc, że stoi fotograf) aby mieć fajną fotę więc za kilka dni z pewnością wiele z nich uda mi się pozyskać.
Z negatywów to jednak moim zdaniem:
- zbyt trudna, hardcorowa trasa, aczkolwiek wspomnienie zostanie na całe życie więc może warto chodź raz coś takiego przeżyć, tym bardziej, że udało się "przeżyć" w pełnym tego słowa znaczeniu.
- rower znów zasyfiony i z pewnością wyjdą koszty w jego regeneracji. Np. klocki hamulcowe na obrzeżach się zwinęły i można było je paznokciem obskrobać.
- obite i zarysowane nogi. Mam nadzieję, że odniesione urazy nie wpłyną na aspekt możliwości startu we Wrocławiu już za tydzień. Na razie nie jest źle, ale jutro te wszystkie stłuczenia dadzą znać o sobie.
Co teraz ? - mam na głowie egzaminy zawodowe w szkole więc nie wykluczone, że jedyny trening przed Wrocławiem zrobię za 5 dni w czwartek.
Fotki z maratonu (część autorstwa Jacek "yoxik", Zenek, bikelife):




















Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Maratony 2013
Rozgrzewka
-
DST
7.00km
-
Czas
00:20
-
VAVG
21.00km/h
-
Podjazdy
100m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozgrzewka przed maratonem w Karpaczu.
Kategoria Treningi
Ostatni trening przed Karpaczem i to co mnie czeka.
-
DST
63.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
02:47
-
VAVG
22.63km/h
-
VMAX
60.32km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
168( 84%)
-
HRavg
143( 72%)
-
Kalorie 2960kcal
-
Podjazdy
1170m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po dzisiejszym treningu już wiem, że w sobotę wystartuję spokojnie tempem treningowym i jeśli uda mi się przejechać całą trasę w takim rytmie (bez skurczy) to będzie to sukces. Kto pod wpływem adrenaliny wystartuje mocno i mu się przytrafi skurcz w połowie maratonu to będzie cud jak w ogóle dotrze do mety.
Pojechałem dzisiaj trening aby sprawdzić podjazd od mostu nad potokiem "Myja". Na sobotnim maratonie to jest ok. 34 km i wówczas będziemy mieli za sobą ok. 1300-1400 m. przewyższenia. Ja dzisiaj w tym punkcie miałem ok. 28 km i 800 m przewyższenia. Podjazd ciężki (dla mnie) - większość będę jechał na "młynku". Celem na sobotę będzie tak pojechać aby w tym miejscu nie zejść z roweru. Zawodnicy, którzy nie dadzą rady to na tym podjeździe (względem osób jadących) bardzo dużo stracą. W wielu miejscach nachylenie sięga 16% i niestety ale jest mnóstwo betonowych przepustów, które wybijają z rytmu.
Podjazd ten wygląda tak:
- kierunek z którego przyjedziemy:
i dalej:
Kolejny zakręt i:
... i wreszcie miejsce z pięknym widokiem:
Piękny widok jest poprzedzony pokonaniem tego:
koniec podjazdu na moście nad potokiem "Myja":
i zjazd w dół.
Z drogi Chomontowej pojechałem do Karpacza Górnego i zrobiłem jeszcze jedno zdjęcie:
Powyższe fotki z tego asfaltowego podjazdu to chyba jedyne miejsca trasy, gdzie będzie taka nawierzchnia. Reszta to nawet nie będą szutry. Podjazdami się nie martwię bo je sobie podejdę, ale zjazdy mają być mocno karkołomne ... ale zobaczymy.
Trzymajcie kciuki za sobotę a na koniec 2 cytaty odnośnie trasy przez osoby, które ją ułożyły:
---
Właśnie wróciłem z małego objazdu trasy. Trasa zaczyna "pylić". Warunki będą przekozackie. To będzie impreza sezonu...
---
i
---
Dzisiaj z Michałem oznakowaliśmy i przygotowaliśmy jeden z najbardziej charakterystycznych i wymagających zjazdów tegorocznej edycji Mtbmarathon Karpacz. Odcinek, który ma szansę stać się największym "highlight-em" tej edycji Karpacza lub nawet całej serii. Zjazd zółtym szklakiem od drogi chomontowej do Borowic, to wąska ścieżka, miejscami o sporym nastromieniu, wijąca się między drzewami, czasami wręcz na szerokość niewiele większą od kierownicy. Nafaszerowana poprzecznymi korzeniami, które momentami prowadzą do całkiem sporych uskoków i w kilku miejscach trzeba naprawdę zagryźć zęby i wypuścić się daleko za siodło, żeby nie odzielić się od roweru w sposób trwały. Bardzo charakterystyczne są ciasne zakręty, wymuszone naturalnym ukształtowaniem terenu, więc ponowanie nad rowerem w tym aspekcie będzie kluczowe (oprócz gryzącej przedniej opony) do pokonania zjazdu bez podparcia. Co więcej, ścieżka pozbawiona jest prawie całkowicie luźnych kamieni, co daje wyśmienite poczucie bezpieczeństwa pod względem przyczepności i motywuje do puszczenia hamulców, pomimo że średnia prędkość zjazdu zepewne dla większości nie będzie zbyt wysoka. Po prostu ścieżka ma ogólnie bardzo techniczny charakter i dla znakomitej większosci będzie największym wyzwaniem tego maratonu i nie tylko.
Z Michałem zadbaliśmy dziś o to, żeby w gąszczu drzew i korzeni bez problemu można było odnaleźć optymalny tor przejazdu, tak aby Wasza koncentracja pozostała jedynie na użytek pokonywania przeszkód terenowych. Pojawiły się na trasie przejazdu całkiem spore ilości strzałek (charakterystycznie skierowanych w pod kątem w dół, nakazujących jazdę z danej strony drzewa lub przeszkody) i spore ilości taśmy, która ogranicza dodatkowo możliwość wypadnięcia z właściwego toru jazdy. Uwierzcie mi, na dole będziecie mieli niezłe wypieki od ilości zaserwowanych wrażeń na tym zjeździe. To będzie naprawdę niesamowita bomba.
---
P.S.
Jak będę miał trochę szczęścia to na sobotę "złapię sraczkę" i będzie po problemie. ;)
Skompletowałem galerię zdjęć z Głuszycy.
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Treningi
"Rozruszanie nogi"
-
DST
53.00km
-
Czas
02:07
-
VAVG
25.04km/h
-
VMAX
62.73km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
HRmax
164( 82%)
-
HRavg
142( 71%)
-
Kalorie 2430kcal
-
Podjazdy
650m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Noooo - powoli wygrzebuję się z bóli mięśni po Głuszycy. Rowerek doprowadzony do stanu używalności. Dzisiaj delikatniej w sensie przewyższeń aby nie zakwasić mięśni, ale prędkość treningu całkiem przyzwoita (jak na opony 26x2,25) i globalnie patrząc na stosunek dystans-przewyższenie.
Jutro pojadę coś bardziej po górkach bo to będzie ostatni trening przed sobotnim startem w Karpaczu.
Ciekawostka: dzisiejsza mapka z bikemap pokazuje 820 m przewyższenia podczas gdy ekranik nawigacji pokazał 650 m. Dziwne bo prawie zawsze sytuacja jest odwrotna - z mapy pokazywał mniej.
P.S.
Otrzymałem zamówione suplementy diety, które od jutro będę zażywał. ;)
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Treningi
Maraton - Głuszyca
-
DST
55.50km
-
Teren
55.50km
-
Czas
04:08
-
VAVG
13.43km/h
-
VMAX
63.16km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
HRmax
182( 91%)
-
HRavg
165( 83%)
-
Kalorie 4750kcal
-
Podjazdy
1550m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
No i po pierwszym maratonie w Głuszycy. Miał być pierwszy sukces, zwieńczenie 10 miesięcy odchudzania i treningów, a pozostało ROZCZAROWANIE. I to jest chyba najlepsze określenie zaistniałej sytuacji.
Trasa mocno błotnista (myślę, że potwierdzą to zdjęcia roweru na końcu wpisu, a w późniejszym czasie fotki z trasy), ciężka (organizator podawał ok. 55 km i 1700 m przewyższenia).
Przed startem osobiście poznałem Bartka (barblasz), którego bardzo serdecznie pozdrawiam i dziękuję, że pojechał MINI bo bym miał na 99% jedną pozycję w OPEN niżej na mecie. :)
Dzięki uprzejmości organizatora otrzymałem w piątek sektor 3-ci na start co mnie niezmiernie ucieszyło (po cichu liczyłem na jakikolwiek z wyjątkiem "7"). Bartek jechał z "2" i w moim mniemaniu była szansa, żeby spróbować na tym pierwszym podjeździe Barta dojść i coś porywalizować (tym bardziej, że Bartek obiecał spokojny start). Odstępy między sektorami były ok. 20 sekund więc Bartek na starcie miał nade mną przewagi może ok. 30 sekund. Nie wiem jak on jechał spokojnie, jak ja go goniłem i na rozjeździe dystansów (20 km) nie dogoniłem, a zajechałem się tak, ze na 21 km dostałem pierwszego skurczu łydki. Kilka km dalej już doświadczyłem skurczu w obu łydkach i obu udach/podudziach. Od 30 km to już była wegetacja. Każdy podjazd z "buta", jedynie na zjazdach próbowałem coś nadganiać. Każde naciśnięcie na pedał to potężny skurcz - raz tu, raz tam. Odpoczynek na drugim i trzecim bufecie umożliwił odzyskanie sił na ok. 1 km podjazdu ze średnim nachyleniem 5-8%, a później znów piesza wycieczka. Najgorzej, że nigdzie nie widziałem Bartka "łatającego dętkę" - bo innej możliwości na jego dogonienie to nie widziałem. Na mecie się okazało, że Bartek z uwagi na "niedyspozycję roweru" zjechał na MINI - pewnie u siebie na blogu precyzyniej opisze zaistniałą sytuację.
Suma sumarum jakoś po tym spływającym błocie w lesie i rozmokniętych polach dotarłem do mety w czasie: 4:08:45 co dało mi w:
- OPEN miejsce 147 (na 318) - to daje 46% stawki jadących zawodników
- Kategorii M3 miejsce 58 (na 121) - to daje 48% stawki jadących zawodników.
Na tym etapie jeszcze to można jakoś przełknąć, ale 343 pkt z tego maratonu (pewnie nastąpi spadek sektorowy) i strata do zwycięzcy OPEN i kategorii aż 1:18:18 to przepaść.
To kolejny maraton w którym okazało się, że na MEGA kategoria M3 rządzi (co raczej nie jest dla mnie dobrą wiadomością w perspektywie kolejnych startów).
Teraz za tydzień "rzeźniacki" Karpacz u Golonki (45 km, 1900 w pionie), który potraktuję tylko treningowo i będę chciał coś przetestować, ale o wynikach eksperymentu napiszę po fakcie (czyli za tydzień).
Fotki z maratonu (część autorstwa Tomektb, Elżbiety Cirockiej, bikelife):

























Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Maratony 2013
Rozgrzewka
-
DST
5.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
20:00
-
VAVG
0.25km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Kalorie 250kcal
-
Podjazdy
130m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozgrzewka przed maratonem w Głuszycy.
Kategoria Treningi
"Jak z jajkiem ..."
-
DST
50.00km
-
Czas
02:10
-
VAVG
23.08km/h
-
VMAX
61.24km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
HRmax
173( 87%)
-
HRavg
149( 75%)
-
Kalorie 2650kcal
-
Podjazdy
720m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj planowałem nieco mocniejszy trening, ale nie było "mocy". Prawdopodobnie organizm nie wypoczął po ostatniej poniedziałkowej jeździe. Coś tam popedałowałem, ale zrezygnuję z jutrzejszego treningu. W piątek również nie wsiadam na rower. Muszę porządnie odpocząć, zebrać siły, poczuć głód jazdy, znaleźć tę świeżość, która pozwala na jazdę na przyzwoitym poziomie nie męcząc zbyt mocno.
Tak więc następna jazda to sobotni maraton w Głuszycy.
Teraz trzeba na siebie uważać, patrzeć co się je, nie przemęczać się zbytnio, wyspać się z piątku na sobotę itp. itd - czyli obchodzić się jak z jajkiem. Wszystko po po to aby tym razem w sobotę ... ? - no co ? - zaspać ? ;)
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Treningi
Sprawdzian formy.
-
DST
45.00km
-
Czas
01:48
-
VAVG
25.00km/h
-
VMAX
52.13km/h
-
Temperatura
12.0°C
-
HRmax
178( 89%)
-
HRavg
156( 78%)
-
Kalorie 1960kcal
-
Podjazdy
590m
-
Sprzęt Stary
-
Aktywność Jazda na rowerze
Powoli wylizuję się z "przygody" ostatnich dni. Nadal piję kropelki i połykam węgiel leczniczy. Brzuch boli, ale chyba już nie żołądek tylko raczej mięśnie brzucha po tym "samo oczyszczeniu" ;)
Dzisiaj wsiadłem już na rower bo jutro nie mogę, a w obliczu sobotniej Głuszycy to na ewentualny sprawdzian formy możliwości pozostało już niewiele. Najbardziej mnie interesowało jaką krzywdę spowodowała ta moja dolegliwość. Skoro w niecałe 3 dni zgubiłem z wagi 3 kg (aczkolwiek wczoraj z powrotem te 3 kg wróciły) to podejrzewałem (i nie tylko ja), że chyba jednak osłabienie organizmu musi być.
I dzisiejsza jazda (w mocnej mżawce) miała pokazać jak jest naprawdę. Przed wyjazdem podmieniłem oponki na te w których wystartuję w Głuszycy. Standardowa oponka ostatnich lat dla mojej byłej wagi (momentami >120 kg) i agresywnej jazdy, czyli Nobby Nic 26x2.25 DD. Oczywiście w tym sezonie jeszcze opaski antyprzebiciowe i jeśli w takiej konfiguracji trafi się "kapeć" to znaczy, że pora zmienić tę dyscyplinę sportu na inną. ;)
A więc odnośnie treningu. Nie były moim celem jakieś góry, ale sprawdzian siły i kondycji. Pogoda zniechęciła mnie do wyjazdów poza "posesję" więc wybór trasy był oczywisty: pętelki Piechowice-Piechowice Górne-Górzyniec-Piechowice. Pojawiała się ta trasa wielokrotnie wcześniej w moim wpisach. Jedno okrążenie ma 6,25 km, ok. 60 m przewyższenia i rekord życiowy z tego roku na pełnych 4-rech okrążeniach wynosi: 1:00:00. Czyli średnia łatwa do wyliczenia 25,00 km/h. Pamiętam, że jak zrobiłem ten wynik to jeszcze przez jakiś czas miałem odruch typu:
"jak będę chciał pobić ten wynik to się kilka razy poważnie nad tym zastanowię, czy aby na pewno chcę".
Dzisiaj oczywiście nie planowałem bić żadnych rekordów tylko pojechać mocno i zobaczyć jaką szkodę w organizmie w zakresie mikro i makro elementów sprawiało biegunka ostatnich dni. No i sprawdziłem ... czas 55:55. Ciekawe, prawda ?. Po 4-trech okrążeniach pojechałem jeszcze Michałowice w czasie 16:40 - czyli bardzo dobry wynik. Trening w pewnym momencie lekko przerodził się w wyścig - to tak informacyjnie żeby nie było, że jestem jakiś cyborg czy coś w tym guście. ;) Pojechałem na tyle mocno, że ochota, siła i mięśnie odmówiły chęci aby dalej kontynuować trening. Może gdybym nie czuł wody w butach i przylepionej koszulki do pleców w tej zimnicy to byłoby inaczej.
Odpowiedź na dręczące pytanie poznałem, rower przetestowany po zmianach no i pozostaje z drobnymi treningami w środę/czwartek wypatrywać zbliżającej się soboty. Może tym razem się uda stanąć chociaż na linii startowej sektora 7 (chociaż po cichu liczę, że wystartuję z nieco wcześniejszego - nawet z 6-stki będę zadowolony). Ale to pozostaje w gestii orga bo nie ukrywam, że wystosowałem w tym celu maila, ale też jestem świadom, że moja prośba jest raczej taka dziwna, nawet może nie dziwna, ale "dziwnie nie uzasadniona". Ładnie mi to Grześ napisał w mailu, myślę, że się nie obrazi jak zacytuję:
---
Dla Ciebie czy dla mnie - skoro wiem jak teraz trenujesz - logicznym i uzasadnionym byłoby przesunięcie Cię wyżej ale dla Grabka niekoniecznie bo na podstawie czego on ma Cię przypisać do wysokiego sektora ? - na podstawie Twojej subiektywnej oceny swojego poziomu ? :)))
---
I tyle w tym temacie ... .
Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: navime.pl i ogólna mapka + profil:
Kategoria Treningi














