birdas prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

powyżej 100 km

Dystans całkowity:6834.00 km (w terenie 241.00 km; 3.53%)
Czas w ruchu:278:45
Średnia prędkość:24.52 km/h
Maksymalna prędkość:77.40 km/h
Suma podjazdów:81670 m
Maks. tętno maksymalne:195 (108 %)
Maks. tętno średnie:158 (81 %)
Suma kalorii:252380 kcal
Liczba aktywności:63
Średnio na aktywność:108.48 km i 4h 25m
Więcej statystyk

Szosa - pierwszy raz w życiu.

  • DST 105.00km
  • Czas 04:13
  • VAVG 24.90km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 189( 99%)
  • HRavg 151( 79%)
  • Kalorie 4600kcal
  • Podjazdy 1190m
  • Sprzęt Szoszon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 marca 2017 | dodano: 04.03.2017

Do debiutu szosowego mimo nie osiągnięcia zadawalających wyników wagowych skłonił mnie mój kolega Grześ.  Pewnie gdyby to zależało ode mnie to minęłoby jeszcze ok. 3-4 miesięcy. Od zawsze jeździłem na rowerze górskim i uważałem, że nie ma różnicy. Od jakiegoś czasu uznałem, że różnica jakaś tam jest, ale założenie slicków do kół 26'' miało rozwiązać ten problem różnic.  Dzisiaj zobaczyłem w praktyce tę różnicę - KOSMOS !!! To są lata świetlne jeśli chodzi o prędkość, opory, wagę roweru, własności rotacyjne itp. itd.  Jak tylko ruszyłem to już na 2 km postanowiłem się sprawdzić testowo na "Zimnej Przełęczy" (miałem w zamyśle 100 km i jazdę z Grzesiem więc jechałem mocno, ale nie w trupa). Oczywiście pomyliłem punkt startu i w miejscu gdzie uważałem, że on się znajduje to już miałem 15 sekund straty do swojego najlepszego przejazdu w życiu.  Na górze wyszła strata 1:01 (-15 sekund) czyli byłoby jakieś 45 sekund gorzej (przy najlepszym czasie rzędu 9:19). I teraz ciekawostka: czas 9:19 zrobiłem na rowerze górskim z wagą 90 kg (najniższą w życiu), dzisiaj jechałem na szosie z wagą 113 kg i plecakiem (pewnie jakieś 2-3 kg).  Daje do myślenia ... . Później kręciłem się po okolicy i byłem na 11:00 na planowanym spotkaniu z Grzesiem w Podgórzynie:
 
Tutaj się okazało się, że jest godzina opóźnienia ze strony Grzesia więc pojechałem dalej sam i spotkaliśmy się o 12:00 pod jego domem:

Po 20 minutach rozmów ruszyliśmy w zaproponowaną trasę przez Grzesia.
Po drodze pogadaliśmy o "życiu" i dystans leciał w oka mgnieniu.  Tereny dla mnie nowe więc gdzie byliśmy to widać z zapisu na stravie.
Jeszcze fotka z trasy na góry ... w oddali:

Trochę mnie te 105 km z takim przewyższeniem sponiewierały więc nie był to "spacerek" ale na górskim jest znacznie ciężej. Gdybym miał ocenić daną pętelkę o długości 50 km z przewyższeniem powiedzmy 600 m to jedna taka pętelka na górskim byłaby chyba cięższa niż dwie na szosie. Taka jest różnica ... .
Teraz regeneracja mimo, że miałem ten "sport" porzucić, ale jednak to w aspekcie, że szosa się nie rozpadła to "delikatne" odstępstwo jakoś przeżyję.


Kategoria Treningi, powyżej 100 km

September Gran Fondo zrobione ...

  • DST 120.00km
  • Czas 05:05
  • VAVG 23.61km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 177( 89%)
  • HRavg 141( 71%)
  • Kalorie 5000kcal
  • Podjazdy 840m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 września 2016 | dodano: 03.09.2016

... czyli minimum 115 km w jednym treningu.  Zrobiłem 120 km, ale nie wspominam teraz tego miło. Nawet kilka metrów w pionie wyszło, chociaż nastawiłem się na płaski teren. Tzn. trochę płaski bo chciałem finalnie żeby każde 10 km miało chociaż 100 m przewyższenia. Nie wyszło ... to nie na moje zdrowie.


Kategoria powyżej 100 km, Treningi

Setka i dwa challenge zaliczone

  • DST 116.00km
  • Czas 05:00
  • VAVG 23.20km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 174( 88%)
  • HRavg 142( 72%)
  • Kalorie 4800kcal
  • Podjazdy 870m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 kwietnia 2016 | dodano: 30.04.2016

Nie wiem co napisać. Sponiewierałem się straszliwie, ale zrobiłem oba kwietniowe challenge - wysokościowy (5500 m) i odległościowy w jednej jeździe (115 km). Muszę teraz dojść do siebie bo nie kontaktuję ... .


Kategoria Treningi, powyżej 100 km

Setka z elementami gór.

  • DST 102.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 04:48
  • VAVG 21.25km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • HRmax 181( 91%)
  • HRavg 136( 69%)
  • Kalorie 5100kcal
  • Podjazdy 1480m
  • Sprzęt Nowy
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 10 maja 2015 | dodano: 10.05.2015

Ojjjj ... dzisiaj też nie było lekko. Myślę, że w moim przypadku każda setka zawsze będzie ciężka.  Raz, że to na góralu, dwa, że zawsze sam, trzy, że zawsze mnie góry kuszą.
Zacząłem trochę po płaskim ale w pewnym momencie udałem się do Karpacza:

Po Karpaczu Zachełmie i ... wpadłem na pomysł odwiedzić Zamek Chojnik. 
Z Zamku Chojnik lasem ponownie na Zachełmie. Niby tylko 5 km, ale trochę się tam namęczyłem. Tym bardziej, że znów mnie strasznie bolą plecy (częściowo po wczorajszej walce z trawnikiem u rodziców). W dodatku skąpałem się w jedynym błocku jakie było.  


Po zjeździe w dół zaliczyłem jeszcze dwie ulewy (na ostatnich 25 km), ale postanowiłem plan "setki" zrealizować. Końcówka na mapce taka mocno kombinowana bo uciekałem przed deszczem, a padało na tyle nietypowo, że np. Sobieszów cały siwy od ulewnego deszczu, a nad Podgórzynem błękitne niebo.  A za chwilę na odwrót. Też nie miałem już sił żeby kontynuować jakiekolwiek podjazdy ... .


Kategoria powyżej 100 km, Treningi

Setka ... nie było lekko.

  • DST 101.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 04:23
  • VAVG 23.04km/h
  • VMAX 66.80km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 177( 89%)
  • HRavg 139( 70%)
  • Kalorie 4600kcal
  • Podjazdy 1150m
  • Sprzęt Nowy
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 maja 2015 | dodano: 03.05.2015

Dzisiaj umówiłem się na wycieczkę z kolegą Zbyszkiem (na 9:00). Bardzo dawno nie jeździliśmy razem bo w poprzednim roku ja trenowałem pod maratony, a w tym roku jeszcze nie było okazji.  Zbyszek to wieloletni zawodnik M6 (z tytułu daty urodzenia) więc z automatu wiadomo było, że dzisiaj będzie powoli.  Wyruszyłem kilka minut przed 8:00 i postanowiłem do tej 9:00 już zrobić ok. 25 km. Na 3-cim km pierwsza fotka - stawy Podgórzyńskie i widok na góry:

Na 5-tym km była okazja do ponownego zatrzymania się:

Kapeć na asfalcie w oponach MTB z opaskami antyprzebiciowymi.
Chyba tylko dlatego, że było jeszcze zamknięte to byłem zmuszony zmienić dętkę (aczkolwiek też poważnie się zastanawiałem nad nie zmienianiem i powrotem pieszo do domu). No ale zmieniłem (też cud, że miałem dętkę i pompkę).  Ha !! - miałem, bo w planach na dzisiaj była setka ... a takie założenie oznaczało, że mogę się oddalić od domu o jakieś pół dnia drogi ... pieszo.
Tak naprawdę opony nieco pocięte (po bokach) po maratonach z zeszłego roku, ale postanowiłem je jeszcze nieco poeksploatować zanim je wyrzucę jako prawie nowe.  
Ale ok., zmieniłem dętkę, trochę podpompowałem i gibam do domu. Tam już "pompką ręczną słupkową z manometrem" dobiłem do 3,5 atm, zabrałem nową, używaną, losową dętkę i lecę na miejsce spotkania do Piechowic. Z Piechowic ze Zbyszkiem jedziemy na Michałowice, Szklarską, Świeradów. Moja jazda w pewnym procencie wygląda tak: nieco do góry, nawrót - zjazd do Zbyszka i znów do góry, nawrót, do góry, nawrót. Ze Szklarskiej na Zakręt śmierci pojechałem swoim tempem żeby zrobić tę fotkę:

Następnie do Świeradowa. Zjazd pojechałem na maksa stąd te 3 PR, a później już razem ze Zbyszkiem turlaliśmy się na Mirsk, Rębiszów itp.  W tym momencie zjadłem batonika i już jestem w 100% pewien, że jestem uczulony na orzechy laskowe. Ostatnio zdarzyło się to z 3-4 razy (w warunkach domowych) i wówczas zaczęło mnie drapać w gardle ale uznałem, że to przypadek, zbieg okoliczności itp. Tym razem tak mnie złapało, że myślałem, że się uduszę.  Gardło od środka napuchło, nie byłem w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Już myślałem, jak to będzie wyzionąć ducha w polu w okolicach Rębiszowa ... nawet na nagrobku jako wpis pożegnalny ciężko sklecić coś sensownego.
No nic ... Zbyszka tempo wówczas spadło do prawie zera więc razem uznaliśmy, że chyba się rozstaniemy. Normalnie bym dalej z nim jechał, ale przez to gardło już chciałem być blisko domu.
W Cieplicach już potrafiłem wyszeptać pojedyńcze słowa ... na liczniku 90 km ... więc jeszcze pętelka wokół domu żeby dobić do setki. Nogi już mocno piekły, nawet się zatrzymałem w miejscu wcześniejszego łatania dętki aby chwilkę odsapnąć. Teraz z pomocą whisky już doszedłem do etapu mówienia z chrypką.
Ale ogólnie teraz jest fajnie (pomijając, że nogi bolą bardziej jak po maratonie) - zrobiłem "setkę górzystą" i w połączeniu z wczorajszą wycieczką i przedwczorajszymi termami wyszedł fajny weekend majowy.
No i nawet żyję ... w pełni tego słowa znaczeniu.


Kategoria powyżej 100 km, Treningi

Single pod Smrkiem - mój debiut :)

  • DST 101.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 04:59
  • VAVG 20.27km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 166( 84%)
  • HRavg 133( 67%)
  • Kalorie 5300kcal
  • Podjazdy 1670m
  • Sprzęt Nowy
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 czerwca 2014 | dodano: 07.06.2014
Uczestnicy

Dzisiaj po raz pierwszy dzięki towarzystwu Adama miałem okazję odwiedzić sławne single pod Smrkiem. W zasadzie byłem w tych okolicach (Polska strona) wielokrotnie, ale nie widziałem, że są one obok.
Umówiliśmy się z Adamem o 9:30 na Rozdrożu Izerskim. Ja pojechałem rowerem i jednak od samego początku nie czułem się na siłach na jakiś kosmiczny trening.  Ale nic - umówiłem się, więc zmierzałem na miejsce spotkania. Po 5 minutach padła mp3 (z niewiadomego powodu) więc cały trening bez muzyki.  Dojazd na Rozdroże uzmysłowił mi też zmęczenie po wczorajszym - tętno było byle jakie. Na Rozdrożu miałem 400 m przewyższenia na dystansie 17 km i średnie tętno w pierwszej strefie. Beznadzieja.
Pojechaliśmy. Adam prowadził na najlepsze single, którymi systematycznie jeździ. Było super do czasu aż nie wyrobiłem zakrętu i przydzwoniłem w drzewo. Nawet nie wiem jak to się stało, że z rowerem i ze mną wszystko ok.
Wcześniej oczywiście poginaliśmy aż miło. Też mocno to mnie sponiewierało bo jechaliśmy chyba na maksa zarówno na podjazdach czy zjazdach. Ciągle te hopki na których dokręcaliśmy na maksa.  Po spotkaniu z drzewem trochę mi entuzjazm opadł, ale znów na kolejnych km nabierałem pewności siebie i wkrótce po raz drugi wyfrunąłem ze ścieżki (przez bandę).  Wtedy już byłem myślami w temacie "powrotu do domu".
Powrót do domu bardziej asfaltami bo musiałem wrócić między 14:00 a 15:00. Miałem też troszkę dość tych singli z uwagi na te dwa "dzwony", zmęczenie i myśl, że nawet jak już dotrzemy do Świeradowa to jeszcze czeka nas podjazd na Rozdroże, a później ja jeszcze do Jeleniej.
W Świeradowie duszkiem wypiłem Żubra, napój Oshee (pierwszy raz to kupiłem, a Bartek zawsze to pije więc może warto spróbować) do kieszonki i jazda dalej. Po tym Żubrzyku trochę sił odzyskałem (a może to po Oshee ?) i wyraźnie dominowałem nad Adamem jak jechaliśmy w kierunku Rozdroża.  Trochę mnie to podniosło na duchu, bo przecież na Memoriale prawie do ostatnich metrów walczyliśmy (ze sobą) o końcowy sukces. 
Na Rozdrożu się pożegnaliśmy i pojechałem w kierunku domu. Żal mi było brakujących ok. 10 km do setki więc trochę wydłużyłem "dojazdówkę" do domu i cel jakby nie patrzeć osiągnąłem. Ale na progu wejścia do domu padłem.  Teraz piję whisky, za 10 minut wychodzę na imprezę i już się czuję na siłach aby w razie co jeszcze dzisiaj powtórzyć ten przejazd. Hehehe.
Na koniec Adam i ja w jakimś tam miejscu w Czechach:



Było super ... jutro nie wsiadam na rower.
Aha, rower się sprawdził - nic nie nawaliło, wszystko jest ok, muszę jedynie zlokalizować przyczynę "chrupania" podczas kręcenia z dużym naciskiem na pedały. Prawdopodobnie kwestia naoliwienia czegoś.
Miewałem w przeszłości takie objawy, ale nie pamiętam co pomagało aby je wyeliminować ... .
Denerwuje mnie też (chyba się odzwyczaiłem) to terkotanie (piast ?) podczas jazdy bez pedałowania. Ale się ponownie przyzwyczaję.

Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: Navime.pl + mapka:


Kategoria powyżej 100 km, Treningi

Ciężko szło, ale jakoś ukręciłem.

  • DST 104.00km
  • Teren 16.00km
  • Czas 04:35
  • VAVG 22.69km/h
  • VMAX 54.80km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 166( 84%)
  • HRavg 140( 71%)
  • Kalorie 4750kcal
  • Podjazdy 1430m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 kwietnia 2014 | dodano: 26.04.2014

Dzisiaj bez formy. Nie chciałbym mieć takiej za tydzień na Memoriale.  Znów jestem zmęczony - praca, dzieci, a do tego doszedł ostatnio zakup nowej wersalki więc starą trzeba było rozłożyć, porąbać i transportować na odcinku mieszkanie-piwnica-auto-rodzice. Trochę mnie to sponiewierało. Zresztą za chwilę robię jeszcze jeden (ostatni) kurs.
Po moim dzisiejszym tętnie widać, że jest bryndza. Max wyszedł 166 ... tyle co średni w wariancie wyścigowo-maratonowym.
W najbliższych trzech dniach nie będę jeździł więc dzisiaj chciałem zrobić setkę. Udało się, ale uszło ze mnie życie.  Już samo ukręcenie jej na oponach Nobby Nic 26x2,25 DD z owijkami jest wyczynem. Toczy się to jak czołg. Pojechałem też kilka podjazdó żeby sumarycznie jakoś to wyglądało.

Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: Navime.pl + mapka:


Kategoria powyżej 100 km, Treningi

Po górkach ... było wyjątkowo :)

  • DST 135.00km
  • Czas 05:40
  • VAVG 23.82km/h
  • VMAX 60.80km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • HRmax 185( 93%)
  • HRavg 143( 72%)
  • Kalorie 5600kcal
  • Podjazdy 1730m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 marca 2014 | dodano: 09.03.2014
Uczestnicy

Dzisiejsza jazda zgodnie z wczorajszym założeniem odbyła się w grupie 6-ścio osobowej. Pojechał Mateusz, Paweł, Marcin, Rafał, Marek i ja. 
Z Mateuszem (Jelenia Góra), Pawłem (Kowary) i ze mną (Piechowice) umówiliśmy się na start o 9:30 z Kowar. Ja wyjechałem nieco wcześniej więc wydłużyłem sobie "dojazdówkę', ale też nieziemsko zmarzłem.  Przez pierwszą godzinę jechałem z zaciśniętymi pięściami bo nie byłem w stanie wytrzymać bólu. Wiem, że można było założyć rękawiczki zimowe, ale co później ? - przy +10/15 stopniach już by się nie przydały.  Było wówczas mniej więcej tak:


Trzy kilometry dalej (czyli kilka minut później) już było znacznie lepiej:

Ale nic dotarłem na miejsce spotkania, był już Mateusz, o czasie przyjechał Paweł i ruszyliśmy na przełęcz Okraj.
Jeszcze zdążyłem upamiętnić na fotce Mateusza:

Już po pierwszych 500 metrach wiedziałem, że dzisiejsza jazda mnie zaboli. Mateusz wiedziałem jak jeździ, Paweł w zasadzie też ... po przeczytaniu opisu i wrażeń Ariela z ostatniego ich wspólnego treningu ... ale chłopaki super się zachowali i widząc, że nie trzymam tempa zwolnili i jechaliśmy sobie wspólnie.  Z mojej perspektywy (rower 26'' MTB, z oponami 1,75 slicki) to myślę, że tempo na przełęcz było całkiem przyzwoite.  Nigdy nie jeździłem na szosie, ostatnio trenuję z szosowcami i zawsze będę trochę odstawał. Tzn. nie zawsze ... pod koniec sezonu kupię sobie rower szosowy więc w przygotowaniach do kolejnego sezonu będę miał chociaż rower dostosowany do ogółu. 
Ale fajnie, miałem sobie dać wycisk więc wszystko szło zgodnie z planem - jechaliśmy do góry, tempo było takie jakie dawałem radę utrzymać i było super. 
Na szczycie czekali na nas pozostali. Wtedy już razem rozpoczęliśmy zjazd za granicą Państwa Polskiego. Każdy zjazd ma to do siebie, że kiedyś się kończy i trzeba będzie pokonać tę samą trasę w odwrotnym kierunku.  Ale nic - jedziemy. 19 km szybkiego zjazdu, nawrót z małą pętelką i gibanie z powrotem. I to już była u mnie walka z samym sobą.  Tempo znów było dostosowane do mnie ... tzn. uwzględniając maksa jakiego byłem w stanie wycisnąć. Wielokrotnie wychodziłem na prowadzenie żeby dostosować tempo "pod siebie". Za każdym razem jak ktoś inny prowadził (Mateusz) to prędkość rosła i rosła ... i nie utrzymywałem koła całej grupy.  Mam też tak, że nie mogę jechać ostatni. Jak tylko w danej grupie ląduję na końcu to odchodzą mi siły, chęci do jazdy. W między czasie zażyłem też shota BCAA, próbowałem odskoczyć w jednym miejscu i w ogóle zaplanowałem, że na Okraj nie wjadę ostatni.  Wkrótce okazało się, że nie było na to szansy.
Finalnie towarzyszył mi Peweł i tak sobie jechaliśmy. Na Okraj dojechaliśmy z kilku minutową stratą (3-5 minut).
Na Przełęczy Okraj wspólna fotka:

Później już zjazd w kierunku na Kowary, gdzie po drodze każdy z nas odbił w swoją stronę. Ja z Mateuszem pojechaliśmy jeszcze na Jelenią Górę i Łomnicę i po jakimś czasie dowlokłem się do Piechowic (Mateusz pojechał ze mną). Tak sobie z "Matim" pogadaliśmy i jestem pełen podziwu, że wybierając się na taki trening (a przecież kierunek i trasa była znana) pojechał z jednym bidonem i w dodatku napełnionym do połowy. Szok !!
Na koniec jeszcze jeden dość istotny szczegół: pobiłem dotychczasowy rekord życiowy w dystansie Zrobiłem 135 km (dotychczasowy rekord to 128 km). Poprzedni rekord ustanowiłem jakieś 20 lat temu (za czasów technikum) z dwójką kolegów na trasie Piechowice-Jabloniec-Piechowice. To ciężką trasa (duże przewyższenie) więc cieszę się, że nowy rekord też nie jest po płaskim.

Na koniec gorące pozdrowienia i podziękowania dla Pawła za towarzystwo w większości podjazdów. Super z Ciebie facet i gdybyśmy mogli w przyszłości od czasu do czasu gdzieś wyskoczyć to byłoby wspaniale (ja co prawda już wkrótce przejdę w wariant MTB ale nigdy nic nie wiadomo). Dzięki wielkie.       
A teraz już sobie piję (regeneruję się) przy użyciu whisky.

Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: Navime.pl + mapka:


Kategoria powyżej 100 km, Treningi

Pierwsza setka w tym roku :)

  • DST 101.50km
  • Teren 5.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 22.56km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • HRmax 168( 85%)
  • HRavg 142( 72%)
  • Kalorie 4150kcal
  • Podjazdy 1180m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 lutego 2014 | dodano: 02.02.2014

Oczywiście nie liczę tych kilku setek z przedwczoraj, które wypiłem na studniówce. Chodzi o nieco inną kategorię.
Dzisiaj miałem w planach zrobić stówkę (w sensie dystansu) na rowerze.  Zaczęło się od 30-sto minutowego opóźnienia ponieważ po ostatnim treningu rower był cały w błocie, wszystko pordzewiało, w łańcuchu ogniwa się nawet nie zginały.  Prysnąłem gdzieniegdzie smarem i ruszyłem.
Obrałem kierunek na Zaporę Pilchowice. Z drobnymi korektami trasy wreszcie tam dotarłem. Oto fotka dojazdowa:

I kilkanaście kilometrów dalej już ta właściwa:
- widok na prawo:

- widok na lewo:

i lekkie zbliżenia na łowiących ryby:

Następnie skierowałem się w stronę Jeleniej Góry i jak byłem w Jeżowie Sudeckim to zaciekawiła mnie tablica: "Góra Szybowcowa". Nigdy tam nie byłem rowerem, mam czas, więc czemu nie ?  "Kawałek podjazdu" (trochę mnie wymęczył) i widok z niej na Jelenią Górę:

Oczywiście tej kostki jest ok. 100 m a dalej już łąka. Tu popełniłem pewien błąd taktyczny.  Postanowiłem sobie zjechać na dół - jakieś ludziska tam u dołu szły więc pomyślałem, że im pokażę jak się zjeżdża. W końcu niekoniecznie mogli wiedzieć, że da się zjechać i niekoniecznie chodzą kibicować na maratony więc mogli nie widzieć jak zjeżdża czołowy zawodnik polskiego MTB.  No więc wystartowałem po tej kostce, a po chwili po łące ociekającej wodą. W połowie zjazdu już wiedziałem, czemu u dołu szli mocno poboczem a nie ścieżką, którą ja jechałem.
Jak zjechałem to naprawdę byłem wniebowzięty, ale jak spojrzałem na siebie to się przestraszyłem.  Kurde, czterdziestka na karku, ukończone dwa fakultety, a ja za*********lam jakąś ścieżką, na zimnie, calutką w błocie z uśmiechem na twarzy. Po zatrzymaniu ściekało mi ono (błoto) rękawkami od kurtki. Rower usyfiony ... ale jemu to w zasadzie chyba było bez różnicy. Chociaż nie - może jednak jest różnica. Wcześniej było błoto zaschnięte, a teraz się trochę namoczyło.  Dobrze, że się nie zabiłem bo już w połowie zjazdu niewiele widziałem. Kurde - głupio zrobiłem, bo mogłem w tym stroju rowerowym jutro pójść do pracy, a teraz już mnie żona nie puści i trzeba będzie coś tam wyprasować (tzn. żona będzie prasować, żeby nie było niedopowiedzeń).  Uwaga: czas na skruchę i połączenie z nią w bólu.
Ok - wystarczy. Później jeszcze przedzierałem się przez jakieś osiedle z drogą gruntową całą w błocie więc z dzisiejszego treningu jedynie 5 km było w terenie, a wyglądałem jakbym pojechał błotny maraton.
No nic ... . Z Jeleniej Góry pojechałem w kierunku Mysłakowic (w końcu musiałem jeszcze gdzieś znaleźć te 50 km). No więc sobie jadę aż do zjazdu ze ścieżki rowerowej i wówczas jakoś nietypowo uśliznęło mi się tylne koło. No nic - myślę sobie: zbieg okoliczności.
To był mniej więcej 58-my km. 11 km dalej już nie wytrzymałem i się zatrzymałem sprawdzić co jest grane. Sprawdziłem wszystkie szprychy - jakby było z nimi ok. Dokręciłem mocniej koło, raczej nie miało znaczenia. Jak się złapało za oponę i ruszało lewo prawo to jakiś tam luz jest, ale nie aż taki żeby na każdym zakręcie znosiło mnie do rowu.  Pomyślałem sobie - jest ok, jadę dalej. No i jechałem dalej. W Podgórzynie wpadłem na pomysł, że przy okazji tych stu km co mam w planach zrobić to jeszcze fajnie by było uzupełnić go klockiem w pionie (w końcu brakowało mi do niego tylko nieco 100 m).
To i tak taki trening jest lżejszy niż godzina tego chomiczydła balkonowo-domowego.
A więc Zachełmie (przez Przesiekę). Pod górę to koło jakoś nie przeszkadzało. Jak zacząłem zjeżdżać z Zachełmia to już wiedziałem, że nie jest to normalne zachowanie (to był 83-ci km). Znów się zatrzymałem i jeszcze raz wszystko oglądam. Ni z tego ni z owego postanowiłem sprawdzić ile mam powietrza z tyłu. I co ... ? - kaszanka !!! Kapeć, ale taki nie do końca - dało się jechać, ale na zakrętach jak styk opony z nawierzchnią był mały to znowu znosiło mnie na pobocze.  Postanowiłem doturlać się do domu i dopompować powietrza lub zmienić dętkę. Pod domem miałem już na liczniku 90 km, poszedłem po pompkę (taką stacjonarną z manometrem gdzie jedno naciśnięcie tłoka pompuje 0,1 atm).  Podłączam ją pod wentyl, a tam ciśnienie nieco ponad 0,5 atm. Nieźle - 32 km jechałem z kapciem z tyłu.  Nie zmieniałem dętki bo mi się nie chciało. Oczywiście miałem ze sobą dętkę i pompkę więc jakby zeszło do zera to bym w trasie z tym walczył. Może to i dobrze, że nie musiałem bo jak sobie przypomnę moje doświadczenia w tym temacie z maratonu w Świeradowie to do teraz mam lęki związane z tą operacją.
Napompowałem 3,5 atm i ruszyłem do Piechowic. Po kolejnych 12-stu km zakończyłem trening, powietrza wizualnie może i nie ubyło. Okaże się za kilka dni.
Prawdopodobnie dętka będzie do wymiany. Muszę też znaleźć trochę czasu żeby doprowadzić rower do stanu używalności i podmienić kilka części. Powinny zostać wymienione: linki, pancerze, przednia przerzutka (na shimano XT), przedni hamulec (na shimano XT), może klocki hamulcowe. Muszę pod korbę założyć jedną podkładkę bo dałem za mało jak ją montowałem i jakbym teraz chciał założyć opony NN 2x2.25DD to opona szoruje o przednią przerzutkę. Aha, no i łańcuch bo ten ma już przebieg 800 km (a staram się podmieniać po 700 km).  Pewnie nie zrobię wszystkiego, ale w miarę możliwości czasowych w okresie ferii coś tam podłubię.     

Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: Navime.pl i ogólna mapka:


Kategoria Treningi, powyżej 100 km

Stówka na MTB w zimie

  • DST 102.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:51
  • VAVG 21.03km/h
  • VMAX 62.66km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 171( 86%)
  • HRavg 139( 70%)
  • Kalorie 4850kcal
  • Podjazdy 1500m
  • Sprzęt Stary
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 26 grudnia 2013 | dodano: 26.12.2013
Uczestnicy

Dzisiaj trening z Bartkiem. Od razu wielkie podziękowania. Umówiliśmy się na 8:30 na Rozdrożu Izerskim. Musiałem więc wyjechać godzinkę wcześniej. W lesie było jeszcze dość klimatycznie :

Jak dojechałem na miejsce spotkania było już widno. Bartek przyjechał autem (a specjalnie podałem taką lokalizację startową aby miał te niecałe 10 km dojazdu rowerem).

No nic ... gdyby przyjechał rowerem to jeszcze szybciej musiałby wracać, więc nie ma dramatu. Wspólnie pojechaliśmy pokręcić po okolicznych lasach i asfaltach. Czas mijał bardzo szybko, a km leciały. O 11:30 musieliśmy znów powrócić na Rozdroże aby Bartek zdążył do 12:00 wrócić do domu i zaliczyć jeszcze wycieczkę w góry (trochę współczuję).

Bartek po treningu:

Ja postanowiłem docisnąć do 100 km, a też lekko nie miałem bo już o tej godzinie było dość wietrznie. Zresztą zrobiona trasa też nie należała do płaskich. Suma sumarum można teraz bez wyrzutu sumienia się napić.

Link do dokładniejszych statystyk treningu w serwisie: Navime.pl i ogólna mapka + profil:


Kategoria powyżej 100 km, Treningi